
Dyrektorka administracji samorządu rejonu wileńskiego Lucyna Kotłowska nie będzie musiała płacić horrendalnych kar po 1 000 litów za każdy dzień zwłoki w rozliczeniu się z komornikiem.
W czwartek, 16 maja, Wileński Sąd Dzielnicowy nr. 1 oddalił właśnie wniosek komornika. Kotłowska była wielokrotnie karana grzywnami za niepodporządkowanie się kilku decyzjom sądowym o usunięcie z domów w rejonie wileńskim tablic z polskimi nazwami ulic. Ostatniej kary nie zapłaciła. Komornik podał ją do sądu i domagał się dla dyrektorki drakońskiej kary za niepłacenie kary.
Kotłowska nie spodziewała się przychylnego dla niej wyroku sądowego. Wcześniej w rozmowie z „Kurierem” powiedziała, że nawet nie pójdzie do sądu na ogłaszanie wyroku, bo nie spodziewa się przychylności Temidy. Czwartkowy wyrok nie kończy jednak sprawy, bo komornik może złożyć apelację w sprawie wyroku sądu dzielnicowego do sądu wyższej instancji.
Jak już pisaliśmy wcześniej, sprawa dotyczy sporu o polskie nazwy ulic w rejonach wileńskim i solecznickim. Namiestnik rządu na powiat wileński sprawę polskich tablic skierował do sądu, a ten uznał, że są one sprzeczne z ustawą o języku państwowym, toteż administracja rejonów wileńskiego i solecznickiego muszą te tablice pozdejmować.
Dyrektorzy samorządowi, Lucyna Kotłowska z rejonu wileńskiego i Bolesław Daszkiewicz z rejonu solecznickiego, odwoływali się od wyroków, ale ostateczna decyzja również była obligatoryjna wobec kierowników administracji.
Tablice więc zostały pozdejmowane z budynków publicznych i samorządowych. Pozostały jednak wisieć na domach prywatnych, których decyzja sądów nie dotyczy, zaś dobrowolnie tych tablic nikt nie chce usuwać.
Tymczasem dyrektorzy twierdzą, że nie mają mechanizmów prawnych, żeby z prywatnych posesji zdejmować tablice, które sami mieszkańcy pozawieszali. Lucyna Kotłowska zwróciła się nawet do sądu, żeby ten wyjaśnił, jakim prawnym sposobem może zmusić mieszkańców do wykonania decyzji sądu, która ich nawet nie dotyczy, gdyż nie są oni stroną w żadnym z dotychczasowych procesów.
Sąd zamiast wyjaśnień tylko nakładał kolejne kary za niepodporządkowanie się wcześniejszym decyzjom. Kary wynosiły od kilkuset do tysiąca litów grzywny. Dyrektorzy konsekwentnie płacili te kary, aż wreszcie przestali. Wtedy do sprawy wkroczył komornik, który po nieudanych próbach egzekwowania płatności wystąpił do sądu o kolejną karę dla Kotłowskiej — tym razem w wysokości 1 000 litów za każdy dzień zwłoki w rozliczeniu się z wcześniejszych kar.
Podobna sytuacja jest w rejonie solecznickim, lecz nie wiadomo jeszcze, kiedy zapadnie decyzja w sprawie kary dla dyrektora Daszkiewicza i czy będzie ona równie przychylna jak wobec Kotłowskiej.