Służby specjalne i prokuratura wydaje się, próbują wyciszyć z impetem rozpoczęte dochodzenie w sprawie przecieku do mediów „ściśle tajnego” o zagrożeniach dla bezpieczeństwa państwa.
Ich ociąganie się w tej sprawie usprawiedliwia Urząd Prezydenta oraz schlebiająca jemu prawicowa opozycja. Inicjatywę śledczą przejmują dziennikarze i ujawniają, że informacja z tajnego dokumentu wyciekła do mediów właśnie z prezydentury.
We wtorkowym (19 listopada) programie telewizji państwowej „Dėmesio centre” ujawniono, że szefowa służby prasowej Urzędu Prezydenta Daiva Ulbinaitė została przesłuchana w śledztwie jako świadek specjalny.
Według uczestniczącego w programie przewodniczącego Sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, posła Artūrasa Paulauskasa (w przeszłości prokuratora generalnego), przesłuchanie doradczyni prezydent Dali Grybauskaitė w roli świadka specjalnego oznacza, że jest ona główną podejrzaną ws. zdrady tajemnicy państwowej.
Zdaniem Paulauskasa, fakt, że prokuratura to tej pory jeszcze nikomu nie postawiła zarzutów w tej sprawie, a prokuratorzy i szefowie służb specjalnych są wzywani do prezydent „na dywanik” może świadczyć, że Grybauskaitė próbuje ratować Ulbinaitė przed — bądź co bądź — poważnymi zarzutami prokuratorskimi.
— W tym tygodniu prezydent dwukrotnie zapraszała do siebie kierowników Służby ds. Badań Specjalnych i Śledczych, którzy właśnie prowadzą dochodzenie. Jest oczywiste, że wzywanie przez Urząd Prezydenta śledczych i wyjaśnianie z nimi okoliczności dochodzenia jest sposobem nacisku. Zwłaszcza w przypadku, gdy Urząd stoi przed zarzutami i gołym okiem widać, skąd nastąpił przeciek.
Przynajmniej dla mnie jest oczywiste, że przy pomocy prokuratury trwa operacja ratowania Ulbinaitė. Dziś bowiem, kiedy zadaniem prokuratorów jest postawienie zarzutów i jak najszybsze zakończenie dochodzenia oni mówią, że należy zaczekać na wniosek Państwowej Komisji ds. Tajemnic Państwowych, która być może zmniejszy poziom utajnienia raportu — wyjaśnił Artūras Paulauskas.
O tym, że źródło przecieku do mediów tajnego raportu służb specjalnych prokuratura oświadczyła jeszcze w ubiegłym tygodniu, 14 października.
We wtorek, 19 listopada, w Sejmie prokurator generalny Darius Valys potwierdził dziennikarzom, że prokuratura też jeszcze w ubiegłym tygodniu zwróciła się do „odpowiednich instytucji” o podjęcie decyzji ws. ograniczenia dostępu do tajnych informacji. Valys jednak nie ujawnił, do jakiej instytucji zwróciła się prokuratura ani też, którego urzędnika mają dotyczyć te ograniczenia.
Prokurator generalny był małomówny nie tylko z dziennikarzami.
We wtorek Valys, jak też szef Departamentu Bezpieczeństwa Giediminas Grina mieli odpowiadać na kilka pytań interpelacji poselskiej właśnie o prowadzonym śledztwie ws. ujawnienia tajemnicy państwowej. Valys i Grina stawili się przed gremium poselskim, ale na wszystkie pytania odpowiadali krótko — „Nie wiem” albo zasłaniali się tajemnicą śledztwa. Ich niewiedza, zwłaszcza szefa Departamentu Bezpieczeństwa, który odpowiadając, prawie na wszystkie pytania posłów zasłaniał się swoją niewiedzą, skłoniły przewodniczącą parlamentu Loretę Graužinienė zwątpić w kompetencje Griny na stanowisku szefa służb specjalnych.
Z kolei prokurator generalny tłumacząc się ws. przedłużającego się śledztwa, zaprzeczył sugestiom posłów, że otrzymał polecenie „szefów państwa”, żeby w sprawie przecieku nikomu nie stawić zarzutów. Valys przyznał jednak, że prokuratura zwróciła się do komisji tajemnic państwowej z zapytaniem, czy klauzula „ściśle tajne” na raporcie Departamentu Bezpieczeństwa jest uzasadniona. Zdaniem Valysa, po otrzymaniu wniosku komisji, prowadzący dochodzenie prokuratorzy podejmą odpowiednie decyzje ws. przecieku.
O RAPORCIE SŁUŻB SPECJALNYCH
Treść tajnego raportu służb specjalnych o tym, że Rosja szykuje atak informacyjny na Litwę, a zwłaszcza na prezydent Dalię Grybauskaitė ujawniła agencja informacyjna BNS.
Treść raportu natychmiast potwierdziła sama prezydent, że została poinformowana o przygotowywanych przez Kreml prowokacjach przeciwko jej osobie. Raport był adresowany do najwyższych urzędników w państwie oraz do szefów sejmowych komitetów, między innymi do Artūrasa Paulauskasa. Ten oświadczył, że on, podobnie jak i przewodnicząca Sejmu oraz inni posłowie zapoznali się z treścią raportu już po ujawnieniu jej w doniesieniu agencji. Paulauskas ujawnił też, że przed ukazaniem się depeszy agencyjnej do niego oraz jego asystenta dzwonili ze służb specjalnych i nalegali, żeby on jak najszybciej zapoznał się z treścią raportu. Jak twierdzi Paulauskas, ostatni telefon z Departamentu Bezpieczeństwa odebrał kilka minut po godzinie 12., tymczasem informacja agencyjna pojawiła się kilka minut później. Według szefa sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego, jest to co najmniej dziwny zbieg okoliczności.