Rada Polityczna koalicji rządzącej chce ogłosić nazwiska byłych współpracowników KGB, którzy w swoim czasie dobrowolnie przyznali się do tej współpracy.
Decyzja ta radykalnie podzieliła polityków. Politycznej zgody nie ma nawet w kwestii, kto ostatecznie ma postawić przysłowiowy przecinek w zdaniu „ujawnić nie można czekać”. Ten podział przebiega nie tylko wzdłuż ideologicznych granic poszczególnych ugrupowań, bo rozgłos widoczny jest również wśród czołowych polityków jednej partii, czy też w myśleniu poszczególnych polityków, którzy raz popierają decyzję Rady, a innym razem nie.
Bo jeśli, na przykład, patriarcha konserwatystów i honorowy prezes Związku Ojczyzny/Chrześcijańscy Demokraci Litwy, profesor Vytautas Landsbergis opowiedział się za ujawnieniem nazwisk byłych współpracowników KGB, to jeden z czołowych konserwatystów, znany badacz działalności KGB na Litwie, poseł na Sejm Arvydas Anušauskas stanowczo z tym się nie zgadza.
W rozmowie z „Kurierem” Anušauskas twierdzi, że również Vytautas Landsbergis jest przeciwko ujawnieniu nazwisk byłych współpracowników KGB.
— Rozmawiałem z profesorem na ten temat i, jak mi wyjaśnił, został wprowadzony w błąd niewłaściwie sformułowanym pytaniem, na które udzielił niewłaściwej odpowiedzi. Więc nie mamy tu rozbieżności zdań — wyjaśnił nam poseł Anušauskas.
Wcześniej Vytautas Landsbergis wypowiedział się w mediach, że decyzja Rady Politycznej jest „decyzją słuszną” i że ujawniając dane byłych agentów „nie może być żadnych wyjątków”.
Jak wyjaśnia nam poseł Anušauskas, nie wiadomo z jakich powodów, w zasadzie techniczna sprawa prolongowania terminu adnotacji „Tajne” na teczkach z dobrowolnym przyznaniem się osób do współpracy z KGB, raptem stała się sprawą polityczną i wywołała prawdziwą burzę.
— Nie wiem jeszcze, jakie mogą być tego motywy, ale sprawie technicznej ewidentnie nadano charakter polityczny — zauważa nasz rozmówca.
Sprawa odtajnienia nazwisk byłych kagebistów wynikła z zawiłości litewskiego prawa. Przyjęta w 2000 roku sejmowa ustawa stanowi, że nazwiska osób, które przyznały się do współpracy z sowieckimi służbami i ujawnione przez nich dane będą chronione przed upublicznieniem według obowiązujących reglamentacji prawnych.
A te stanowią, że podobne dokumenty są chronione przed upublicznieniem przez 15 lat. Ten termin mija właśnie w połowie tego roku. Według obowiązujących reglamentacji, Litewskie Centrum Badań Ludobójstwa i Rezystencji, w którego archiwach obecnie znajdują się teczki byłych tajniaków KGB, musi zwrócić się do Komisji Koordynacyjnej Ochrony Tajemnic działającej przy Departamencie Bezpieczeństwa Narodowego (DBN) z wnioskiem o decyzję ws. dalszego terminu tajnej adnotacji na tych teczkach. Uwzględniając okoliczności Komisja może przyjąć decyzję o prolongowaniu terminu tajności dokumentów na kolejne 10 lat lub decyzję o odtajnieniu dokumentów.
Swoją decyzję w tej sprawie Rada Polityczna koalicji rządzącej podjęła już w kwietniu. Poparł ją również premier Algirdas Butkevičius. Jednak w tym tygodniu premier oświadczył, że nie zgadza się ze stanowiskiem Rady i że musi ona raz jeszcze rozpatrzyć tę kwestię. Premier tłumaczył, że przed kwietniowym posiedzeniem ani on, ani członkowie Rady nie wiedzieli o istnieniu dokumentu Rady Najwyższej (Sejmu Restytucyjnego) z 1990 roku. Według Butkevičiusa, postanowienie podpisane przez ówczesnego przewodniczącego Rady Najwyższej Vytautasa Landsbergisa, udzielało gwarancji zachowania w tajemnicy danych osób, które dobrowolnie przyznają się do współpracy z KGB. Jak powiedział nam poseł Anušauskas, wtedy do współpracy przyznało się około 160 osób. Część z nich, około połowy, złożyło ponowne deklaracje korzystając z reglamentacji przyjętej w 2000 roku.
— Pozostali uznali, że wystarczy, iż raz się przyznali. Niektórzy w tym czasie wyjechali z kraju. Jest ich w sumie około 60 osób — wyjaśnia nam poseł. Według niego, właśnie dane tych osób są najbardziej zagrożone ujawnieniem, bo prawo z 1990 roku w ogóle nie reglamentuje gwarancji ochronnych, zaś ustawa z 2000 roku nie dotyczy deklaracji osób z wcześniejszego okresu. Sprawę danych byłych agentów KGB komplikuje również inna okoliczność, bo według obowiązującego prawa wszystkie dokumenty działalności KGB na Litwie są jawne. Jednak dokumenty osób, które przyznały się do współpracy, są chronione przed ich publicznym wykorzystaniem.
— Wszystkie dokumenty archiwalne muszą być dostępne, bo nie możemy ograniczać dla badaczy tamtego okresu dostępu do materiałów źródłowych — zauważa poseł Anušauskas. Jego zdaniem, tajemnicą natomiast muszą być objęte dokumenty, jakie DBN sporządził w 2000 r. na podstawie zeznań osób, które przyznały się do współpracy z KGB.
— Są to bardzo ważne dokumenty. Dzięki nim naszym służbom udało się zapobiec próbom szantażowania lub ponownego wykorzystania tych osób. A takich przypadków było na prawdę wiele — mówi nam nasz rozmówca. Z szansy zachowania w tajemnicy swojej przeszłości w 2000 roku skorzystało około 1 600 osób. Ich dane zostały utajnione, ale zarazem osoby te straciły możliwość zajmowania wysokich urzędów w administracji państwowej, sądownictwie i prokuraturze. Jeśli taka osoba zdecyduje się jednak na karierę w tych instytucjach, to dane o jej współpracy z KGB zostaną ujawnione.
— Ta reglamentacja chroni interes publiczny — uważa poseł Anušauskas. Dodaje też, że nazwiska osób, które zaufały gwarancjom państwa i w dobrej wierze przyznały się do współpracy z KGB, nie mogą być ujawnione również z powodów moralnych.
— Jak wiadomo, większość teczek byłych współpracowników KGB zostało zniszczonych, lub znajdują się obecnie w Rosji, być może częściowo na Białorusi. Jeśli więc dziś ujawnimy nazwiska tych, którzy dobrowolnie przyznali się do współpracy z KGB, to okażą się oni w gorszej sytuacji niż te osoby, które zachowały dla siebie tajemnicę współpracy — wyjaśnia nasz rozmówca.
***
Jak wynika z badań tylko zachowanych dokumentów archiwalnych KGB, w latach 1940-1991 z tą organizacją na Litwie mogło współpracować nawet 118 tys. osób.