W rejonie wileńskim, we wsi Saduniszki (gmina Kowalczuki) doszło do tajemniczej śmierci samotnie mieszkającego mężczyzny w starszym wieku. Policja niechętnie ujawnia szczegóły prowadzonego w tej sprawie śledztwa. Zaprzecza jednak, że może mieć do czynienia z przestępstwem, podobnego do tego sprzed dwóch lat, gdy w rejonie wileńskim grasowała banda morderców.
Okradali i mordowali samotne osoby mieszkające na odludziu. I chociaż wtedy policji udało się ująć sprawców (między innymi parę małżeńską, która po ułożeniu dzieci do snu udawała się na makabryczną „robotę”), mieszkańcy okolic, gdzie w ubiegłym tygodniu znaleziono zwłoki mężczyzny, mają obawy, że w rejonie działa nowa banda.
Do takiego przekonania skłania ich relacja listonoszki, która znalazła zwłoki oraz okoliczność, że śmierć mężczyzny nastąpiła w dniu, kiedy listonoszka miała przynieść mu emeryturę do domu. Tym razem jednak wyjątkowo emeryturę przyniosła dzień później. Stąd podejrzenia, że mężczyzna mógł być zamordowany przez rabusiów. Nieład w domu, w którym mieszkał mężczyzna, również nasuwał podejrzenie, że dom odwiedzili rabusie, którzy szukali pieniędzy bądź cennych rzeczy.
Tymczasem policja przekonuje, że przyczyną śmierci mieszkańca Saduniszek nie była przemoc, lecz komplikacje zdrowotne. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mężczyzna zmarł na zawał serca, co też prawdopodobnie ustalili biegli.
— Ustalamy teraz, czy komplikacje zdrowotne nastąpiły w sposób naturalny, czy były wywołane sytuacją wyjątkową, czy spowodowane przez osoby trzecie — poinformował „Kurier” wydział kryminalny komisariatu policji rejonu wileńskiego Komendy Głównej w Wilnie.
Tymczasem naczelnik I pododdziału wydziału kryminalnego, Rolandas Kanavinas, który badał sprawę na miejscu, powiedział nam, że początkowo było podejrzanie o napad rabunkowy, gdyż sądzono, że z domu mężczyzny zniknął telefon komórkowy, jednak później aparat znaleziono na miejscu. Rolandas Kanavinas zaznaczył również, że nie ma poszlak, a tym bardziej dowodów na to, że mężczyzna mógł być zamordowany w podobny sposób i z podobnych przyczyn, jak to miało miejsce kilka lat temu. Między innymi w tej samej miejscowości.
W październiku 2006 roku, dosłownie kilkaset metrów od domu, gdzie w ubiegły wtorek znaleziono zwłoki jego gospodarza, na podwórku przy swoim domu została zaatakowana samotnie mieszkająca staruszka. Napastnicy zamknęli ją w kuchni letniej, a sami zaczęli szukać pieniędzy i cennych rzeczy w domu. Kobieta wkrótce odzyskała jednak przytomność. Przez okno wydostała się z kuchni i uciekła po pomoc do sąsiadów. Latem i jesienią w 2006 roku w podobny sposób bandyci obrabowali jeszcze dwie staruszki. Jedną z nich zamordowali.
Policja zwraca uwagę, że samotne osoby, które mieszkają z dala od większych osiedli są szczególnie narażone na napady rabunkowe, szczególnie w warunkach trudnej sytuacji gospodarczej w kraju, kiedy ich zasiłki socjalne i emerytury stają się dla przestępców pożądanym łupem. Żeby nie były łatwym łupem, policja apeluje o zachowanie podstawowego bezpieczeństwa. Przede wszystkim nie należy otwierać drzwi nieznanym osobom, a jeśli w okolicach pojawią się podejrzane osoby albo w razie niebezpieczeństwa, należy natychmiast poinformować policję, dzwoniąc pod numer 112.
Praktyka jednak dowodzi, że emeryci i ich emerytury padają łupem rabusiów na ulicy w biały dzień. Jeszcze w ubiegłym roku zgrozą emerytów w Grzegorzewie był tunel pod autostradą, który prowadzi z osiedla na drugą stronę drogi, gdzie znajduje się poczta. Niejeden z emerytów, wracających z poczty po odbiorze emerytury był właśnie napadnięty i obrabowany w tunelu pod autostradą. Co prawda, jak poinformowano nas na posterunku policji w Grzegorzewie, w tym roku jeszcze nie doszło do napadów rabunkowych w tunelu albo przynajmniej takiego zdarzenia nikt nie zgłosił.
— W ubiegłych latach mieliśmy jednak takich przypadków sporo. Było wszczętych kilka spraw karnych. Niektórych sprawców udało się ustalić. Zostali oni skazani prawomocnym wyrokiem. Tymczasem, w tym roku, wydaje się, mamy spokój, być może dlatego, że ten tunel został objęty szczegółową uwagą patroli policyjnych — powiedział nam Fedoras Fromičius, z posterunku w Grzegorzewie. Nie wykluczył jednak, że może nie wszyscy poszkodowani zgłaszają się na policję.