Więcej

    Nowy język dyplomacji

    „Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę” – miał powiedzieć ponad półtora wieku temu niemiecki kanclerz Otto von Bismarck. Dzięki standardom wprowadzanym przez nową amerykańską administrację na „robienie polityki” możemy dziś patrzeć jak nigdy wcześniej, a im więcej patrzymy, tym bardziej nam się jej odechciewa, więc chyba nie mamy wyjścia i nienawidzonemu w Polsce Bismarckowi musimy przyznać rację.

    „Wymiana myśli” w Gabinecie Owalnym Białego Domu, między zaproszonym do niego prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim a gospodarzami w osobach prezydenta USA Donalda Trumpa i wiceprezydenta J.D. Vance’a, dosłownie wstrząsnęła naszym światem. Przeciętni zjadacze chleba nigdy wcześniej publicznie nie widzieli, by rozmowa na najwyższych szczeblach władzy, w dodatku między oficjalnymi sojusznikami, toczyła się tonem i językiem żywcem przeniesionym z porachunków pod mostem. Ale to był dopiero początek. Przykład z samej góry błyskawicznie zszedł w dół. Zawitał też do Polski. Gdy Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych RP, odniósł się w mediach społecznościowych do jednego z wpisów Elona Muska, odczytał w odpowiedzi krótkie i dosadne: „Bądź cicho, mały człowieczku”. Musk, szara eminencja Białego Domu, szybko uzyskał w tej polemice równie „eleganckie” wsparcie sekretarza stanu Marca Rubio, z którym zresztą sam niewiele wcześniej miał ściąć się słownie na oczach Trumpa. Nie upłynęło wiele czasu, a na pomysł wicepremiera RP Krzysztofa Gawkowskiego, by wprowadzić w Polsce podatek cyfrowy, którego nawet jeszcze nie dyskutowano na forum rządu, zareagował Tom Rose, potencjalny przyszły ambasador USA w Polsce. „Prezydent Trump również odpowie odwetem i powinien tak zrobić. Odwołajcie podatek, aby uniknąć konsekwencji!” – napisał na X. Konsekwencją było dalsze debatowanie uczestników sporu, przekonanych, że im bardziej dosadne w słowach będą ich argumenty, tym trafniejsze.

    Nie, nie chodzi mi o roztrząsanie i rozsądzanie, kto ma rację, ocenianie, co kto powinien, czy zrobił dobrze, czy źle. Chodzi mi o język. Przez całe wieki to elity narzucały jego styl, do niego mieli dociągać pozostali. Jeśli teraz elity przyjmą i zaczną upowszechniać sposób komunikacji rodem z baru piwnego, to strach myśleć, co nas czeka. Do reszty przestaniemy ze sobą rozmawiać, zaczniemy na siebie już tylko warczeć i szczekać, na końcu zaś zaczniemy się zabijać. A Władimir Putin będzie się chytrze uśmiechał i zacierał ręce.

    Czytaj więcej: Intelektualista z Białorusi: Białoruska elita jest antyrosyjska


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 11 (30) 15-21/03/2025