Rosjanie, przez chorobliwe zapędy swego agresywnego przywódcy, stracili prawo do życia i w świecie sportowym.
Ale… znaleźli dziurę w płocie, by pojawić się na najsłynniejszym rajdzie świata — Dakarze.
Rosjanie mają utrudniony wstęp do motosportu, odkąd wybuchła wojna w Ukrainie. Ale FIA dała im szansę na udział w zawodach, jeżeli publicznie potępią agresję i wystąpią bez swojej flagi, jak też symboliki.
I tu, na półmetku najtrudniejszej imprezy terenowej świata, wypłynęły dobrze znane „dakarowcom” nazwiska Denisa Krotowa i Konstantina Żilcowa. Gryzą oni pustynny piach pod sztandarem nowicjusza zawodów — Kirgizji! Nie wiadomo, jakim cudem otrzymali prawo do tego „honoru”, ale wiadomo, że cwany Żilcow przedtem przyjął obywatelstwo Izraela, aby ominąć konieczność podpisywania dokumentu FIA.
A na języki dziennikarzy całego świata Rosjano-Kirgizi trafili przy okazji głupiej wpadki swego rodaka z ekipy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w której jako pilot jedzie Aleksiej Kuzmicz. Otóż zauważono, że Rosjanin na ręku miał swój, a nie regulaminowo obowiązkowy zegarek sponsora.
Egzotyczna załoga dostała kopa za 30 minut kary i sturlała się na dno stawki kategorii buggy…
Tymczasem nasza 22-letnia gwiazda — Rokas Baciuška — ostro przymierza się do zwycięstwa!
Czytaj więcej: Vanagas: W Rajdzie Dakar 5 sekund to sporo