Frekwencja w pierwszym dniu przeterminowanego głosowania ws. sprzedaży ziemi obcokrajowcom sugeruje, że referendum w tej sprawie poniesie spektakularne fiasko. W środę do urn w samorządach przyszło oraz przegłosowało pocztą 9 304 osób, czyli zaledwie 0,37 proc. od liczby uprawnionych do głosowania.
Według Głównej Komisji Wyborczej (GKW), środowa frekwencja w referendum była ponad siedmiokrotnie niższa niż w pierwszej turze niedawnych wyborów prezydenckich oraz prawie 10 krotnie mniejsza niż w drugiej turze głosowania.
Inicjatywna grupa na temat przeprowadzenia referendum, skupiająca głównie przedstawicieli narodowców oraz zielonych i chłopskich ugrupowań politycznych zabiegała o wyznaczenie daty referendum w dniu drugiej tury wyborów prezydenckich, oraz do Parlamentu Europejskiego. Ich zdaniem, zapewniłoby to frekwencję wystarczającą do uznania wyników referendum. Większość sejmowa – zarówno z centrolewicowej koalicji rządzącej, jak też liberalna i konserwatywna opozycja – postanowiła jednak referendum zorganizować miesiąc po wyborach, co, według prognoz inicjatorów referendum, nie sprzyjałoby większej frekwencji. Ich prognozy, wydaje się, spełniają.
— W środę wpadłam do lokalu wyborczego w samorządzie rejonu wileńskiego, żeby wziąć udział w referendum. Było już przed jedenastą i byłam bardzo zaskoczona, bo okazało się, że jestem dopiero trzecią osobą głosującą w tym dniu – opowiada nam pani Janina z rejonu wileńskiego. Jej zdaniem, wyznaczona miesiąc po wyborach data referendum bynajmniej nie sprzyja aktywności głosujących. Sama przyszła, bo jak mówi, każde głosowanie uważa za swój obowiązek obywatelski, a że w niedzielę, w dniu referendum ma już inne plany, więc postanowiła przegłosować we wcześniejszym terminie. Nasza rozmówczyni zauważa, że skomplikowana jest treść poddana do głosowania, co może też zniechęcać ludzi. Bo choć w mediach i potocznie referendum określa się jako „przeciwko sprzedaży ziemi obcokrajowcom”, to na karcie do głosowania trzeba odznaczyć „za”, żeby uprawomocnić treść zmiany Konstytucji. Ma ona stanowić, że wyłącznie obywatele Litwy mają prawo do posiadania ziemi na własność.
Poddane pod głosowanie poprawki zmieniają też konstytucyjną reglamentację organizowania referendum oraz zmian ustaw przyjętych podczas powszechnego głosowania.
Niska frekwencja wyraźnie koliduje z aktywnością obywateli podczas zbierania podpisów pod obywatelską inicjatywą referendalną. Wtedy podpisało się pod nią ponad 300 tys. obywateli przy wymaganych 300 tys. podpisów. I chociaż GKW kilkadziesiąt głosów uznała za nieważne to i tak ich liczba była wystarczająca, żeby ogłosić referendum.
Dotąd nikomu nie udało się zebrać tyle podpisów. Toteż żadna z wcześniejszych inicjatyw referendalnych nie doszła do głosowania, z wyjątkiem tych, którym drogę utorował Sejm, jak, na przykład, referendum doradcze w sprawie budowy elektrowni atomowej zorganizowane razem z wyborami parlamentarnymi jesienią 2012 roku.
W historii niepodległej Litwy skuteczne były tylko dwa głosowania referendalne ogłoszone przez parlament — ws. Konstytucji w 1994 roku oraz dziesięć lat później ws. członkostwa kraju w Unii Europejskiej. Wtedy też miała początek kwestia rozstrzygana w dzisiejszym referendum.
Przystępując do Unii, Litwa zobowiązała się bowiem znieść zakaz nabywania ziemi obcokrajowcom na Litwie. Umowa akcesyjna przewidywała dwa 7-letnie okresy przejściowe, z których Litwa skorzystała. Ostatni skończył się właśnie 1 maja tego roku. Zdaniem przeciwników referendum, ale też niektórych konstytucjonalistów, Litwa nie może dziś jednostronnie zmieniać umowy akcesyjnej, bo prowadziłoby do jej złamania i faktycznie oznaczałoby wyjście kraju z Unii Europejskiej.
Przeciwnicy referendum ubiegają się nie tylko do prawnych tłumaczeń i zawiłości, ale też do wizualnej agitacji.
W Internecie pojawiło się właśnie wideo, w którym znany litewski publicysta Andrius Tapinas doradza rodakom, co mają zrobić ze swoją kartą wyborcy upoważniającą do udziału w referendum. W swoim nagraniu nawiązuje on do fragmentu z bajki o Pinokio, gdy kulawy lis i kot wmówili mu, że z zakopanych w ziemi pieniędzy wyrośnie drzewko pieniężne. Tapinas również proponuje rodakom zakopać swoje karty do ziemi, obficie podlać i obiecuje, że w roku następnym wyrośnie z nich obfite w owoce drzewo pieniężne. W ten sposób publicysta wyśmiewa argument zwolenników referendum, że obcokrajowcy na Litwie niebawem skupią całą ziemię i będą czerpali z tego zyski, a obywatele kraju zostaną z przysłowiowym nosem.
Żeby wynik referendum został uznany za ważny, przegłosować w nim musi co najmniej 50 proc. osób upoważnionych do głosowania. Według GKW, takich jest nieco ponad 2,53 mln.
W pierwszym dniu głosowania najaktywniej uczestniczyli mieszkańcy Koszedar, gdzie frekwencja wyniosła 0,99 proc. wyborców. Również „aktywni” byli mieszkańcy Neryngi i Kalwarii. Tam przegłosowało w pierwszym dniu 0,7 proc. wyborców. Najmniejszym zainteresowaniem referendum cieszyło się w Poniewieżu, Kłajpedzie i Kretyndze, gdzie w środę głosowało niespełna 0,2 proc. upoważnionych do głosowania.
Za granicą w środę takich naliczono ledwo 91 osobę.