Im bliżej szczytu Partnerstwa Wschodniego, tym aktywniejsze są działania Rosji na zniechęcenie Ukrainy do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Oczekuje się, że umowa zostanie podpisana na szczycie, który odbędzie się w Wilnie w dniach 28-29 listopada.
Tymczasem wczoraj, 14 listopada, wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin zagroził, że jeśli Kijów asygnuje umowę z UE, to Rosja wyprowadzi z Ukrainy swoje przedsiębiorstwa. Dotyczy to głównie zakładów współpracujących z Rosją w branży maszyn budowlanych, kosmosu i lotniczej. Wicepremier Rosji uważa też, że Ukraina, jak też Mołdawia, nigdy nie zostaną pełnoprawnymi członkami UE, zaś podpisanie umowy stowarzyszeniowej narzuci Ukrainie standardy europejskie, których państwo to będzie musiało przestrzegać bezwarunkowo. Rosyjski polityk znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi nazwał umowę stowarzyszeniową marchewką zawieszoną przed „znanym zwierzęciem”.
— Ukraina będzie cały czas iść za tą marchewką, ale nigdy do niej nie dojdzie — powiedział Rogozin.
Zjadliwość i ultimatum Rogozina są kolejnymi z szeregu zaczepek i pogróżek Kremla wysyłanych pod adresem Ukraińców. Wcześniej, na szczycie Rosja-Ukraina w rosyjskiej Kałudze, rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew ostrzegł swego ukraińskiego kolegę Mykolę Azarowa, że jeśli Ukraina wybierze drogę integracji z Unią, to Rosja ograniczy z nią współpracę gospodarczą. Miedwiediew nie wykluczył też, że zostanie wprowadzony reżim wizowy dla Ukraińców. Znamiennym był też fakt, że rosyjsko-ukraiński szczyt odbywał się w rodzinnym mieście ukraińskiego premiera. Azarow urodził się w Kałudze w 1947 roku. Według niektórych źródeł, jego ojcem był Polak z Łotwy Jan Polko vel Pachło. Rosyjskie media spekulowały, że zorganizowanie szczytu w rodzinnym mieście ukraińskiego premiera było też presją na szefa ukraińskiego rządu.
Jednak sam Azarow zaprzeczył tym spekulacjom, bo jak powiedział podczas kończącej szczyt konferencji prasowej, to on sam zaproponował rodzinną Kaługę na miejsce spotkania.
Polityczno-gospodarcze naciski Rosji na ukraińską decyzję trwają na tle permanentnej rosyjsko-ukraińskiej wojny gazowej. Ukraina nie chce wywiązywać się z umowy gazowej z Rosją, którą przed kilkoma laty podpisała ówczesna ukraińska premier Julia Tymoszenko. Umowa ta została uznana przez obecne władze w Kijowie za godzącą w interesy gospodarcze kraju. Była premier została więc oskarżona o działania na szkodę państwa i wtrącona do więzienia. Bruksela uznała proces Tymoszenki za polityczny i domaga się od władz Ukrainy, a przede wszystkim od prezydenta i rywala politycznego byłej premier, Wiktora Janukowycza, ułaskawienia dla Tymoszenki. Wypuszczenie jej z więzienia jest jednym z podstawowych warunków Unii Europejskiej podpisania umowy stowarzyszeniowej.
We wtorek ukraiński parlament miał uchwalić nowelizację prawa, co pozwoliłoby na wyjazd Tymoszenki za granicę na leczenie. Takie rozwiązanie pozwoliłoby też zachować polityczną twarz władzom w Kijowie, a zwłaszcza prezydentowi. Mimo zapowiedzi parlament nie znalazł porozumienia i nie uchwalił potrzebnej nowelizacji. Obserwujący obrady specjalni wysłannicy Unii, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Patrick Cox i były prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski, byli zniesmaczeni decyzją parlamentu, a raczej brakiem tej decyzji. Cox i Kwaśniewski mają przedstawić władzom unijnym sprawozdanie o ukraińskiej gotowości do stowarzyszenia z Unią. W tym sprawozdaniu na pewno nie znajdzie się potwierdzenie, że Ukraina spełniła jeden z głównych wymogów — uwolnienia byłej premier.
Już 18 listopada, na szczycie szefów dyplomacji krajów unijnych ma zapaść decyzja, czy wobec tego na szczycie Partnerstwa Wschodniego zostanie podpisana umowa z Ukrainą. Władze w Kijowie poprosiły Brukselę o odroczenie terminu spełnienia ultimatum ws. Tymoszenki. Również opozycyjne partie — „Udar” Witalija Kliczko, „Swoboda” Oliha Tiahnyboka oraz założona przez Julię Tymoszenko, a kierowana obecnie przez Arsenija Jaceniuka „Batkiwszczina” — zaapelowały do szefów dyplomacji krajów unijnych, żeby powstrzymali się z podjęciem decyzji 18 listopada. Według Aleksandra Kwaśniewskiego, jeśli Unia nie zgodzi się na podpisanie umowy stowarzyszeniowej w Wilnie, to sprawa europejskiej integracji Ukrainy zostanie odroczona co najmniej na kilka lat.
„Po dwóch, trzech latach moglibyśmy wrócić do tej sytuacji, która będzie jednak zupełnie inną. I niekoniecznie ta sytuacja będzie wtedy lepszą, a być może będzie gorszą niż mamy w 2013 roku” — powiedział Aleksander Kwaśniewski.
Wobec tego do władz Ukrainy, żeby nie zaprzepaściły historycznej szansy, apelują Stany Zjednoczone.
„Dołączamy do UE z apelem do władz Ukrainy o dokonanie słusznego historycznego wyboru dla swoich 45 milionów obywateli, o dokonanie wyboru na rzecz przyszłości swoich dzieci, a nie na rzecz minionych żalów” — powiedziała przedstawicielka amerykańskiego rządu ds. Europy i Euroazji Victoria Nuland.