
Z plakatami o treści: „Nie — wyprzedaży Wilna”, „Navickasie, wara od ulg emerytów”, „Jaka wiedza naczelnika miasta, taka i jego władza”, wczoraj przy stołecznym merostwie zgromadzili się przedstawiciele mieszkańców Wilna oraz opozycyjnych partii. Uczestnicy pikiety domagali się od Viliusa Navickasa, mera stolicy, zaniechania prywatyzacji należących do samorządu spółek oraz zachowania ulg przysługujących emerytom na przejazd w transporcie miejskim.
— Dlaczego tu przyszłam? Przyszłam, bo wzburzyła mnie wiadomość, że Navickas chce od nas, emerytów, odebrać ulgi na przejazd w trolejbusach i autobusach, a potem sprzedać zajezdnie trolejbusowe i autobusowe. Mer chce wszystko prywatyzować, a na dobro miasta i mieszkańców uwagi wcale nie zwraca –– powiedziała „Kurierowi” emerytka Stefania.
Pikieta przy stołecznym merostwie, w której udział wzięło co najmniej 60 osób, była protestem wobec planów prywatyzacji samorządowych spółek przytłoczonych ponad 700-milionowym zadłużeniem władz miasta. Vilius Navickas, mer stolicy, zamierza sprzedać wieżowiec, w którym mieści się siedziba samorządu Wilna. Na celowniku mera znalazły się również tak cenne dla funkcjonowania miasta spółki jak „Vilniaus vandenys”, „Vilniaus šilumos tinklai”, „Vilniaus autobusai”, „Vilniaus troleibusai” oraz spółka drogowa „Grinda”.
— To, co obecne władze miasta zamierzają zrobić, jest nie czym innym, jak przestępstwem wobec wszystkich nas — mieszkańców Wilna. Naszym zdaniem mer Navickas reprezentuje nie interesy miasta, a zainteresowanych w prywatyzacji samorządowych spółek biznesmenów — z oburzeniem powiedział „Kurierowi” Arvydas Akstinavičius, przewodniczący litewskiego Związku Socjaldemokratów. Ostrych słów krytyki obecnym władzom miasta nie szczędził również Gediminas Rudžionis, polityk z partii „Prawo i Praworządność”, członek rady samorządu.
— Teraz do władzy w mieście przyszła taka „chebra”, która chętnie by całe miasto sprywatyzowała… do swoich kieszeni, teraz i natychmiast — powiedział Rudžionis.