Większe o 100 litów nieopodatkowane minimum, większy podatek akcyzowy, opodatkowanie wkładów bankowych oraz dochodów inwestycyjnych, mniejsze stawki podatku VAT na leki — według rządu ma to być reforma podatkowa. Ekonomiści to nazywają tylko korektą.
Rząd przedstawił w tym tygodniu założenia obiecanej reformy podatkowej. Jej głównym kierunkiem miało być wprowadzenie podatku progresywnego oraz większe opodatkowanie kapitału. Tymczasem czołowi litewscy ekonomiści zauważają, że proponowane zmiany w systemie są tylko namiastką tego, co obecnie rządzący obiecali w programach wyborczych.
Główny doradca ekonomiczny na kraje bałtycki banku DNB Nord Jekaterina Rojaka wyjaśnia, że ostrożność rządu w reformowaniu finansów publicznych uwarunkowuje jego plany wprowadzenia euro w 2015 roku. Zdaniem ekonomistki, gruntowne zmiany systemu podatkowego według założeń programowych obecnej koalicji rządzącej mogłyby zwiększyć poziom inflacji, który z kolei przekreślałby plany wprowadzenia wspólnej waluty. Toteż rząd, przynajmniej do 2015 roku musi balansować między zapowiadaną reformą a obiecanym za półtora roku wprowadzeniem euro. Tymczasem więc rządzący muszą poprzestać na imitacji reformy systemu podatkowego niż w rzeczywistości go reformować.
Najbliższe planowane zmiany mają wejść w życie z początkiem 2014 roku. Rząd planuje zmniejszenie ciężaru podatkowego dla miejsc pracy, do czego może przyczynić się zwiększenie z obecnych 470 do 570 litów minimum nieopodatkowanego. Oznacza to, że otrzymujący wynagrodzenie minimalne dostaną w przyszłym roku o 15 litów miesięcznie więcej, czyli zamiast obecnych 830,5 litów otrzyma 845,5 lita. Straci na tym budżet państwa, bo faktycznie o 15 litów zmniejszy się podatek dochodowy od osób fizycznych, który jest w całości (z wyjątkiem wielkomiejskich samorządów, głównie Wilna) odprowadzany do budżetów samorządów lokalnych. Czyli w końcu na reformie podatkowej rządu stracą samorządy.
Tymczasem budżet państwowy może poważnie stracić na proponowanej uldze podatku VAT na niektóre grupy towarów — głównie leki. Aczkolwiek są również propozycje, żeby tą ulgą objęć także artykuły spożywcze tzw. pierwszej potrzeby — warzywa, mięso, nabiał.
Nadrobić straty z tytułu ulg rząd zamierza, wprowadzając opodatkowanie zysków z wkładów bankowych, inwestycji kapitałowych i pożyczek. Podatek ten ma wynosić 15 proc. i będzie obejmował zyski powyżej 10 tys. litów.
Te podstawowe zmiany, nazywane przez rząd reformą podatkową, zdaniem ekonomistów, mają zachować stabilność finansów publicznych w kontekście planów wprowadzenia euro, a zarazem stwarzać pozory zapowiadanej przez rząd poważnej reformy podatkowej. Na razie nie wiadomo, co z tej propozycji rządu wyjdzie, bo różni partnerzy koalicyjni mają różne wizje nie tylko samej reformy, ale nawet tych zmian kosmetycznych.
Jak już wcześniej pisaliśmy, koalicyjna Partia Pracy (laburzyści) (PP) przedstawili w końcu maja swoją wizję zmian w sektorze finansów publicznych.
Zamiast większego minimum nieopodatkowanego w przyszłym roku zapowiadają oni większe wynagrodzenie minimalne i ulgową stawkę podatku VAT na podstawową grupę towarów konsumpcyjnych. Przyjęcie ich propozycji oznaczałoby większą inflację, a to z kolei blokowałoby drogę dla euro, którego wprowadzenie premier oraz lider koalicyjnej Partii Socjaldemokratycznej, Algirdas Butkevičius, zaplanował z początkiem 2015 roku. Dlatego premier natychmiast wykluczył możliwość przyjęcia propozycji fiskalnych Partii Pracy.
Nie wykluczone więc jest, że PP w odwecie odrzuci propozycje rządowe. Sytuacja może wyjaśnić się już w najbliższym czasie, bo partnerzy koalicyjni obiecują dogadać się w sprawie reformy podatkowej do 1 lipca. Zastrzegają jednak, że jeśli w tym terminie nie uda się wypracować wspólnego stanowiska, to kolejna próba znalezienia kompromisu zostanie podjęta jesienią podczas debaty budżetowej na przyszły rok.
Z kolei przed szamotaniną polityczną nad finansami publicznymi rządzących upomniała prezydent Dalia Grybauskaitė.
W swoim wtorkowym dorocznym sprawozdaniu ostrzegła ona rząd przed podejmowaniem populistycznych decyzji, które, zdaniem prezydent, mogą zagrozić nie tylko planom wprowadzenia euro, ale w ogóle zdestabilizować system finansów publicznych.