
Rosnąca liczba śmiertelnych wypadków na budowach zmobilizowała inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) do bardziej aktywnej walki z naruszeniami przepisów prawnych w zakresie bezpieczeństwa i higieny.
Podczas pierwszego tygodnia akcji sprawdzania obiektów budowlanych inspektorzy nie tylko rejestrowali naruszenia i prewencyjnie grozili sankcjami, ale też zawieszali wykonywane w nieodpowiednich warunkach roboty.
Zgodnie z danymi Państwowej Inspekcji Pracy, w ciągu ostatnich 9 miesięcy, wykonując prace remontowo-budowlane, zginęło 6 pracowników, 19 zostało ciężko rannych. Jedynie w ciągu ostatnich dwóch tygodni na budowie doszło do trzech śmiertelnych wypadków. W ubiegłym roku w ciągu 9 miesięcy zarejestrowano zaledwie dwa takie wypadki. A więc inspektorzy aktywnie sprawdzając budowle, postanowili stanowczo walczyć z naruszeniami, które przynoszą takie nieodwracalne straty.

— Kable i przewody elektryczne są prowadzone po ziemi, budowlany pracuje bez kasku, mnóstwo niezabezpieczonych otworów — już przy wejściu na budowę bloku mieszkalnego przy ulicy Konarskiego 2 naruszenia wymienia Nerijus Lašinskas, główny inspektor Państwowej Inspekcji Pracy, który od kilku dni z grupą specjalistów toczy aktywną walkę z łamaniem przepisów prawnych na budowie.
— Byliśmy tu już w tym roku. Wtedy wszystkie prace zostały przez nas wstrzymane, aż wyeliminowano zagrożenia związane z prowadzeniem robót. Dzisiaj sytuacja się powtarza — wyjaśnia inspektorka Stasė Ramanauskienė.
— Widziałem w telewizji, jak inspektorzy sprawdzali budowę w Żyrmunach, jednak nawet nie pomyślałem, że mogą zawitać do nas… — podczas rozmowy z inspektorami oprowadzając nas po budowie, przyznaje Vytenis, koordynator ds. bezpieczeństwa i higieny na budowie.
Tego dnia budowa przy ulicy Konarskiego 2 przypominała bardziej tor przeszkód niż bezpieczne miejsce pracy: kable jak węże wiły się pod nogami, „drewniane szkielety” zmuszały wciągać brzuchy, aby móc przejść z jednego pomieszczenia do drugiego, a schody 9-piętrowego bloku przypominały amerykańskie zjeżdżalnie.

— Mam wszystkie odpowiednie dokumenty, sporządzony został plan bezpieczeństwa i ochrony zdrowia, który ma na celu wykluczyć ryzyko związane z wykonywaniem robót — pokazując stosy zgromadzonych dokumentów, tłumaczył się Vytenis.
Inspektorzy przy ulicy Konarskiego 2, jak i na innych budowach, zarejestrowali mnóstwo naruszeń, które wypływają z formalnego przestrzegania przepisów prawnych zakresie bezpieczeństwa i higieny. Podobno budowlani są instruowani według kilku instrukcji, jednak czy pracownik wie, jak trzeba zachować się w odpowiednim miejscu pracy, nikt nie upewnia się. A przecież na budowie, jak nam wyjaśnili specjaliści, gdzie warunki pracy ciągle się zmieniają i powstają wciąż nowe zagrożenia, jest to szczególnie ważne.
— Na takich dużych budowach, jak przy ulicy Konarskiego, gdzie zleceniodawcą jest nie jedna, a kilka firm, sprawy dotyczące BHP koordynuje odpowiednia osoba. Właśnie do moich obowiązków należy stworzyć bezpieczne warunki pracy oraz przeprowadzić szkolenia budowlańców. Jednak ile można im mówić, tłumaczyć — nie słuchają mnie. Nie wiem, jak w takiej sytuacji się zachować — skarżył się Vytenis.

— Proszę wskazać tego budowlanego, którego nie obchodzi jego zdrowie i życie, to my mu wyjaśnimy, jeżeli pan nie radzi ze swoimi pracownikami — odpowiada Stasė Ramanauskienė.
— Nie trzeba kar! — prosi o litość Vytenis, po czym zobowiązuje się jeszcze do wieczora wypełnić wszystkie luki dotyczące bezpieczeństwa w pracy.
Jak powiedział inspektor Ovidijus Norvilas, za naruszenie praw przepisów prawnych w zakresie bezpieczeństwa i higieny stosowane są grzywny w granicach 500-5 000 litów, z kolei za każdego nielegalnego pracownika — od 3 do 10 tys. litów.
— Po sprawdzeniu budowy przy ulicy Konarskiego 2, jak też przy Połockiej 46, nie zauważyliśmy żadnego nielegalnego pracownika. Przyznam, że takich często spotykamy. Właściciele firm budowlanych nie chcą płacić tak dużych podatków za swoich pracowników albo nie mają czasu szukać wykwalifikowanych pracowników. Rynek nieruchomości, chociaż nieznacznie, jednak ruszył z miejsca, wszelkie zamówienia są rozchwytywane jak świeże bułeczki, a więc właściciele są gotowi do pracy brać pierwszego lepszego — tłumaczy Norvilas.

„Nielegałów” na Połockiej nie zarejestrowano, jednak wystarczyło jednego naruszenia, aby inspektorzy zatrzymali wszystkie prace.
— Jak można narażać pracowników na takie niebezpieczeństwo! Przecież ta skarpa może w każdej chwili popłynąć! Zatrzymujemy wszystkie prace! — oburzała się Stasė Ramanauskienė.
Przy ulicy Połockiej do października następnego roku ma stanąć blok mieszkalny, dzisiaj na razie widoczne są tylko betonowe podmurówki, na które z jednej strony z wysoka „patrzy” niebezpieczna skarpa. Po kilkudniowych deszczach w mgnieniu oka może popłynąć i w taki sposób stać się zagrożeniem dla życia kilkudziesięcioosobowej brygady robotniczej. Kierownik prac Leonardas próbował tłumaczyć się, że obecnie nikt nie pracuje ze strony skarpy, że spółka ma wszystkie niezbędne dokumenty dotyczące bezpieczeństwa w pracy. Jednak na zdjęciach zrobionych przez inspektorów, jak też fotoreportera „Kuriera”, wyraźnie widoczny jest człowiek pracujący w niebezpiecznych warunkach.

Specjaliści z Państwowej Inspekcji Pracy przez cały tydzień jeździli od jednego obiektu do drugiego. W jednym miejscu z powodu naruszeń zatrzymywali prowadzone roboty i grozili sankcjami, w innym natomiast szukali wspólnego rozwiązania w zaistniałych sytuacjach. W drodze powrotnej kolejny raz zajeżdżali na sprawdzone wcześniej obiekty, aby upewnić się, czy ich słowa były odpowiednio zrozumiane i czy budowlani wywiązali się z zobowiązań uporządkować miejsca pracy.
— Sprawdzamy wszystkie budowy, zaczynając od bloków mieszkalnych, prywatnych domów i willi, kończąc garażami czy też innymi budynkami. Takie akcje są coraz częstsze, a więc niech nikt się nie zdziwi, jeżeli kiedyś staniemy na progu jego budowy — dodał inspektor Viktoras Dubosas.