Wywożona do Rosji litewska żywność wraca na półki rodzimych sklepów. Handlowcy zapowiadają, że artykuły te będą tańsze, bo producenci chcą pozbyć się towaru po niższych cenach.
Toteż duże sieci handlowe zapowiadają, że jeszcze w tym tygodniu do ich sklepów trafią tańsze mleko, sery i inne wyroby mleczarskie. Producenci nie chcą jednak stracić i domagają się od rządu, by zrekompensował im straty, które poniosą w związku z rosyjskim zakazem importu zachodniej żywności.
„Maxima”, IKI” i „Norfa” poinformowały wczoraj, że finalizują za największymi litewskimi eksporterami produktów mleczarskich do Rosji warunki na realizację nadprodukcji, która pojawiła się po wprowadzeniu rosyjskiego embargo. Dodają jednak, że o miejsca na półkach ich sklepów zabiegają też mleczarze z Łotwy i Polski, między innymi zakłady „Turek”, których produkcja na Litwie cieszy się wzięciem.
Opcjonalnie ratunkiem dla litewskich producentów żywności (nie tylko mleczarzy) może stać się obniżka podatku VAT na artykuły spożywcze. Domagają się tego zrzeszenia branżowe. Minister rolnictwa Virginija Baltraitienė zgadza się na taką opcję, jednak stawia warunek. Minister obawia się, że z obniżki VAT-u tradycyjnie skorzystają handlowcy, którzy zabsorbują różnicę cenową. Dlatego zmniejszenie podatku od wartości dodanej minister Baltraitienė uwarunkowuje podpisaniem przez największe sieci handlowe zobowiązania obniżki cen sklepowych na żywność.
W tym tygodniu, jeszcze w czwartek, delegacja Ministerstwa Rolnictwa udaje się do Brukseli, gdzie w Komisji Europejskiej będzie zabiegała o wsparcie finansowe litewskich rolników i producentów. Wsparcie ma polegać na gwarancjach unijnych na skup interwencyjny. Resort rolnictwa chce bowiem uruchomić magazyny interwencyjne do skupu nadprodukcji żywności długoterminowej — mleka w proszku, masła i serów. Teoretycznie może otrzymać na to wsparcie finansowe Brukseli, ale dopiero po przejściu wszystkich procedur biurokratycznych. Wstępnie litewski rząd jest gotów uruchomić skup interwencyjny z własnych środków, ale potrzebuje gwarancji unijnych na zwrot jego kosztów. Według obliczeń Ministerstwa Rolnictwa, z powodu ograniczenia eksportu do Rosji, tylko branża mleczarska będzie ponosiła straty w wysokości 20 mln litów miesięcznie. Rokrocznie litewscy mleczarze eksportowali do Rosji produkcję wartą ponad pół miliarda litów. Udział tej branży w strukturze litewskiego eksportu do Rosji wynosił około 21 proc.
Ministerstwo Finansów już policzyło, że straty z powodu rosyjskiego embarga będą kosztowały nasz kraj 0,2 proc. wzrostu rocznego PKB. Ubiegłoroczne prognozy zakładały wzrost na poziomie do 4 proc. Później skorygowane szacowały 3,8-procentowy wzrost. Minister Baltraitienė uważa jednak, że jeśli Litwa nie podejmie szybkich, a co najważniejsze — skutecznych środków zapobiegawczych, to spowolnienie wzrostu PKB może być jeszcze większe. Główny analityk finansowy banku SEB Gitanas Nausėda nie wyklucza, że rosyjskie sankcje będą kosztowały nawet powyżej 1 proc. prognozowanego tempa wzrostu. Zdaniem eksperta, nie oznacza to jednak, że będziemy mieli do czynienia z kryzysem gospodarczym, a więc też nie będzie potrzeby cięć finansowych, jakie towarzyszyły kryzysowi 2008 roku.
Litewski eksport żywności do Rosji może jednak nie ucierpieć tak bardzo, jak dziś prognozuje się. Litewscy eksperci prognozują bowiem, że litewski nabiał, mięso, warzywa i owoce mogą trafić na tamtejszy rynek via Białoruś. Tym bardziej, że białoruski włodarz Aliaksandr Łukaszenka zapowiedział już, że nie zamierza ograniczać importu zachodniej żywności „na potrzeby Białorusi”. Łukaszenka podkreślił przy tym, że potrzeby te są zarówno konsumenckie, jak też przetwórców i producentów. Oficjalnie Mińsk zapewnił jednak Moskwę, że „uszanuje” jej jednostronną decyzję i zablokuje bezpośredni tranzyt zachodniej żywności do Rosji. Zapewnienia te widocznie nie wywołują wiarygodności Moskwy, która już zapowiedziała, że na granicy z Białorusią uruchomi dodatkowe punkty celne do kontroli wwozu towarów z Białorusi, mimo że obydwa kraje łączy Unia Celna, w której obowiązuje swobodny przepływ towarów.
Tymczasem białoruskie media szeroko komentują oświadczenie białoruskiego prezydenta, a zwłaszcza jego kontekst. Z ocen białoruskich ekspertów wynika, że zakazana żywność z Zachodu będzie trafiała do Rosji według dwóch możliwych schematów. Pierwszy polegałby na zwykłym naklejaniu białoruskich oznakowań na artykułach importowanych z Zachodu i wysyłaniu ich do Rosji, jako białoruską produkcję. Drugi schemat przewiduje zwiększenie eksportu do Rosji białoruskiej żywności i zastąpienia jej na rodzimym rynku tanim importem z Zachodu. Według szacunków mińskich ekspertów, w każdym przypadku białoruscy pośrednicy mogą liczyć na ponad 100-procentowy zysk.
Tę sytuację obrazowo, ale też z humorem opisuje białoruski Internet, w którym pełno memów i anegdot. Jedna z nich opowiada, na przykład, o dostawie „białoruskich małż” do moskiewskich supermarketów. Zgodnie jednak z rosyjskim powiedzeniem, że w każdym żarcie jest część prawdy, nie można wykluczyć, że to właśnie Białoruś stanie się największym dostawcą żywności na rosyjski rynek. Są już tego przykłady, bo jak wynika z danych litewskiego eksportu żywności do Rosji, w pierwszym półroczu tego roku Litwa wyeksportowała do Rosji artykułów spożywczych o wartości prawie 1,6 mld litów, z czego własnej produkcji tylko na sumę 380 mln litów. Resztę stanowił reeksport. Co więcej, w strukturze całego eksportu do Rosji żywność litewskiej produkcji stanowi zaledwie 1 proc. całości.
Stąd być może wynikają rozbieżności w ocenie skutków rosyjskiego embarga dla litewskich producentów żywności, bo gdy minister rolnictwa mówi o spadku wzrostu PKB znacznie powyżej prognozowanych przez resort finansów 0,2 proc., to prezydent Dalia Grybauskaitė ocenia, że rosyjskie sankcje nie będą miały „prawie żadnego wpływu” na litewską gospodarkę, a producenci żywności poradzą z „tymczasowymi” kłopotami.