Ukraina zagrożona bezpośrednią interwencją zbrojną Rosji przeżywa kolejne tragiczne dnie i noce.
Nie wypowiadając wojny Ukrainie Rosja faktycznie już zajęła Półwysep Krymski i ustanowiła marionetkowe władze podległe Kremlowi. Rosyjscy żołnierze bez znaków rozpoznawczych zajmują kolejne bazy i miejsca stacjonowania wojsk ukraińskich.
Ci nie dają się sprowokować, bo władze w Kijowie doskonale zdają sobie sprawę, że jakakolwiek prowokacja może posłużyć Putinowi do wprowadzenia swoich wojsk nie tylko na Krym, bo one już tam są, ale też do południowych i wschodnich obwodów Ukrainy.
Rosyjski prezydent już otrzymał formalne przyzwolenie Rady Federacji (rosyjskiego Senatu) na użycie wojsk na terytorium Ukrainy. Teraz decyzja o skorzystanie z tego glejtu zależy wyłącznie od Putina.
Do podjęcia decyzji o otwartej agresji włodarz Kremlu potrzebuje poważniejszego pretekstu — krwi zwykłych obywateli. Dlatego rosyjskie siły na wszelkie sposoby prowokują Ukraińców, ale też Tatarów Krymskich stojących po stronie suwerennej Ukrainy.
Na razie Rosjanom to się nie udaje, bo zarówno Ukraińcy, jak i Tatarzy nie odpowiadają na rosyjskie prowokacje zapobiegając tym samym rozlewowi krwi.
— Właśnie znajdujemy się przed bazą wojskową w Bałakławie, która jest blokowana przez żołnierzy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej oraz miejscowych kozaków (tzw. prorosyjskie oddziały samoobrony miejscowej ludności). Domagają się oni, żeby nasi wojskowi oddali bazę i złożyli przysięgę na wierność prorosyjskiemu rządowi Autonomii Krymskiej premiera Aksionowa. Oni jednak trzymają się. Próbujemy negocjować, żeby zapobiec przemocy. Sytuacja jest spokojna, nie ma napięcia w naszych relacjach — o sytuacji na Krymie opowiedział „Kurierowi” Ali Chamzin, prezes departamentu spraw zagranicznych Medżylisu Tatarów Krymskich.
Po chwili nasz rozmówca musiał przerwać rozmowę, bo jak mówił wcześniej, prosił o połączenie go z dowódcą rosyjskich żołnierzy. Właśnie je otrzymał.
W rozmowie z „Kurierem” Chamzin zauważył, że media często wypaczają sytuacje o Krymie.
— Otrzymaliśmy informację, że ukraińska baza w Bałakławie została otoczona przez BTR-y (rosyjskie wozy opancerzone — przyp. red.) i uzbrojone oddziały rosyjskie. Jestem właśnie na miejscu. Nie ma tu żadnych wozów. Jest tylko około 20 rosyjskich żołnierzy oraz nasi szanowni kozacy. Spokojnie z nimi rozmawiamy. Chcemy wyjaśnić, po co tu są — mówi nasz rozmówca.
Faktycznie różne media różnie opowiadają o sytuacji na Krymie. Rosyjskie, te kontrolowane przez Kreml, posuwają się do manipulacji i zakłamań. Największe państwowe kanały — ORT i Rossija24 — zostały przyłapane na kłamstwach, gdyż pokazały rzekomo strzelaninę na ulicach stolicy Krymu, Symferopolu. Rosyjskie media pokazały nawet ofiary tej śmiertelnej strzelaniny, jednak żadne niezależne źródło nie potwierdziło tej informacji.
Innym razem rosyjskie media pokazały reportaż o masowej ucieczce Ukraińców do Rosji, jednak zilustrowały przekaz obrazkiem kolejek samochodowych na ukraińsko-polskiej granicy. Zdaniem zagranicznych ekspertów, rosyjskie rządowe media są machiną propagandową mającą za zadanie usprawiedliwić przed rosyjskim społeczeństwem działania Kremla na Ukrainie.
Mimo to, wciąż ponad 70 proc. Rosjan jest przeciwko zbrojnej interwencji na terytorium „bratniego narodu”, za jaki w Rosji uznaje się Ukraińców. Przeciwko działaniom Putina wobec Ukrainy występują też wybitni Rosjanie, jak na przykład legendarni rockmani Andrej Makarewicz, czy też Jurij Szewczuk.
Również Rosjanie na Ukrainie apelują do Putina, żeby „zabrał swoje ręce” od ich państwa, czyli Ukrainy. Pod taką petycją podpisało się już ponad 120 tys. Ukraińców rosyjskiego pochodzenia.
Ich apele, ani też naciski przywódców państw zachodnich nie przemawiają do rozsądku rosyjskiego prezydenta. Wprawdzie, po niedzielnej rozmowie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, zgodził się on na powołanie misji międzynarodowych pod przewodnictwem OBWE, jednak — jak później przyznała Merkel — Putin stracił poczucie rzeczywistości. Niemniej, zgodę rosyjskiego prezydenta na negocjacje Zachód przyjął z euforią.
Tymczasem wielu ekspertów, zwłaszcza polskich, którzy lepiej znają się na rosyjskich realiach, ostrzegają przed błogostanem, bo jak przekonują, Putin zgodził się na rozmowy, bo właśnie o to mu chodziło.
Według opinii ekspertów, Rosja de facto już przejęła kontrolę nad Krymem i teraz może długie lata rozmawiać z zachodnimi i międzynarodowymi negocjatorami, jak od ponad 20 lat, czy też od kilku lat dzieje się w sytuacji Naddniestrza, Abchazji, czy Osetii — również okupowanych przez Rosję.
Eksperci uważają, że przystąpienie do negocjacji z Putinem bez warunku wycofania wojsk z Krymu oznaczałoby zamrożenie konfliktu krymskiego.
O tym ostrzega zachodnich przywódców prezydent Dalia Grybauskaitė, która z prezydentem Polski Bronisławem Komorowskim zaapelowała do liderów państw NATO o zwołanie pilnego posiedzenia Rady Północnoatlantyckiej w oparciu o art. 4 Traktatu Waszyngtońskiego. Artykuł ten przewiduje sojusznicze konsultacje w razie zagrożenia dla któregoś z partnerów układu.