Więcej

    Dziurawa polityka

    Wiadomość o ojcu, który porwał dziewięciomiesięczne dziecko i wywiózł z kraju przez granicę z rosyjską eksklawą — wstrząsnęła opinią publiczną. I nie tylko dlatego, że los maleństwa leży wszystkim na sercu — co do tego nie ma wątpliwości — ale również przez fakt, jak wiele systemowych braków ta sprawa ujawniła.

    Okazało się, że obywatel może sobie wielokrotnie jeździć na teren wrogiego państwa (które taką wrogość wobec nas otwarcie i publicznie deklaruje, a deklaracjom towarzyszą też konkretne kroki, jak choćby regularne naruszanie granic powietrznych i inne), a służby się tym faktem nie interesują. Są niezainteresowane do tego stopnia, że nawet nabycie przez niego obywatelstwa tego państwa nie wzbudziło namacalnej reakcji — a pamiętamy przecież reakcję instytucji na nabycie obywatelstwa USA przez koszykarza Žydrūnasa Ilgauskasa. Czy można z tego wyciągać wniosek, że instytucje naszego państwa są systemowo ślepe na zagrożenie rosyjskie? I czy wynika to tylko z braku lustracji i derusyfikacji po odzyskaniu niepodległości, czy innych przyczyn?

    Można też wspomnieć wątek alienacji rodzicielskiej, zjawiska powszechnego zarówno u nas, jak i w państwie rosyjskim. Można wspomnieć o typowo wymownym milczeniu Rzecznika Praw Dziecka — Edity Žiobienė — która teraz została nominowana do roli sędzi Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (za jakie zasługi i dla kogo?). Te systemowe patologie trzeba naprawiać niezależnie od emocji i najlepiej bez nich.

    Czytaj więcej: Dziecko uprowadzono do Rosji. Mężczyzna na wolności