
Mimo że rządowy sposób oszczędzania doczekał się ostrej krytyki opozycji, Sejm w czwartek nie zwrócił rządowi projektu budżetu na przyszły rok do dalszego opracowania. Po długich bataliach parlamentarzyści postanowili, że głosowanie w sprawie zatwierdzenia budżetu na przyszły rok odbędzie się 20 grudnia.
61 posłów zgodziło się z tym terminem, 58 posłów wolało zwrócić projekt budżetu do rządu.
Chociaż czwartkowe posiedzenie plenarne w Sejmie zaczęło się od uroczystego pozdrowienia premiera Andriusa Kubiliusa z okazji 55 urodzin, już wkrótce zapanował na nim prawdziwy chaos.
Proponowane przez rząd zmiany w projekcie zostały skrytykowane przez niektórych partnerów koalicji i członków opozycji, którzy w pierwszej połowie dnia w ogóle zbojkotowali plan obrad.

Swój protest opozycjoniści motywowali tym, że w nowym projekcie budżetu rząd nie uwzględnił wszystkich uwag posłów i niedostatecznie uzasadnił zaproponowany sposób oszczędzania.
― Chociaż premier dzisiaj obchodzi urodziny, pozwolę sobie na krytykę rządowego projektu budżetu ― powiedział stanowczo poseł z ramienia Partii Pracy Vytautas Gapšys. ― W projekcie brakuje uzasadnień ustawowych, a to jest śmieszne. Ten fakt pokazuje, że sam gabinet ministrów jeszcze nie zdecydował się co do budżetu na przyszły rok. Rząd sam nie wie dokładnie, w jaki sposób zmniejszy wydatki i uzbiera potrzebne dochody. Sądzę, że najpierw trzeba zdecydować się, a następnie przedstawiać nam całość.
W swoją kolej sporo posłów stwierdziło, że nie zdążyli dogłębnie zapoznać się z propozycjami rządu i proponowali, aby na dzień dzisiejszy zostało zwołane nadzwyczajne posiedzenie plenarne w sprawie budżetu.
U niektórych niezadowolenie wywołał też fakt, że do planu obrad włączono kwestię likwidacji wpłat do prywatnych funduszy emerytalnych w przyszłym roku. Przeciwnikiem tej inicjatywy był liberalny centrysta Algis Čaplikas.
― To jest niedopuszczalne! Ta kwestia dotyczy przecież miliona obywateli, którzy wpłacali swoje pieniądze do tych funduszy emerytalnych. A teraz konserwatyści wraz opozycją chcą te fundusze likwidować! ― oburzał się Čaplikas.
Z kolei inicjatorzy poprawek ustawy, należący przede wszystkim do partii konserwatystów, twierdzą, że nie przelewając 2 proc. na konta funduszy, w budżecie „Sodry” udałoby się zachować prawie 400 mln litów. Uwzględniając potrzeby dzisiejszego elektoratu ten pomysł poparł sam premier Andrius Kubilius, twierdząc, że „z powodu elementarnego humanizmu priorytetem powinny być obecne emerytury naszych rodziców, a nie nasze emerytury w przyszłości”.
Co prawda, kwestia funduszy emerytalnych została w czwartek tymczasowo wykreślona z planu obrad, po czym budżet po raz drugi stał się przedmiotem dyskusji parlamentarzystów.
Przedstawiając nowy projekt budżetu minister finansów Ingrida Šimonytė zaznaczyła, że wpływ bankructwa „Snorasu” na deficyt w budżecie będzie minimalny i wyniesie około 1 proc. PKB. Podkreśliła zaś, że głównym czynnikiem ryzyka są perspektywy rynku zbytu.
― Rosnący pesymizm, malejące zaufanie przedsiębiorców najbliższym prognozom gospodarczym i malejący popyt na naszą produkcję eksportową ujemnie wpłynie na poziom zatrudnienia, wypłaty obywateli i inflację ― mówiła minister finansów.
Rządowy plan zakłada, że średnio o 4 proc. zostaną zmniejszone wydatki państwa, uwzględniając „Sodrę” i Fundusz Obowiązkowego Ubezpieczenia Zdrowotnego. Z kolei przywrócone będzie 50 proc. wielkości zmniejszonych emerytur, a nie ich 100-procentowy zwrot, który zupełnie niedawno obiecał rząd.