Wciąż trwają poszukiwania Drąsiusa Kedysa, podejrzanego o zabójstwo dwóch osób w tzw. sprawie pedofilskiej. Matka poszukiwanego Laimutė Kuodienė jest jednak przekonana, że syn już nie żyje. W mediach zaś pojawiają się kolejne spekulacje o domniemanym miejscu kryjówki ściganego.
W ubiegłym tygodniu prokurator okręgowy z Kowna Kęstutis Betingis powiedział, że poszukiwany żyje i ukrywa się gdzieś na Litwie albo w sąsiednim kraju. Wymieniano w tym kontekście Rosję, Łotwę, a nawet Polskę. Wczoraj dziennik „Lietuvos rytas” podał, że latem ścigany otrzymał roczną rosyjską wizę. Poszukiwany mógł więc uciec do obwodu kaliningradzkiego, czy też przez Łotwę do Rosji.
Tymczasem matka Kedysa w jednym z poniedziałkowych wywiadów powiedziała, że jej syn prawdopodobnie już nie żyje.
— Gdyby żył, to na pewno w jakikolwiek sposób dałby mi znak — powiedziała Laimutė Kuodienė. Uważa ona też, że jej syn bardzo kocha swoją córeczkę i na pewno skontaktowałby się w jej sprawie, gdy mała została bez wiedzy bliskich „porwana” z przedszkola w Kownie i umieszczona w wileńskim Centrum Rozwoju Dziecka. Przypuszcza się, że zabierając dziecko spod opieki rodziny Kedysa i umieszczając ją w centrum pracownicy Urzędu Obrony Praw Dziecka działali na zlecenie prokuratorów. Chcieli oni sprowokować Kedysa do kontaktu z rodzicami. To, że nie skontaktował się nawet wtedy, zdaniem matki, jest kolejnym dowodem na to, że syn nie żyje.
Tymczasem nie tylko poszukiwania Kedysa, ale sprawa zabójstwa dwóch osób w Kownie utkwiły w martwym punkcie. Prokuratorzy tłumaczą się, że kluczowym świadectwem w sprawie byłoby zeznanie Kedysa, ale go nie mogą znaleźć.
Prokuratorzy nie mogą znaleźć również winnego wśród kolegów, który z nich najwięcej zawinił, że Kedys od prawie roku od policji i prokuratury nie doczekał się pomocy. Po dochodzeniu wewnętrznym w kowieńskiej prokuratorze komisja ustaliła, że zawiniło kilku prokuratorów, lecz ukarana ma być tylko jedna osoba. Zostanie zwolniona z pracy. Pozostali otrzymają upomnienia.