Kiedy złocisto-brązowe liście swą szeleszczącą powłoką przykrywają do snu spracowaną ziemię, a drzewa stają się czarne i smutne, przychodzi czas refleksji i zadumy. Zadumy nad przemijaniem. Nadzieją na odrodzenie oraz życiem w perspektywie wieczności. Pomimo smutku, jaki niesie ze sobą rzeczywistość śmierci i przemijania, lubimy te święta, bo czujemy, że nasze spotkania ze zmarłymi w te dni — to nie tylko wspomnienia o nich, ale realne obcowanie na płaszczyźnie duchowej poprzez modlitwę za nich i do nich.
Tak świętujemy i tak przeżywamy te dwa dni, jakby stanowiły jedno wielkie święto, a przecież ich treść jest bardzo różna. Tak jak są nieco inne tradycje ich obchodów w różnych krajach. O wymowie tych modlitw liturgicznych, o tradycjach, które im towarzyszą we Włoszech, opowiada ks. proboszcz parafii wileńskiej pod wezwaniem Jana Bosko, licencjat teologii Alessandro Barelli.
Pierwszy i drugi listopada mają bardzo różną treść w życiu wierzących…
Tajemnica dnia 1 listopada przypomina nam przede wszystkim tych Świętych Pańskich, którzy nie mają swoich osobnych dni w roku liturgicznym i są rzeszą „nieznanych żołnierzy” Bożych. A muszą być ich niezliczone zastępy, albowiem w Księdze Apokalipsy są słowa św. Jana Apostoła, „…nie mógł ich nikt policzyć — z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków” (Ap 7,9).
Tego pierwszego dnia oddajemy cześć tym wszystkim, którzy cieszą się już chwałą nieba, a więc świętym, o których mówi Biblia (św. Piotr, św. Paweł), świętym uznanym przez Kościół (np. św. Maksymilian Kolbe, św. Faustyna Kowalska) oraz tym wszystkim świętym, których mniej znamy.
Inną zaś treść ma dzień 2 listopada, Dzień Zaduszny. We Wspomnieniach Wszystkich Wiernych Zmarłych wspominamy zmarłych z naszych rodzin i tych, o których być może ludzie zupełnie zapomnieli. Modlimy się o wieczne zbawienie dla tych, którzy są jeszcze w czyśćcu, czekają na radość spotkania z Bogiem.
Musimy się modlić za wszystkie dusze, pomóc im modlitwą ofiarowaną w ich intencji, Mszą świętą, Komunią świętą, odpustem, pokutą.
W wyznaniu wiary mówimy, że wierzymy w „świętych obcowanie”. Szczególnego wymiaru słowa te nabierają, gdy modlimy się prosząc o wstawiennictwo świętych i błagając Boga za naszych zmarłych.
Czy ksiądz proboszcz widzi różnice obchodów tych dni w swojej ojczyźnie, Włoszech, oraz na Litwie, z którą swoje życie połączył przed piętnastu laty?
Oczywiście, że są. I te pozytywne i, niestety, negatywne. A mówiąc o tych drugich chcę podkreślić, że niestety ludzie i tu, i tam czasami za mało uwagi poświęcają człowiekowi za życia, okazują mało miłości, a kiedy ten odchodzi, starają się to „nadrobić”. Wystawiają okazałe pomniki, obsypują grób kwiatami, zapalają dziesiątki zniczy. Zapominają o rzeczy najważniejszej: stałej modlitwie za ich dusze. Nie tylko w tym wyjątkowym dniu i nie tylko w tej chwili, stojąc na cmentarzu.
Zarówno we Włoszech, jak też na Litwie, zauważalne są anglosaskie zwyczaje, z których najpowszechniejszym jest używanie wydrążonej dyni jako latarni oraz huczna zabawa w Halloween, nie mające nic wspólnego z naszą religią chrześcijańską.
Włochy to kraj wielu regionów o różnych tradycjach. Prawdopodobnie bogatsze tradycje pod tym względem są na Południu?
Nie byłbym tak kategoryczny, ale owszem, w tej części kraju są całe miasta, mające swych patronów, w tym Wszystkich Świętych. Dlatego odbywają się tu procesje w dniach ich świąt, obnoszone są ich relikwie. Mają miejsce świąteczne festy.
Tym niemniej nie tylko na południu kraju, ale w całych Włoszech każdy region stara się upamiętnić te dni Ognissanti (Wszystkich Świętych) oraz Commemorazione dei Defunti (Dzień Zaduszny) — szczególnie.
Podobnie jak na Litwie, Włosi wspominają tych, którzy odeszli, odwiedzają cmentarze, składają kwiaty na grobach oraz… szykują specjalne dania. Albowiem Włosi byli długo przekonani, że w tych dniach zmarły mógł wrócić do żywych i odwiedzić żyjących krewnych.
Podobno w tym dniu dzieci mogą nawet otrzymać cukierki, prezenty niby od krewnych zmarłych (a faktycznie od rodziców), tak jak u nas jest w noc grudniową, kiedy „przychodzi” św. Mikołaj.
Tak. Jest tak np. na wyspie Sycylia — tutaj wierzy się, że w nocy z 1 na 2 listopada zmarli zostawiają dla dzieci prezenty. Maluchy rankiem znajdują drobne niespodzianki, które oczywiście przygotowują dla nich rodzice. Dzieci wierzą, że jest to dar od zmarłego dziadka czy babci, za duszę którego się modlą.
Skoro chodzi o prowincje wiejskie, to dzieci odwiedzają domy mieszkańców, zbierają cukierki w zamian za modlitwę za dusze tych, którzy te domy opuścili. Jest to piękny zwyczaj, piękna tradycja ludowa, jak też ważna dla samych dzieci lekcja.
Przechowują szacunek dla tych, którzy odeszli, pamiętają o nich.
Wiele było we Włoszech, a czasami i pozostało tradycji ludowych, ale nieprzeczących religii.
Na przykład w toskańskiej prowincji Massa e Carrara rozdaje się jedzenie ubogim; w okolicach Grossetto na grobach dzieci zostawiano kiedyś malutkie buciki, wierząc, że duszyczki zmarłych wracają w te dni na ziemię. Z tego samego powodu w niektórych częściach regionu Lombardia zostawia się nocą w kuchni dzban świeżej wody pitnej.
Charakterystycznym zwyczajem, który podobno przetrwał we Włoszech po dziś dzień, jest przygotowywanie dań jedzonych tylko w tym czasie.
Na północy Włoch, głównie w Lombardii, można znaleźć ciastka pane dei morti (chleb zmarłych), które kiedyś spożywano, aby oddać cześć zmarłym.
W moich stronach rodzinnych, Turynie regionu Piemonte — na stole w nocy z 1 na 2 listopada mieszkańcy zostawiają wino oraz gotowane kasztany. Jest to świadectwo, że żywi o zmarłych nie zapomnieli, że w domu, który opuścili, jest zawsze miejsce dla nich.
Miejsce przede wszystkim w sercach ludzkich, bo przecież jeżeli wierzymy, że człowiek żyje w Bogu, to te wspomnienia mają jakże głęboki sens. Czyli te tradycje ludzkie mają w sobie podstawę naszej wiary.
W regionach Piemonte, Veneto i Toscana piecze się ciasteczka tzw. ossa dei morti (kości zmarłych). W okolicach Neapolu przygotowuje się torrone dei morti.
Po dziś dzień, szczególnie na południu Włoch, są przygotowywane takie dania jak np. „grano cotto”. Coś w rodzaju kutii na wigilijnych stołach na Litwie.
Piecze się też małe chlebki, aby potem zanieść je zmarłym lub mieć w domu na wypadek niezapowiedzianych gości.
Pochłonęła nas kuchnia tego magicznego okresu, której na Litwie na ten okres nie mamy. Różnią się zapewne też pod tym wyglądem cmentarze i sposoby chowania zmarłych?
Pochować bliskich można we Włoszech na kilka sposobów: w kolumbarium, po kremacji (jak np. jest już w Wilnie, na nowym cmentarzu na Lipówce), tradycyjnie do ziemi, lub w miejsca tzw. „piętrowe”, gdzie są półki — jedna nad drugą, w której są zamurowane trumny.
W takich specjalnych, jakby blokach, jest kilka poziomów — jeden nad drugim. Powód takiego chowania jest prozaiczny — zaoszczędzenie miejsca. W takim wielkim mieście, jakim jest na przykład Rzym, po kilku latach cmentarze byłyby faktycznie całe zapełnione.
Dodatkowo po 10-15 latach, za zgodą rodziny — zwłoki (a raczej już tylko szczątki kości) — są przenoszone z trumien w mniejsze pojemniki i chowane w innym miejscu, aby zwolnić to miejsce na następną trumnę. Jeśli ktoś ma sporo pieniędzy, to może sobie zamówić zrobienie grobowca rodzinnego, za który płaci się raz i nie ma potrzeby przenoszenia po latach zwłok w inne miejsce. Takie grobowce macie na swoich starych cmentarzach: Rossie, Bernardyńskim, św. Piotra i Pawła.
Mówi ksiądz o cmentarzach wileńskich. Czym się różnią od włoskich?
Swoim zróżnicowaniem, jeżeli chodzi o pomniki. Nasze są prawie wszystkie jednakowe, o tej samej wielkości.
Tu, na Litwie, podobno nie ma żadnych ograniczeń. Jest świetnie, że cmentarze nie są zamykane na klucz, że można je odwiedzać dowolnego dnia, o dowolnej porze. Między innymi wieczorem w przededniu Dnia Zadusznego, kiedy to możemy już obchodzić święto zmarłych, odwiedzam z młodzieżą parafialną te cmentarze wieczorem, kiedy jarzą się światłem tysięcy zniczy. Modlitwa w tych „miastach” zmarłych, „miastach” ożywających w tych dniach, jest szczególnie wzruszająca. Dla nas, kapłanów, oraz dla młodych ludzi, których musimy uczyć, że pamięć o zmarłych mają przechowywać żywi. Tradycyjne jest odwiedzenie cmentarza w Buchcie, dokąd parafianie wyruszają rokrocznie spod kościoła 2 listopada. Tak też będzie w tym roku.
Co do odwiedzin cmentarzy — we Włoszech tym dniem jest Dzień Zaduszny — właśnie dzień 2 listopada. Tu, na Litwie, zauważam, że ludzie czasami plącząc pojęcia dwóch świąt będących obok — odwiedzają cmentarze licznie także podczas Dnia Wszystkich Świętych.
Najważniejsze jest jednak, by pamiętać o zmarłych, nie tylko stojąc nad grobem, ale w stałej modlitwie za nich, bo przecież proszą nas także takimi słowami, które wypowiedziała św. Monika: „Złóżcie gdziekolwiek moje ciało, niech wam o to troska nie sprawia kłopotu. O to was tylko proszę, abyście przed Ołtarzem Pańskim o mnie pamiętali, gdziekolwiek będziecie”.
Obecnie coraz więcej rodzin jest rozproszonych po świecie. I czasami grzebiemy swych bliskich nie według ich woli, ale by nam było wygodniej. Co ksiądz sądzi o tym zagadnieniu?
Jednoznacznie na to odpowiedzieć nie można. Pamiętać należy o tym, kiedy ta wola była wypowiedziana. Czy człowiek był w pełni rozsądku. Czy można traktować za normalny fakt, kiedy człowiek chce mieć prochy bliskiego w domu, albo rozrzucać popiół np. po morzu. Nie jest to zgodne z kanonami chrześcijańskimi.
Czy jakieś nasze tradycje, określiłabym je lokalne, zdziwiły księdza?
Stypa po pogrzebie. We Włoszech takiej tradycji nie ma. Nie jest w tym nic złego, jeżeli ludzie się pomodlą, posilą, przypomną niedawno zmarłego.
Jest bardzo źle, że czasami takie stypy przekształcają się w bale, z napojami alkoholowymi, które niestety nie każdy umie dawkować…