
Opadnięte żółte liście drzew i zmienny nastrój jesieni przypomina, że już niebawem zima zapuka do drzwi. A wspomnienia o ubiegłej ostrej białej zimie napędzają pytanie: jaka też ma być przyszła?
Gdzie jest popyt, tam będzie i podaż: meteorolodzy podają swoje odpowiedzi na niepokojące zimowe pytanie, jednak najgłośniej powiedziane przedwczesne prognozy całkiem nie cieszą.
Jeszcze w sierpniu odwołując się do obfitego rozkwitu koniczyny oraz zachowania się pszczół łotewska fenolog obiecała, że temperatura przyszłą zimą spadnie do -40 stopni. Polscy meteorolodzy także obiecali jeszcze jedną wyjątkowo chłodną zimę, twierdząc, że od chłodów arktycznych Europy już nie chroni zanikający prąd zatokowy Golfsztrom. Do niepocieszających prognoz groźnej zimy dołączają się również brytyjscy meteorolodzy. Co prawda, wszyscy też zaznaczają, że dokładniejszych przewidywań doczekamy się w końcu listopada lub w grudniu.
Jednak Aleksander Bedrickij, sekretarz generalny Światowej Organizacji Meteorologiczej zaznacza, że nauka jeszcze nie jest w stanie stwarzać dokładne i długotrwałe prognozy pogody: „Nie mogę powiedzieć, jaka ma być zima: wciąż trwa przestawianie się jesiennych procesów cyrkulacji, więc dla prognoz jest zbyt wcześnie”.
Specjaliści Litewskiej Służby Hydrometeorologicznej przy Ministerstwie Ochrony Środowiska również twierdzą, że jest zbyt wcześnie panikować z powodu mrozów. Meteorolog Donatas Valiukas powiedział „Kurierowi”, że długotrwałe prognozy są tak samo prawdziwe, co chiromancja.
„Ktoś coś powiedział, ktoś coś usłyszał — właśnie tak rozchodzą się plotki, a ludzie chętnie wierzą temu, co jest najgłośniej mówione. Wśród uczonych krąży wiele zdań na temat przyszłej zimy, lecz większość z nich nie zgadza się, że będzie ona tak samo mroźna, jak poprzednia. Najroztropniej jest jeszcze zaczekać do końca listopada z prognozami. Bez omyłki można twierdzić tylko to, że dwie mroźne zimy z kolei są niezwykle rzadkim zjawiskiem” — powiedział Valiukas.
Meteorolog również nie zgadza się z argumentem zanikającego Golfsztromu: „Wyniki badań tego prądu zatokowego są bardzo sprzeczne: jest wiele danych, które udowadniają, że Golfsztrom nawet wzmacnia się, a nie zanika. Lecz w każdym razie dla zauważalnego wpływu tego zjawiska na klimat Europy są potrzebne dziesięciolecia, a nie kilka lat lub miesięcy: na przyszłą zimę to nie może wpłynąć”.
Jednak ludzie przypominają, jak mrozili nosy w ubiegłą zimę i płacili kosmiczne ceny za letnio nagrzane kaloryfery, a latem byli świadkami czegoś odwrotnego, bo wysokiej temperatury. Jak po takich praktykach mają zachować się ludzie, słysząc o kolejnej mroźnej zimie, która skuje lodem Europę? Wielu już uwierzyło ekstremalnym prognozom i zaczęło do niej szykować się bardziej niż zwykle: ktoś kupił nowe i mocniejsze grzejniki, ktoś cieplejsze kożuchy, buty i swetry. Nikt przecież nie chce znowu marznąć. I to jest bardzo dobrą nowiną dla producentów oraz handlowców: przecież znowu można wywindować ceny, a „obiektywne” przyczyny, dlaczego należy pustoszyć kieszenie klientów, zawsze będą znalezione.
Na razie powiedzieć można jedno: zawsze jest ktoś, kto ma korzyść z powszechnej paniki. Któż będzie zaprzeczał fakt, że podczas paniki z powodu ptasiej, a potem świńskiej grypy, solidnie wzbogacili się farmaceuci? Czyżby nie z powodu paniki podskoczyły ceny na chleb upieczony z mąki z ubiegłorocznego zboża?
„Strach ma duże oczy, jednak rzadko widzi daleko. Zgadzam się, że strach przed mroźną zimą bardzo przypomina panikę z powodu epidemii świńskiej grypy. Na razie takie prognozy są tylko przypuszczeniami, więc możemy być spokojni” — mówi meteorolog Donatas Valiukas.