Temat budowy nowej elektrowni atomowej po nowym roku powrócił do terminarza tegorocznych prac rządowych.
W tym tygodniu odbyło się posiedzenie specjalnej komisji rządowej ds. budowy elektrowni atomowej, po którym premier Algirdas Butkevičius oświadczył, że na Litwie „jest wola polityczna, żeby elektrownię zbudować”.
Z kolei minister energetyki Jarosław Niewierowicz powiedział mediom, że decyzja ws. budowy zapadnie jeszcze w tym półroczu. Czyli możliwe, że po Wielkanocy. I wydaje się, że będą to kolejne Święta Wielkanocne, po których decyzja ma zapaść.
W marcu 2013 roku minister Niewierowicz również obiecał, że decyzję ws. projektu nowej elektrowni zapadnie po Wielkanocy. Wtedy nie zapadła. Czy zapadnie w tym roku? Odpowiedzi na to pytanie wydaje się, nie wie nawet premier Butkevičius, bo okazało się, że oprócz woli politycznej do zbudowania elektrowni atomowej potrzeba jeszcze wiele innych rzeczy.
Przede wszystkim porozumienia z partnerami regionalnymi Łotwą i Estonią, około 7 mld litów własnych środków inwestycyjnych, przyzwolenia społecznego i – jak się okazało – koniecznie trzeba mieć drugie łącze energetyczne z Polską.
Z tego, na razie, niczego nie ma. Pytanie, czy uda się naszemu rządowi załatwić wszystkie te sprawy do Wielkanocy pozostaje retorycznym. Zwłaszcza mając na względzie nie tylko ubiegłoroczną zapowiedź ministra Niewierowicza, ale też lata wcześniejszych dyskusji ws. budowy elektrowni atomowej, które przerwał wynik referendum z 2012 roku. Około 63 proc. uczestniczących w referendum opowiedziało się wtedy przeciwko budowie elektrowni. Premier Algirdas Butkevičius, który wtedy jeszcze nie był premierem, a dopiero tworzył nowy rząd po wyborach 2012 roku, zapowiedział, że jego ekipa uszanuje wyniki głosowania referendalnego, aczkolwiek miało ono tylko moc doradczą i nie obligowało władze do spełnienia postanowienia.
Po posiedzeniu komisji ds. budowy elektrowni, na której przedstawiono ocenę szwedzkich ekspertów mówiącą, że powstanie nowej elektrowni na Litwie jest ekonomicznie uzasadnione, premier Butkevičius optymistycznie zapowiedział, że już w lutym, na planowanym posiedzeniu Rady Premierów krajów bałtyckich, podejmą oni decyzję polityczną ws. nowej elektrowni.
— W lutym, na posiedzeniu Rady Premierów, przedstawimy w kontekście elektrowni atomowej pewną wizję utworzenia wspólnego rynku energii krajów bałtyckich. Będziemy też rozmawiali o wdrożeniu systemu synchronizacyjnego łączącego sieci energetyczne krajów bałtyckich z zachodnimi. W trzeciej części rozmów będzie kwestia elektrowni atomowej, bo na razie nie mamy odpowiedzi od naszych partnerów – mówił premier w czwartek w wywiadzie dla radia „Žinių radijas”.
Wydaje się jednak, że bałtyccy partnerzy od swoich litewskich kolegów oczekują nie tylko wyjaśnień energetycznych i uzasadnień ekonomicznych projektu elektrowni w Wisagini, ale też rozwiązania krępującego projekt werdyktu społecznego z referendum 2012 roku.
Stanowisko w tej sprawie Estonia i Łotwa wyraziły jeszcze w październiku ubiegłego roku, kiedy premier Butkevičius zapowiedział, że Litwa zorganizuje nowe referendum ws. budowy elektrowni atomowej. Rząd Estonii oświadczył wtedy, że pochwala tę inicjatywę, bo Litwa musi najpierw sama zdecydować — czy chce nowej elektrowni atomowej, czy jej nie chce.
Z kolei ówczesny premier Łotwy Valdis Dombrovskis zaznaczył, że dla jego kraju nie będzie łatwo inwestować w projekt, który nie ma poparcia litewskiego społeczeństwa.
Dzisiaj premier Butkevičius już nie mówi o potrzebie nowego referendum, tylko o woli politycznej. Jednak po wcześniejszych oświadczeniach rządów Estonii i Łotwy trudno spodziewać się, że podczas posiedzenia w lutym Rady Premierów krajów bałtyckich, Butkevičiusowi uda się uniknąć pytania: „Co z referendum?”.
Sprawę jednak komplikuje nie tylko niechętna atomówce litewska opinia społeczna, ale też wciąż niejasność ws. udziału Polski w projekcie w Wisagini.
Polski element w tym projekcie wydaje się, jest kluczowym i nie tylko (nie tyle) ze względu na podział kosztów inwestycyjnych, lecz wobec potrzeby zbudowania drugiej linii obok powstającej pierwszego łącza energetycznego LitPolLink.
Pierwsza linia, według założeń projektu, ma być zbudowana do 2015 roku. Z wywodów ekspertów wynikło jednak, że dla synchronizacji systemów energetycznych krajów bałtyckich po zbudowaniu nowej elektrowni atomowej na Litwie konieczna jest nowa linia między Litwą a Polską, bo przepustowość obecnie budowanej jest za mała, żeby zabezpieczyć dostawy do krajów bałtyckich w przypadku potrzeby wstrzymania pracy elektrowni w Wisagini. Uzgodnienia z Polską projektu LitPolLink2 przed podjęciem ostatecznej decyzji ws. nowej elektrowni wydaje się, jest koniecznym. Czy litewski rząd zdąży więc z tym do Wielkanocy albo chociażby do Zielonych Świątek?