
Gdy w lutym 2009 r. mieszkańcy Niemenczyna po raz pierwszy sprzeciwili się przekazaniu kowieńskiej spółce „Baltijos karjerai” ponad 100 ha malowniczych terenów leśnych otoczonych meandrem ze stromymi na tym odcinku brzegami Wilii, nie myśleli, że walka o zachowanie tego zakątka prawie dziewiczej przyrody potrwa prawie dwa lata.
I chociaż dziś mają oni w ręku orzeczenie Okręgowego Sądu Administracyjnego, który oddalił, jako bezzasadny, pozew spółki w sprawie odmownej decyzji Departamentu Ochrony Środowiska Regionu Wileńskiego, nie są pewni, że sprawa na tym się skończy.
Przemierzając pajęczynę leśnych dróg i dróżek mijamy gęste szpalery pni dorodnych jodeł, które niczym ostrokół chronią przed okiem podróżujących leśnym traktem głębie leśnej duszy. Tylko miejscami za gęstwiną pni dostrzegany jest prześwit. Prowadząca do niego droga kieruje nas obok jakiegoś opuszczonego budynku zakładowego pamiętającego jeszcze okres sowiecki do tonących w gąszczy leśnej domków. Przy niektórych krzątają się domownicy. Inne, tonące we mgle podejmującej się z oparów jesiennej wilgoci podszewki leśnej, wydaje się, drzemią w oczekiwaniu na powrót gospodarzy z miasta.
Podjeżdżamy do jednego z gospodarstw. Zza zabudowań wychyla się postać gospodyni, żeby zaraz znowu zniknąć w gumnie. Kobieta znika, ale nie na długo, bo wraca zaraz w asyście gospodarza.

Witamy się. Po polsku, po litewsku, bo choć tereny te z dziada pradziada zamieszkiwane były przez miejscowych Polaków, napór stołecznego Wilna czyni swoje i wśród „autochtonów” nierzadko dziś można spotkać przyjezdnego, który w odkupionej od miejscowych chałupie po zgiełku stołecznej metropolii ucieka do wiejskiego spokoju.
— Dzień dobry, ale można i po litewsku — odpowiada gospodarz wyraźnie niekryjący na twarzy podejrzliwości i zdumienia, „co ci tu szukają”.
Szukamy, a raczej zwiedzamy malownicze tereny, które pod pięknem swej dziewiczej przyrody kryją żwir — jedno z największe i niemalże jedyne (oczywiście poza samą przyrodą) bogactwo naturalne Litwy.
— Do żwirowni musicie jechać tą drogą cały czas prosto, aż zobaczycie wycięty las. Ale tam żwirowisko już wybrane — tłumaczy nam mężczyzna, już bardziej ochoczo, bez zdziwienia i niedowierzania.
Niepokój powraca, gdy odpowiadamy, że wiemy o starym wyrobisku, tylko szukamy granic tych ponad 100 hektarów planowanego nowego żwirowiska, które obejmie też tę wioskę.
— Jak 100 hektarów? — bezradnie pyta mężczyzna, a na jego twarz znowu powraca podejrzliwość wobec nas, bo wyraźnie nie rozumie, czy mówimy prawdę, czy żartujemy. Mówimy na uspokojenie, że to są tylko plany, które być może nigdy nie zostaną zrealizowane. Odjeżdżamy…
— Czas pokaże, tyle tylko mogę powiedzieć, bo reszta to tajemnica komercyjna — mówi z kolei bez cienia podejrzliwości dyrektor spółki „Baltijos karjerai”, Vytautas Subačius, zapytany o dalsze plany wobec niemenczyńskich lasów. Tłumaczy też, że nie widzi sensu rozmawiania z dziennikarzami, którzy „i tak napiszą swoje”.

Nalegamy. Tłumaczymy, że jego stanowisko jest ważne, bo chodzi nie tylko o sprawy spółki, ale też o dobro ogólne. Zapewniamy, że nie zmyślamy na potrzeby poprawności politycznej, tylko piszemy prawdę. W końcu upór puszcza.
— Powiem tylko tyle, że nie jesteśmy na tyle bogatym państwem, żeby mogliśmy pozwolić sobie importować żwir, gdy mamy swoje zasoby, w których rozpracowanie są już przecież zainwestowane pieniądze państwowe, czyli nas wszystkich obywateli. Czas więc rozstawi wszystko na swoje miejsce. Czekamy więc cierpliwie, ale naszych dalszych działań nie możemy zdradzić, bo to nasza tajemnica komercyjna — mówi nam dyrektor Vytautas Subačius.
Tymczasem mieszkańcy Niemenczyna nie kryją, że w razie potrzeby znowu staną do walki o zachowanie lasu, wobec których również mają swoje plany.
— Jest to na tyle unikalne miejsce, że po prostu nie możemy pozwolić na jego zniszczenie. Bo najważniejsze jego bogactwo, to przyroda — mówi nam Dariusz Borusewicz, prezes wspólnoty lokalnej Niemenczyna. Sam, jako fascynat turystyki, opowiada nam o możliwościach rekreacyjno-turystycznych leśnych terenów w zakolu Wilii.
— Nie chcemy, żeby tu, podobnie jak bliżej Wilna, rzeka zostałaby obwarowana prywatnymi posesjami, których wysokie płoty faktycznie uniemożliwiają dostępu do rzeki — podkreśla prezes wspólnoty lokalnej.
Mieszkańcy Niemenczyna wspólnie ze starostwem mają bowiem swoje plany dotyczące zagospodarowania masywu leśnego wzdłuż koryta Wilii. Przygotowywane są projekty budowy tras rowerowych, jak też trasy dla biathlonu, która mogłaby gościć nawet mistrzostwa światowej rangi.

— Naturalne ukształtowanie terenów wpisuje się w przygotowywane plany, dlatego z naszym miejskim ośrodkiem sportowym przygotowaliśmy plan i mamy nadzieję, że doczeka się on realizacji — mówi nam starosta miasta Mieczysław Borusewicz. Tłumaczy też, że również zagraniczni eksperci od ochrony środowiska, których zapraszano do Niemenczyna, jednogłośnie podkreślali walory przyrodnicze okolic miasteczka, które, jak mówili, powinno zachować naturalne środowisko, bo tylko takie ma wartość.
— Tymczasem już dziś mamy ogromny problem z tym, ponieważ miasto nie ma obwodnicy, więc strasznie cierpi od ciężkiego transportu. Przecież wszystkie domy w starej części Niemenczyna mają popękane fundamenty od przejeżdżających ulicami ciężarówek i TIR-ów — opowiada nam starosta. Zauważa też, że gdyby pozwolono jeszcze na uruchomienie wykopaliska żwiru, to wywożące go wielotonowe wywrotki po prostu zniszczyłyby miasto. Aczkolwiek w raporcie środowiskowym przygotowanym dla „Baltijos karjerai” przez firmę „Ekokonsultacijos” mówi się, że dla wywózki żwiru z wyrobiska nie ma potrzeby jechać przez miasto. Mieszkańcy Niemenczyna w to jednak nie wierzą, bo, jak mówi, transport żwiru dla odbiorców po tej stronie Wilna nie może nie odbywać się przez miasteczko, bo innej drogi jak przez Niemenczyn po prostu nie ma.
Mieszkańcy Niemenczyna zorganizowani we wspólnocie lokalnej mają też wiele innych zastrzeżeń do opracowania firmy „Ekokonsultacijos”, bo jak mówią, niektóre z wniosków po prostu bezczelnie mijają się z prawdą, jak chociażby wniosek dotyczący ochrony miejsca zagłady mieszkańców miasteczka narodowości żydowskiej podczas II wojny światowej. Jak tłumaczy nam starosta Niemenczyna, do ewentualnego wyrobiska prowadziłaby istniejąca droga, przy której stoi pomnik w miejscu kaźni 403 niemenczyńskich Żydów.
— Z tym że jest ona bardzo wąska, więc żeby mogły na niej rozminąć się 30-tonowe ciężarówki, droga ta musiałaby być poszerzona o co najmniej kilka metrów. Pomimo że poszerzenie drogi wymagałoby wycięcia, obok tych ponad 100 ha, kolejnych kilku hektarów lasu, to stwarzałaby bezpośrednie zagrożenie miejsca holokaustu, które jest przy samej drodze. Niemniej eksperci, którzy przygotowali raport środowiskowy, nie tylko przekonywali, że transport wielotonowych maszyn w niczym nie zagraża pomnikowi, to jeszcze fałszywie podali, że pomnik miejsce holokaustu znajduje się w odległości 10 metrów od drogi, gdy tymczasem odległość ta nie stanowi nawet jednego metra — wyjaśnia nam Mieczysław Borusewicz.
Wobec tych „nieścisłości” zawartych w studium środowiskowym zaprotestowała też Wspólnota Żydowska, co też uwzględnił Okręgowy Sąd Administracyjny, podejmując decyzję w końcu października tego roku swoją decyzję o oddaleniu pozwu spółki „Baltijos karjerai”.
— Materiałem dowodowym w tej też sprawie była opinia sołtysów wszystkich sołectw gminy niemenczyńskiej, którzy podpisali się pod argumentowanym protestem wobec przekazania ponad 100 hektarów malowniczych terenów pod żwirowisko — zaznacza mer Mieczysław Borusewicz. Podkreśla też znaczenie determinacji miejscowej ludności, których praktycznie staraniem udało się powstrzymać dewastację leśnego terenu.
— Jest to ważny aspekt, który pokazuje, że zorganizowana społeczność lokalna może wiele zdziałać na rzecz swojej miejscowości. Duże znaczenie takim działaniom przyznaje również Unia Europejska — zauważa starosta Niemenczyna.