Więcej

    Nie bądźcie obojętni!

    Kiedy byłem dzieckiem, częstym gościem w naszym domu była pani Józia. Przyjaźniła się z babcią, zaglądała na kawkę, ciasteczko, ploteczki. Dla mnie zawsze serdeczna, życzliwa, uśmiechnięta. W pewnym sensie mnie fascynowała. Przedmiotem tej dziecięcej fascynacji był jej wzrost. Pani Józia była bardzo malutka, zupełnie nie taka jak inni dorośli ludzie z otoczenia. Dopiero wiele lat później, gdy pani Józia od dawna już nie żyła, babcia opowiedziała mi, że jej postura była efektem pseudomedycznych eksperymentów, którym poddawana była jako więźniarka niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz. W ich efekcie nie mogła mieć też dzieci, nigdy nie założyła rodziny. Bardzo żałuję, że nie wiem, w jakich okolicznościach pani Józia została uwięziona, za jakie „przewiny”, w jaki sposób doczekała wyzwolenia. Babcia mówiła, że o obozowych czasach opowiadać nie chciała, uciekała od tamtych wspomnień. Nie wiem też, czy pani Józia jeździła do Oświęcimia 27 stycznia, na obchody kolejnych rocznic wyzwolenia obozu. Miała niedaleko, godzinę drogi, ale może był to dla niej dystans nie pokonania?

    W tym roku od wyzwolenia mija już lat 79. Na rocznicowe uroczystości przyjeżdża za swoimi opiekunami już tylko kilkunastu spośród tych, którzy z Auschwitz ocaleli. A przecież z 1,3 mln, którzy tam trafili, Niemcy wymordowali aż 1,1 mln! Milion sto tysięcy, niewinnych, raz tylko danych, ludzkich żyć. Tego nie jest w stanie ze spokojem przyjąć ludzka wyobraźnia.

    Jednym z ocalałych, którzy wciąż jeszcze są wśród nas, mogąc dawać świadectwo, jest Marian Turski. Urodzony 26 czerwca 1926 r. jako Mosze Turbowicz, w rodzinie polskich Żydów w Druskienikach. Po wybuchu wojny wraz z rodziną znalazł się w łódzkim getcie, stamtąd zostali wywiezieni do Auschwitz. W styczniu 1945 r. przeżył marsz śmierci z Oświęcimia do Buchenwaldu, a w kwietniu drugi do Terezina. Tam, chory na tyfus, doczekał przyjścia Rosjan. Cztery lata temu jego przemówienie na uroczystościach 75-lecia wyzwolenia Auschwitz poruszyło Polskę. Mówił wtedy, że Auschwitz nie spadło z nieba, dreptało małymi krokami. Do swojej córki, wnuków i ich rówieśników apelował, by nie byli obojętni, kiedy widzą kłamstwa historyczne, kiedy widzą, że przeszłość naciągana jest na poczet aktualnej polityki, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana, kiedy jakakolwiek władza narusza przyjęte umowy społeczne, bo ani się obejrzą, „kiedy jakieś Auschwitz nagle spadnie im z nieba”. Tych słów nigdy nie wolno nam zapomnieć!

    Czytaj więcej: Oto fotograf Auschwitz — Wilhelm Brasse


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 04 (11) 27/01-02/02/2024