Pracownicy kultury domagają się od rządu rewaloryzacji wynagrodzeń. Wczoraj, 25 września, przed siedzibą rządu apelowali do władz o przyjęcie programu wyrównania do przedkryzysowego okresu oraz dalszego wzrostu płac.
Pracownicy kultury, ale też ochrony zdrowia, opieki socjalnej, pedagodzy oraz inni najmniej zarabiający pracownicy budżetówki czują się pokrzywdzeni po uchwaleniu przez Sejm waloryzacji wynagrodzeń do przedkryzysowego poziomu wynagrodzeń sędziów, funkcjonariuszy służb specjalnych, więziennictwa, wojskowych, wiceministrów i asystentów posłów. Przyjmując nowelizację ustawy wynagrodzeń urzędniczych rządzący tłumaczyli się, że odnoszą się w ten sposób do orzeczenia Sądu Konstytucyjnego. Ten uznał, że decyzja Sejmu poprzedniej kadencji o zmniejszeniu wynagrodzeń w okresie kryzysu dla wymienionej grupy urzędników jest sprzeczna z ustawą zasadniczą.
W przededniu wiecu pracowników kultury prezydent Dalia Grybauskaitė podpisała przyjętą przez Sejm nowelizację. Najpierw jednak skrytykowała podpisywany dokument.
— Wykonując orzeczenie Sądu Konstytucyjnego wybrano nie najbardziej optymalną drogę — powiedziała prezydent. Nie zawetowała jednak nowelizacji wskazując Sejmowi „optymalną drogę” na mocy prezydenckich kompetencji w zakresie inicjatywy ustawodawczej. Zaapelowała natomiast do rządu i posłów, żeby szukali możliwości zwiększenia wynagrodzeń dla najmniej zarabiających w sferze budżetowej — pracowników kultury, bibliotekarzy, pracowników opieki socjalnej i zdrowotnej oraz innych. Wcześniej prezydent apelowała do rządu i Sejmu, żeby politycy trzymali w ryzach dyscypliny fiskalnej swoje zapędy do zwiększania wydatków kosztem deficytu budżetowego.
Chór ekspertów określił takie stanowisko prezydent brakiem logiki i konsekwencji, a nawet przejawem populizmu, który może tłumaczyć ewentualne plany Grybauskaitė na drugą kadencję prezydencką. Kolejne wybory prezydenckie odbędą się w połowie przyszłego roku. Grybauskaitė jednak oficjalnie nie ogłosiła jeszcze swojej decyzji, czy będzie brała udział w przyszłorocznych wyborach.
Tymczasem protestujący wczoraj pracownicy kultury od władz żądali już dziś konkretnych postanowień w kwestii wzrostu wynagrodzeń. Obecny na wiecu minister kultury Šarūnas Birutis wyraził nadzieję, że rząd znajdzie środki w przyszłorocznym budżecie na wzrost wynagrodzeń najmniej zarabiających pracowników budżetówki. Tylko na potrzeby rewaloryzacji wzrostu wynagrodzeń dla pracowników kultury rządowi trzeba będzie znaleźć dodatkowych 47 milionów litów, lub ewentualnie zwiększyć deficyt budżetowy.
Takie zwiększenie jednak koliduje z ambitnym planem rządu wprowadzenia europejskiej waluty z początkiem 2015 roku, co wymusza na władzach utrzymanie deficytu fiskalnego w ramach układu z Maastricht. Niedawno resort finansów zwiększył prognozowany tegoroczny deficyt do 3 proc., toteż plany na europejską walutę wymagają od rządu zmniejszenia przyszłorocznego deficytu budżetowego, co może postawić radę ministrów przed wyborem — albo euro albo rewaloryzacja wynagrodzeń, rent i emerytur. Przed tygodniem premier Algirdas Butkevičius twierdził optymistycznie, że rewaloryzacja wynagrodzeń w sferze budżetowej nie przekreśli planów wymiany krajowej waluty na ogólnoeuropejską.
Z kolei protestujący pracownicy kultury przekonywali władze, że nie chcą wynagrodzeń kosztem innych planów, lecz po prostu walczą o swoje.
— Mówi się, że kultura jest na czyimś utrzymaniu. Ale to nieprawda. Według obliczeń ekonomistów kultura wytwarza 6 proc. PKB, tymczasem na utrzymanie kultury władze przeznaczają zaledwie 0,6 proc. — mówił podczas wiecu Raimundas Balza, prezes zarządu Litewskiego Zrzeszenia Muzeów.
Protestujący przyjęli wczoraj rezolucję, w której domagają się od rządu wypracowania planu rewaloryzacji i wzrostu wynagrodzeń pracowników kultury. Dają na to czas rządowi do 7 października. W międzyczasie — na 1 października — zapowiadają kolejny protest, już ogólnokrajowy. Będzie to milczący koncert „Być albo nie być”.