
Fot. Marian Paluszkiewicz
W kraju nie cichną echa skandalu dyplomatycznego ws. ujawnionych w Internecie rozmów telefonicznych litewskich dyplomatów. Zdaniem szefów państwa oraz wielu politologów i ekspertów, za skandalicznymi przeciekami stoi Rosja. Ich zdaniem dąży ona do kompromitacji litewskiej prezydencji w Unii Europejskiej, zwłaszcza w kontekście przewidzianego na jesień w Wilnie szczytu Partnerstwa Wschodniego. Tymczasem w Internecie pojawia się też nowy wątek nagrań z podsłuchu.
Komentatorzy aktywnie omawiają temat, że ujawnienie nagrań może też być elementem wewnętrznej rozgrywki politycznej. Skandal bowiem uderza nie tylko (nie tyle) w Litwę przewodniczącej Unii, ale też w prezydent Dalię Grybauskaitė, która z podania poprzedniej centroprawicowej ekipy mianowała dyplomatów. Za tym wątkiem przemawia też powściągliwa wobec dyplomatów postawa prezydent, która początkowo zwlekała z oświadczeniem w sprawie skandalu, w końcu zaś powiedziała, że ujawnienie nagrań będzie dobrą nauczką dla całej dyplomacji, że „nie należy rozluźniać się”. I choć nikt nie neguje autentyczności nagrań, prezydent nie odniosła się do personaliów uczestników skandalu. To wyraźnie kontrastuje z wcześniejszym zachowaniem prezydent, która żądała dymisji ambasadorów za znacznie mniejsze wykroczenia (przykład odwołania ambasadora w Gruzji Mečysa Laurinkusa). Tymczasem rozmowy dyplomatów uwikłanych w obecny skandal wykraczają daleko po za ramy dyplomacji.
Komentatorzy nie wykluczają też możliwości, że ujawnienie nagrań, jeśli nie jest inspirowane przez ekipę rządzącą, to jest jej na rękę, gdyż pomoże wymienić urzędników poprzedniej ekipy na „swoich ludzi”.
W lipcu nieznany użytkownik na Youtubie zamieścił nagrania z podsłuchu rozmowy ambasadora Litwy w Azerbejdżanie Artūrasa Žurauskasa z nieznanym przedsiębiorcą Kęstutisem oraz ambasadora na Węgrzech Renatasa Juški z wicedyrektorem Departamentu Partnerstwa Wschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Zenonasem Kumetaitisem. Rozmowy nagrane 4 i 18 kwietnia dotyczyły inwestycji w Turkmenistanie i planowanej wizyty premiera Algirdasa Butkevičiusa w tym kraju, jak też jego udziału w szczycie w Sankt Petersburgu i ewentualnego spotkania z premierem Rosji Dmitrijem Miedwiediewym. W rozmowach dyplomatów poruszono też sprawę Górnego Karabachu i relacji azerbejdżańsko-armeńskich, aczkolwiek język rozmowy daleko odbiega od kanonów języka dyplomacji:
„A czy gumę do żucia włożyłeś mu (do kieszeni — przyp. red.), czy jakiejś tabaki lub pestek? Wyglądałby na twardziela ten nasz Butkevičius” — o przyszłej wizycie premiera w Rosji.
„Jestem teraz, należę do tych, którzy wspierają Ormian, bo oni są chrześcijanami. Po ludzku i religijnie wygląda, że Armenia jest bliższa, aczkolwiek oni tam też, no wiesz, sprzedali się nędzarze” — o sprawie Górnego Karabachu.
W sprawie tych rozmów Ministerstwo Spraw Zagranicznych wszczęło postępowanie służbowe. Sprawą zajęły się też służby specjalne — Departament Bezpieczeństwa Narodowego. Otwarcie o możliwej prowokacji ze strony Rosji mówiła z kolei prezydent w swoim tegorocznym expose.
Nie wiadomo na razie jak skończy się sprawa dla uwikłanych w skandal dyplomatów. Po ujawnieniu nagrań ambasador Artūras Žurauskas złożył wniosek o odwołanie jego ze stanowiska. Tymczasem Renatas Juška jest obecnie na urlopie, lecz po urlopie dyplomata jest natychmiast wzywany do Wilna „na konsultacje”. Juška był już raz „bohaterem” skandalu dyplomatycznego. Przed kilkoma laty w programie „Odnako” na jednym z rosyjskich kanałów nadano nagranie rozmowy telefonicznej gruzińskiego posła Givi Targamadze z litewskimi dyplomatami Albinasem i Renatasem. Rozmawiano o możliwości dokonania zamachu na białoruskim liderze opozycji Aleksadrze Milinkiewiczu. Sugerowano, że litewskimi rozmówcami gruzińskiego polityka mogli być ówczesny sekretarz MSZ Albinas Januška oraz wówczas pracujący na stanowisku w resorcie Renatas Juška.
Choć na Litwie sprawę uznano wtedy za rosyjską prowokację, jednak Januška, którego w raporcie amerykańskiej ambasady ujawnionym na WikiLeaks nazywano „szarą eminencją” litewskiej polityki oraz lider domniemanego wpływowego klanu „państwowców”, nieoczekiwanie podał się do dymisji. Wtedy w obronie Januški stanął właśnie Juška. Dziś z kolei w obronie Juški przed ewentualną jego dymisją stają osoby wiązane z domniemanymi „państwowcami”. Politolog Raimundas Lopata oraz Audrius Matonis, szef służby wiadomości telewizji publicznej, przekonują, że błędem byłoby odwołanie ambasadorów. Ostrzegają też, że podobnych nagrań może być znacznie więcej i jeśli Litwa konsekwentnie będzie usuwała ze stanowisk nagranych dyplomatów, to może dojść do paraliżu służby dyplomatycznej.