Więcej

    Jabłkowy plon, tłoczmy plon!

    Czytaj również...

    Kiedy są tak „gorące” dni jak obecnie — w ciągu dnia tonę jabłek wytłaczam — mówi właściciel tłoczarni Józef Kurniewicz Fot. Marian Paluszkiewicz
    Kiedy są tak „gorące” dni jak obecnie — w ciągu dnia tonę jabłek wytłaczam — mówi właściciel tłoczarni Józef Kurniewicz Fot. Marian Paluszkiewicz

    Ogromna, wprost kilometrowa kolejka jest najlepszym drogowskazem, że trafiliśmy pod właściwy adres. Czyli, do tłoczni soków, którą od lat prowadzi w podwileńskich Gałgach Józef Kurniewicz.

    W tym osiedlu czynna jest jeszcze jedna tłocznia, tym niemniej kolejki i tam są niesamowite. Z kolei tuż przy wjeździe do pobliskiej Nowej Wilejki, na terenie Augalų centras Multiflora, po raz pierwszy w stolicy, rozlokowała się nowoczesna, mobilna tłocznia jabłek.

    Wydawać więc by się mogło, że na usługę — tłoczenie soków — nie trzeba będzie oczekiwać w długich kolejkach. Tym niemniej szczęściarzem może zwać się ten, kto by sok z jabłek „wycisnął” na przykład w ciągu godziny. Tak było przynajmniej miesiąc temu. Dziś widok jest zupełnie odmienny. Kolejki, kolejki, a w tłoczni przy ul. Kojelavičiaus zapisy są prowadzone dopiero na połowę października.

     To tylko część kolejki, jaka się utworzyła do tłoczarni Fot. Marian Paluszkiewicz
    To tylko część kolejki, jaka się utworzyła do tłoczarni Fot. Marian Paluszkiewicz

    Dobrze, jeżeli nie zaskoczy przymrozek, bo inaczej i jabłka zmarzną, i człowiek bez soku zostanie, o ile nie ma oczywiście gdzie ich przechowywać.
    Tegoroczny urodzaj jest bardzo obfity. Drzewa kwitły bardzo ładnie, a wiosna była dla kwiatów przychylna.
    No, ale już mamy jesień, jabłka spadają z drzew, trzeba więc śpieszyć, by nie zmarnować urodzaju.

    Każdy sobie radzi jak może. O ile człowiek robi małe zapasy — pomocna jest domowa sokowirówka. Bardzo często zastępuje ją maszynka do tarcia ziemniaków, ale tę masę jabłeczną trzeba potem ręcznie wyżąć. No, ale jak człowiek chce mieć minimum 100 litrów soku i więcej, bez przemysłowej tłoczni się nie obejdzie. Worek jabłek „pożerany” jest tam dosłownie w ciągu pięciu minut. I człowiek ma od razu sok. Więc nic dziwnego, że ludzie wolą dzień na kolejkę poświęcić, ale zabezpieczyć w sok na cały rok.
    Ruszamy i my, by się naocznie przekonać, jak jest z tymi kolejkami, a przy okazji zobaczyć, jak taki proces tłoczenia przebiega.

    Najpierw do prywatnej tłoczni pana Józefa. Do Gałg. Ludzie stojący w kolejce trochę krzywo na nas spoglądają. Podejrzewają, że chcemy kolejkę ominąć. Ale ponieważ zostawiamy samochód dosyć daleko od tłoczni, więc powodów do kłótni, że się „ciśniemy się na chama” bez kolejki, nie ma — tym bardziej przecież, że nie wieziemy jabłek.

    Każdy taki worek–pojemnik ma pojemność 5 litrów. Cena za jego wytłoczenie — 8 litów Fot. Marian Paluszkiewicz
    Każdy taki worek–pojemnik ma pojemność 5 litrów. Cena za jego wytłoczenie — 8 litów Fot. Marian Paluszkiewicz

    Tym niemniej nie jesteśmy przez oczekujących w kolejce pozytywnie odbierani, bo przecież na chwilę rozmowy odciągniemy gospodarza od pracy.
    Sam gospodarz, czyli pan Józef, mimo że nie jesteśmy z nim zawczasu umówieni, chętnie przerwie na chwilę pracę, udzieli informacji, no i przy okazji nieco odpocznie.
    Kiedy mówimy, że takich kolejek, jaka jest tu, nie widzieliśmy chyba od czasów sowieckich, kiedy to wszystko było deficytem — potwierdza, że on lat ponad dziesięć nie miał u siebie takich kolejek. A przecież soki tu tłoczy rokrocznie od lat szesnastu.

    Niedaleko Gałg, a także obok nieopodal leżącej Nowej Wilejki, jest bardzo dużo sadów kolektywnych, więc doskonale się orientuje, ile w tym roku jest jabłek.
    W latach osiemdziesiątych Józef Kurniewicz zbudował w Gałgach dom i wraz z żoną Wandą zaczęli się imać wszystkiego, co by było dodatkiem do podstawowej pracy zarobkowej. Dzieci dorastały, potrzeby rosły, jak to w rodzinie. Zresztą pan Józef nie umie siedzieć bezczynnie. To nie dla niego — odpracować osiem godzin i leżeć na kanapie. Całe życie w narzędziowni pracował, wszystko umie zrobić. Jak mówi żona — i meble zrobił, i nawet swoją tłocznię.

    Pomysł zbudowania tłoczni, jak zaznaczają rodzice, jest syna Grzegorza. A tata… zabrał się do dzieła.
    Zrobił dużą centryfugę z nierdzewnego metalu, przystosował ją do takich potrzeb, no i pracuje. Lat już szesnaście. Szybkość tego własnoręcznie wykonanego bębna – centryfugi — wprost niesamowita. W ciągu dosłownie 3-4 minut „pożera” 70 kilogramów jabłek i człowiek może już się delektować świeżutkim, bogatym w witaminy sokiem. Co prawda, jeżeli chcemy go przechowywać na zimę, trzeba przecedzić, trochę pasteryzować, tzn. doprowadzić prawie do wrzenia. A potem rozlać do hermetycznie zamkniętych słojów, butelek — kto co woli.

    — Przyjmuję jabłka tylko umyte, bo niestety takiej usługi jak mycie świadczyć nie możemy. Mamy w Gałgach problem z wodą. I dlatego ludzie przywożą jabłka już umyte — mówi gospodarz.
    Ile w ciągu dnia miażdży jabłek?
    — Około tony na pewno, pomaga mi żona, jak też brat, sam nie dałbym rady — mówi pan Józef.

    Pracujemy każdy dzień, a czasami to i kilka godzin niedzielami, bo wiemy, że ludzie bardzo na naszą usługę czekają.
    My to doskonale widzimy, więc nie przedłużamy odwiedzin. Praca czeka — tu w tłoczni, a pani Wanda trzyma przecież jeszcze kury, indyki.
    Na odchodne jeszcze jedno pytanie dotyczące ceny.
    — 50 centów za litr soku — słyszymy od stojących w kolejce, którzy z ulgą oddychają, że gospodarz już przystąpił do pracy.

    Ruszamy do kolejnej tłoczarni przy ul. Kojelavičiaus, gdzie przy samym wjeździe do centrum roślinnego widnieje reklama nowoczesnej tłoczni, która — jak już wiemy — sama jabłka myje, kraja na kawałki, miażdży, filtruje, doprowadza do 80 stopni ciepła i pakuje do hermetycznych worków z zaworem.
    Ludzi i samochodów tu o wiele mniej, co bynajmniej nie oznacza, że człowiek przyjedzie i do razu sok wyciśnie. Tu trzeba zapisać się telefonicznie. Zawczasu.

    Ruchoma nowoczesna tłoczarnia rozlokowana tuż przy wjeździe do Nowej Wilejki Fot. Marian Paluszkiewicz
    Ruchoma nowoczesna tłoczarnia rozlokowana tuż przy wjeździe do Nowej Wilejki Fot. Marian Paluszkiewicz

    Jesteśmy tu mniej niż wGałgach pożądani. Robotnicy nie chcą udzielać żadnej absolutnie informacji, z trudem zdobywamy jej strzępy.
    Jak się dowiadujemy, taką usługę nowoczesnego tłoczenia najpierw zaczęto świadczyć w Kownie, a tu w Wilnie — pierwszy rok. Usługa cieszy się wielkim popytem, więc na pewno trzeba ją rozszerzać, ale to do nich nie należy. Oni są po prostu wynajętymi na określony czas robotnikami.
    Jak dowiedzieliśmy się, 5-litrowy plastikowy worek z sokiem z własnych jabłek kosztuje 8 litów.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Teoretycznie mogliby wyjeżdżać pod dowolny adres, o ile zbierze się duża ilość jabłek — minimum 2 tony. Jeżeli nie — sadownicy mogliby się skooperować.
    Piszemy teoretycznie, gdyż na dzień dzisiejszy nie są w stanie tego robić — tak są obciążeni pracą. Bo wiadomo, wszystkim ludziom się śpieszy, jabłka czekać nie mogą. Gniją.

    Chwilę obserwujemy cały proces. Najpierw jabłka się myje, kraja na kawałki, potem z nich wyciska się sok, filtruje, doprowadza go do temperatury 80 st. C i taki wrzątek jabłeczny wlewa się do 5-litrowych worków, które podobno mogą być przechowywane do dwóch lat — w przypadku jeżeli z tego worka nie korzystamy. Gdy zaczynamy soku używać, tzn. przez rurkę nalewać, to też trzy miesiące się nie psuje, bo powietrze nie trafia. Słowem, teoretycznie same plusy. Znów teoretycznie, bo praktycznie nie mieliśmy jeszcze okazji przekonać się, jak jest w samej rzeczy. Usługa jest nowa. Takie mobilne tłocznie sprowadzone zostały z Niemiec i Austrii i, jak nadmieniliśmy powyżej, pierwszą mamy okazję obejrzeć na żywo właśnie w centrum roślinnym Multiflora.
    Obejrzeć, bo skorzystać to chyba raczej w tym sezonie nie — zapisy, jak nadmieniliśmy, prowadzone są obecnie prawie na połowę października. No, najwyżej jesień będzie łagodna. Tym niemniej może będziecie szczęściarzami — zwolni się wolne „okienko”.

    Gdyby i tu, i tam wam się nie powiodło — pozostaje domowa sokowirówka, ewentualnie maszynka do tarcia ziemniaków i własne ręce. Bo takiego plonu przecież zaprzepaścić nie można!

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Syty głodnego nie zrozumie

    Nierówność społeczna na Litwie kłuje w oczy. Na 10 proc. mieszkańców Litwy przypada zaledwie 2 proc. ogólnych dochodów, a na 10 proc. najbogatszych – 28 procent. Kraj nasz znalazł się w sytuacji krytycznej i paradoksalnej, i z każdym rokiem...

    Wzruszający wieczór poświęcony Świętu Niepodległości Polski

    Niecodziennym wydarzeniem w życiu kulturalnym Wilna był wieczór poświęcony Narodowemu Świętu Niepodległości, obchodzonemu corocznie 11 listopada dla upamiętnienia odzyskania po 123 latach przez Polskę niepodległości. Wieczór ten odbył się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Mogą żałować ci, którzy w...

    Superodważni i uczciwi

    Trudno doprawdy zrozumieć człowieka, który cztery lata widzi niegospodarność, szafowanie pieniędzmi, skorumpowane stosunki między kolegami, widzi... i nic nie robi. Na nic się nie skarży, nie narzeka. Aż dopiero teraz, kiedy z tej „niewoli” się wydostał (a dokładnie wyborcy...

    Zamiast zniczy — piękna obietnica

    Minęły święta, a wraz z nimi cmentarze zajaśniały tysiącem migocących światełek naszej pamięci o tych, co odeszli, co byli dla nas tak bliscy. W przededniu Dnia Wszystkich Świętych Remigijus Šimašius, gospodarz Wilna wraz z liczną świtą urzędników, pracowników odpowiedzialnych za...