Wielogodzinne, czy jak kto woli, wielokilometrowe kolejki na przejściach granicznych znowu stały się utrapieniem dla podróżujących między Litwą a Białorusią. Co tym razem powoduje wydłużenie czasu przekraczania litewsko-białoruskiej granicy?
Na to pytanie nie ma obiektywnej odpowiedzi. Pełno natomiast subiektywnych.
Białoruskie służby graniczne tłumaczą się, że wina leży po litewskiej stronie granicy. Białoruska agencja BielaPAN 30 kwietnia przekazała oświadczenie służb granicznych Białorusi, że przyczyną kolejek na granicy z Litwą jest „strajk litewskich służb granicznych”. W tym dniu na przejściach z Litwą w kolejkach stało w sumie 1 920 tirów oraz 730 samochodów osobowych. Wobec tych zatorów na granicy białoruskie służby zaleciły swoim obywatelom podróżującym do krajów Unii Europejskiej, żeby zrezygnowały z przejść na granicy białorusko-litewskiej.
Tymczasem litewskie służby graniczne zaprzeczają doniesieniom białoruskich kolegów. Według litewskiego Urzędu Ceł, podstawową przyczyną kolejek na granicy był wzmożony ruch graniczny. Celnicy tłumaczą się, że zwyczajnie litewsko-białoruską granice przekracza około 2 900 tirów i aut osobowych dziennie. Tymczasem na przełomie kwietnia i maja ten ruch wzrósł do nawet do 3 500 jednostek transportu dziennie. Żeby udrożnić przepust na przejściach granicznych, Urząd Ceł skierował do pracy na przejściach granicznych dodatkowy personel. Na przejściach pracują też mobilne grupy kontroli celnej. Mimo to, wszyscy celnicy i pogranicznicy mają pełne ręce roboty, bo wzmożony ruch na przejściach granicznych, to też więcej przypadków przemytu oraz więcej prób nielegalnego przekroczenia granicy.
Białoruskie media niezależne mówią, że wzmożony ruch na granicy to nie tyle sezonowe zjawisko, ile jest spowodowane nieoficjalnym odwetem białoruskiego reżimu na tzw. sankcje Unii Europejskiej.
Jak podają białoruskie źródła, służby graniczne otrzymały nieoficjalną dyrektywę Mińska, żeby dla obywateli Białorusi poluzowały kontrolę celną i graniczną oraz wzmocniły ją wobec obywateli Litwy i pozostałych krajów unijnych, co też stało się przyczyną zatorów na przejściach granicznych z Litwą, ale też z Polską, bo na tamtejszych przejściach granicznych sytuacja też jest napięta, mimo że, polskie służby — nawet według białoruskich źródeł — nie strajkują.
Na efekty patrzenia przez palce białoruskich pograniczników i celników na podróżujących współobywateli nie trzeba było długo czekać, ponieważ litewskie służby graniczne odnotowały wzrost przypadków przemytu oraz prób nielegalnego przekroczenia granicy.
Według Służby Granicznej Litwy, tylko w roku bieżącym na granicy z Białorusią zostało zatrzymanych 168 osób (najwięcej z Gruzji — 89), które próbowały nielegalnie przedostać się na Litwę.
Z kolei Biuro Policji Kryminalnej alarmuje, że na targowiskach Wilna oraz przygranicznych z Białorusią miast prawdziwą walutą są papierosy i wódka z Białorusi. W wyniku kontroli na wileńskim targowisku „Gariūnai” funkcjonariusze policji odkryli nawet kilka „kantorów” — miejsc skupu od białoruskich „turystów” papierosów i alkoholu. Dzienny „utarg” jednego takiego „kantoru” stanowił od 2 do 5 tys. paczek papierosów oraz kilkaset półlitrówek białoruskiego alkoholu. Według Biura Policji Kryminalnej, z realizacji „białoruskiej” waluty po cenach rynkowych, właściciele jej skupów mieli dziennie nawet 40 tys. litów zysku.
Wracając jednak na przejścia graniczne, zatory tam powstają nie tylko ze względu wzmożonego ruchu podróżnych z Białorusi, bo jak wynika z naszej informacji, ostatnio zwiększyła się też liczba chętnych, aby wyjechać na Białoruś. O czym świadczą chociażby dłuższe niż zazwyczaj kolejki ubiegających się o wizy przed konsulatem Białorusi w Wilnie. Według służb granicznych, częściowo jest to zjawisko sezonowe, bo zaczyna się okres odwiedzania bliskich i krewnych. Z drugiej zaś strony wyjeżdżający na Białoruś, oprócz odwiedzin rodziny, liczą też na to, że uda się stamtąd przywieźć trochę „gościńców” objętych podatkiem akcyzowym.