Więcej

    Gudele — historia jednego krzyża

    Czytaj również...

    Polska tradycja stawiania przydrożnych krzyży na Wileńszczyźnie jest swego rodzaju niepisaną historią tego regionu i ludzi tu mieszkających. Każdy przydrożny krzyż jest bowiem pamięcią, a zarazem symbolem cierpień, walk, ale też poszczególnych zwycięstw, co z łaski Bożej było doznane.

    Przez wieki stawiane i pieczołowicie chronione, a zniszczone przez sowietów — odbudowywane, nie pozwalają potomnym zapomnieć o losach tej ziemi i jej ludzi. Są proste, często z ciosanego drzewa, pokryte patyną czasu. Nie mają zdobić. Mają chronić pamięć. Jednoczyć ludzi w tej pamięci oraz ich wspólnych modlitwach dziękczynnych.

    Przydrożny krzyż przed wjazdem do podwileńskich Gudel, co w gminie mejszagolskiej się znajduje, wydaje się być jednym z wielu takich symboli na Wileńszczyźnie. Jest jednak wyjątkowy, bo historia z nim związana sięga zaledwie 20 lat wstecz, a wydarzenie, które ten krzyż upamiętnia, choć było lokalne, w rzeczy samej symbolizuje lata walki wszystkich Polaków na Litwie o swoje prawa, o prawo do swojej ojcowizny, ich małej ziemi ojczystej.

    Przydrożny krzyż w Gudelach jest symbolem zarazem zwycięstwa i przegranej Polaków Wileńszczyzny w walce o swoją ojcowiznę Fot. Marian Paluszkiewicz
    Przydrożny krzyż w Gudelach jest symbolem zarazem zwycięstwa i przegranej Polaków Wileńszczyzny w walce o swoją ojcowiznę Fot. Marian Paluszkiewicz

    — Na pewno baliśmy się, ale o tym wtedy nikt nie myślał — mówi Eulalija Romanowska z Gudel, która 20 lat temu razem z innymi mieszkańcami wioski stanęła przed bandą uzbrojonych „nowych właścicieli” ich ziemi ojcowskiej.

    Gudele położone przy starej drodze wiłkomierskiej (na Ukmergė) były jedną z wielu podwileńskich osad. Położone na malowniczych pagórkach otaczających miejscowe jeziorko. To właśnie tu, na początku 90. lat ubiegłego stulecia nowa nomenklatura niepodległej i rzekomo demokratycznej Litwy wymarzyła pobudować sobie domy. Na 70-hektarowej działce miało powstać około 200 will dla prokuratorów, urzędników rządowych, oficerów wojskowych, komisarzy policji i innych przedstawicieli litewskiej władzy. Najpierw planom tym na przeszkodzie stanął samorząd lokalny, bo radni ówczesnej gminy Mejszagoły sprzeciwili się przekazaniu terenów pod budowę will dla nowej nomenklatury.

    Powód był oczywisty — najpierw ziemia musi być zwrócona miejscowym mieszkańcom, głównie Polakom. Wtedy, zresztą podobnie jak do dziś, nowe litewskie władze nie zamierzały liczyć się z interesami Polaków. W 1992 roku „gubernator” komisarycznego zarządu na Wileńszczyźnie Artūras Merkys przeforsował w rządzie postanowienie o przekazaniu ponad 60 ha ziemi w Gudelach pod budowę domów dla nowej nomenklatury. Sprawnie przygotowano plan budowy i niebawem na wiejski teren wjechały buldożery i koparki.
    Bezradność i poczucie krzywdy — czas jakiś te dwa uczucia walczyły ze sobą w Walerianie Romanowskim. Jednak poczucie krzywdy i doznanej niesprawiedliwości były ponad wrodzoną pokorę podwileńskiego chłopa.

    Zdaniem starosty Orszewskiego, atrakcyjne położenie i walory przyrodnicze zawsze były atutem tych terenów Fot. Marian Paluszkiewicz
    Zdaniem starosty Orszewskiego, atrakcyjne położenie i walory przyrodnicze zawsze były atutem tych terenów Fot. Marian Paluszkiewicz

    Postanowił więc walczyć. Pan Walerian razem z nieżyjącym już sąsiadem Józefem Korsakiem zaczął pisać pisma do urzędów. Domagali się zbadania sprawy i uchylenia postanowienia rządowego, jako sprzecznego z prawem. Czas mijał. Urzędy zbywały „intruzów z Gudel” formalnymi odpowiedziami albo w ogóle milczeniem. Tymczasem na palcu budowy powstawały już ulice przyszłej dzielnicy willowej, zaczęto zalewać pierwsze fundamenty.

    — Najpierw pesymistycznie patrzyłam na poczynania męża, bo nie wierzyłam, że uda się nam powstrzymać tę niesprawiedliwość — przyznaje Eulalija Romanowska, przypominając wiele innych przykładów, kiedy ludzie nowej władzy zwyczajnie zabierali sobie, często po nocach, ojcowiznę miejscowych Polaków. Jednak natchniona uporem męża pani Eulalia również postanowiła działać. Poszła do ludzi, zaczęła przekonywać, że dzieje się im krzywda i że trzeba tej krzywdzie przeciwstawić się. Przekonała.

    Odtąd, za każdym razem, kiedy buldożery i koparki ruszały w teren, we wsi wznoszono alarm i ludzie stawali na drodze maszynom, wsiadali do koszy koparek. I tak dzień po dniu, noc po nocy. Prace budowlane zostały zablokowane. Jednak z urzędów nie nadchodziły dobre wieści. W ogóle żadne. Niecierpliwiącym się przyszłym właścicielom will również puszczały nerwy. 27 kwietnia 1993 roku doszło więc do przełomowego starcia miejscowej ludności z zaborcami ich ojcowizny. Ci ostatni przeciwko bezbronnym ludziom skierowali policję i wojsko. Policja miała usunąć liderów tego pospolitego ruchu oporu, zaś wojsko uzbrojone w karabiny maszynowe na ostrą amunicję miało spacyfikować i zastraszyć resztę, głównie kobiety w starszym wieku.
    Policjanci zaczęli „pakować” pana Waleriana i innych mężczyzn, zaś żołnierze strzelając w powietrze w szeregu napierali na protestujących.

    Przed 20 laty Gudele stały się symbolem walki miejscowych Polaków z bezprawnym nowym osadnictwem na Wileńszczyźnie Fot. Marian Paluszkiewicz
    Przed 20 laty Gudele stały się symbolem walki miejscowych Polaków z bezprawnym nowym osadnictwem na Wileńszczyźnie Fot. Marian Paluszkiewicz

    — Gdy zaczęło się to zamieszanie, natychmiast zadzwoniłam do prezesa Związku Polaków Ryszarda Maciejkiańca, który wtedy był posłem. Był na posiedzeniu, ale jego asystentka poinformowała go o całej sprawie, że wojsko strzela do bezbronnych ludzi, więc poseł natychmiast interweniował w parlamencie i poinformował Sejm o całej sprawie — opowiada o chwilach grozy pani Eulalia. Mówi, że to właśnie pan Maciejkianiec wtedy pomagał im najwięcej, dlatego nie rozumie, dlaczego dziś stoi on po stronie ich krzywdzicieli.
    Na pomoc protestującym pośpieszył też ówczesny nadkomisarz policji rejonu wileńskiego Mieczysław Popławski, który interweniował na miejscu i, jak mówią gudelanie, zwyczajnie pogonił ze swego rewiru policyjnych intruzów z Wilna oraz wojskowych.
    — Zwyczajnie kazał im wynosić się z Gudel, bo działają bezprawnie — mówi pani Eulalia. Przypomina jeszcze, że obecny pewien prokurator z Wilna próbował wygrażać komisarzowi, że jeszcze się z nim policzą.
    — Ale komisarz nie zawahał się. Powiedział im, że broni prawa i może już teraz z nimi policzyć się, więc wynieśli się z wioski — wspomina Eulalia Romanowska.

    Na miejscu pozostawali jeszcze wojskowi, bo oficjalnie mieli tu ćwiczenia. Więc wycofali się w stronę lasu i tam kontynuowali „ćwiczenia” strzelając do pustych puszek po konserwach.
    — Dopiero później do nas dotarło, że mogliśmy zginąć, bo wszystko mogło się zdarzyć, a żołnierze używali ostrej amunicji — mówi Walerian Romanowski, ale zapytany, czy miał ludzkie poczucie strachu, mówi, że wtedy o tym nie myślał.
    Dopiero potem zastanawiał się, że mógł podzielić los wielu innych obrońców swojej ojcowizny, którzy na początku niespokojnych lat 90. często znikali bez wieści, albo znajdywano ich martwymi gdzieś w lesie.
    — Nie zwracałem wtedy uwagi, czy ktoś nas śledzi, ale kręciły się jakieś podejrzane osoby. Podchodzili, wypytywali o coś. Jeden mówił, że jest dziennikarzem z Warszawy, ale akcent miał wcale nie warszawski.

    Dziś Romanowscy są przekonani, że całą sytuację, a być może i życie również, uratowała ich desperacja nawet w obliczu zagrożenia, bo jak mówią, gdyby nie doszło do tego konfliktu, to niewielu dowiedziałoby się o ich losie.
    — Po tamtych wydarzeniach o naszej sprawie zrobiło się głośno w całym kraju i za granicą. O zajściu pisały media w Warszawie, w Toronto i innych krajach. Były przekazy telewizyjne. Więc władze nie miały wyjścia i musiały wycofać się — mówi pani Eulalia.
    Niedoszli zaborcy ziemi w Gudelach próbowali jeszcze w sądzie bronić swego bezprawia.
    — Prawie cały rok ciągano nas po sądach, ale nic nie wskórali. My nawet nie mieliśmy adwokatów, bo wiedzieliśmy, że sprawiedliwość jest po naszej stronie — mówi pani Romanowska.

    Świecące ślepiami pustych okien szeregi piętrowych „bliźniaków” symbolizują mrzonki nowej litewskiej nomenklatury o dostatnim życiu Fot. Marian Paluszkiewicz
    Świecące ślepiami pustych okien szeregi piętrowych „bliźniaków” symbolizują mrzonki nowej litewskiej nomenklatury o dostatnim życiu Fot. Marian Paluszkiewicz

    W końcu sąd uznał, że decyzja o przekazaniu działki pod budowę domów w Gudelach była bezprawna i nakazał wstrzymanie prac. Nowa nomenklatura musiała pogodzić się z tą decyzją ze względu na to, że o sprawie było już głośno w całym świecie.
    — Pogodzili się, ale na pewno ich to nie powstrzymało, bo podobno swój plan zrealizowali w Bojarach — mówi pani Eulalia. Zgadza się jednak z mężem, że warto było im walczyć o swoje.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Żeby wyciszyć sprawę, władze postanowiły jak najszybciej zaspokoić wnioski gudelan o zwrot ojcowizny.
    — Wtedy ziemię zwrócili nam bardzo szybko. Nie mieliśmy żadnych problemów, ani nikt nie powiedział nam, że brakuje jakichś dokumentów, czy jeszcze czegoś — przypomina pan Romanowski. Dodaje też, że przykład zwrotu ziemi w Gudelach dowodzi, że większość problemów, z którymi stykają się miejscowi Polacy ubiegający się o zwrot ziemi, jest sztucznie tworzona przez litewskich urzędników.

    Po zwycięstwie w walce o ojcowiznę państwo Romanowscy staropolskim zwyczajem postawili właśnie krzyż przed wjazdem do Gudel. Symbolizuje on zwycięstwo miejscowej ludności nad machiną bezprawia, ale może też być symbolem przegranych walk w innych miejscowościach, jak chociażby w innych Gudelach, już na obrzeżach Wilna, gdzie miejscowi Polacy do dziś walczą o swoją ojcowiznę.
    Symbolem przegranej są też willowe osiedla rozsiane po całej Wileńszczyźnie, jak chociażby te wybudowane w szczerym polu przed Gudelami. Świecące ślepiami pustych okien szeregi piętrowych „bliźniaków” szarych jak pokryzysowa rzeczywistość litewskiej gospodarki symbolizują mrzonki nowej litewskiej nomenklatury o dostatnim życiu, które chciano budować na ludzkiej krzywdzie i poniewieraniu słabszych.

    Zdaniem starosty gminy mejszagolskiej Stefana Orszewskiego, tereny wzdłuż starej i nowej szosy wiłkomierskiej zawsze były atrakcyjne dla inwestorów.

    Tereny wzdłuż starej i nowej szosy wiłkomierskiej zawsze były atrakcyjne dla inwestorów Fot. Marian Paluszkiewicz
    Tereny wzdłuż starej i nowej szosy wiłkomierskiej zawsze były atrakcyjne dla inwestorów Fot. Marian Paluszkiewicz

    — Dobra komunikacja z Wilnem, a poza tym infrastruktura, jak chociażby biegnąca tu sieć gazociągu — wyjaśnia starosta. Dużym atutem tutejszych terenów są również jeziora rozsiane wśród zalesionych pagórków i wzgórz.
    — Dlatego budują osiedla nawet w lesie, jak te tutaj — mówi starosta pokazując na mapie zalesiony teren za Gudelami.
    Większość mieszkańców tych nowych osiedli stanowią przyjezdni z całej Litwy, którzy z prowincji przenoszą się do stolicy, dlatego powoli, aczkolwiek nieustannie zmienia się demografia tych terenów.

    — Nie znam już wszystkich mieszkańców. Czasami spotykam kogoś na ulicy, mówi do mnie „laba diena”, a ja go nie znam — przyznaje pani Eulalia. Sama z mężem od lat też często opuszcza rodzime Gudele, bo w Polsce w Busku Zdroju mają inny swój dom. Tam osiedlili się trzej synowie państwa Romanowskich. Są znanymi w Polsce mistrzami stolarki. W rodzimych Gudelach pozostaje natomiast córka Romanowskich.
    — Tak i podróżujemy stale między dwoma domami, ale tu w Gudelach zawsze czujemy się dobrze i jesteśmy u siebie — przyznają państwo Romanowscy.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...