Władze mają poważny ból głowy — społeczeństwo chce referendum ws. sprzedaży ziemi obcokrajowcom.
W rzeczy samej byłoby to referendum o wyjściu Litwy z Unii Europejskiej, bo ewentualny zakaz obywatelom Unii kupowania ziemi na Litwie byłby sprzeczny z podstawową zasadą wspólnoty o swobodnym przepływie kapitału. Tymczasem inicjatorzy referendum — głównie ugrupowania nacjonalistyczne i tzw. patriotyczne wspierane przez lobby litewskich latyfundystów — przekonują, że „wola narodu” nie może być sprzeczna z prawem unijnym i ewentualny zakaz nie byłby naruszeniem prawa wspólnoty.
Inicjatorom referendum już udało się pokonać dwie pierwsze bariery w drodze do plebiscytu. Po pierwsze, udało się im zebrać ponad 300 tys. (przynajmniej tak twierdzą) podpisów poparcia obywateli pod inicjatywą zorganizowania referendum obligatoryjnego. Po drugie, zwolennikom ograniczenia unijnego prawa udało się przezwyciężyć orzeczenie Sądu Konstytucyjnego w tej sprawie. Stanowi ono, że proponowane referendum jest sprzeczne z umową akcesyjną Litwy z Unią Europejską, więc jego zorganizowanie musi być poprzedzone zmianą porozumienia międzynarodowego. W przekonaniu przeciwników referendum oznacza to wcześniejszą decyzję o wyjściu Litwy z Unii.
To było podstawowym argumentem członków Głównej Komisji Wyborczej, która w ubiegłym tygodniu decydowała o dalszym losie inicjatywy referendalnej. Głosy w komisji podzieliły się na pół, ale decydujący z nich głos przewodniczącego Komisji Zenonasa Vaigauskasa dał przewagę opowiadającym się za kontynuowaniem inicjatywy referendalnej. Zdaniem Vaigauskasa, Komisja nie może blokować inicjatywy referendalnej, bo wcześniej już wydała na nią pozwolenie, zaś późniejsze orzeczenie Sądu Konstytucyjnego o sprzeczności referendum z ustawą zasadniczą nie dotyczy samej inicjatywy, lecz ewentualnego wyniku referendum. Eksperci jednak mówią, że za prawnymi argumentami Vaigauskasa kryje się zwyczajna chęć pozbycia się Komisji sprawy referendum, bo po ubiegłotygodniowej decyzji jest ona bólem głowy rządu i parlamentu.
Ale i tam nie ma jedności w tej sprawie, bo jeśli premier Algirdas Butkevičius odrzuca możliwość zorganizowania referendum, to przewodnicząca Sejmu Loreta Graužinienė uważa, że skoro została zebrana potrzebna liczba podpisów pod inicjatywą, to referendum musi odbyć się. Również niektórzy prawnicy nie widzą innej drogi wyjścia z sytuacji, jak tylko pozwolić na przeprowadzenie referendum, a już potem zaskarżyć jego wynik (jeśli będzie sprzeczny z umową akcesyjną) w Sądzie Konstytucyjnym, który zgodnie z konsekwencją ubiegłotygodniowego orzeczenia powinien orzec, że wynik referendum przeczy ustawie zasadniczej.
Do podobnego rozwiązania sprawy doszło w Bułgarii, której parlament przedłużył do 2020 r. zakaz sprzedaży ziemi obcokrajowcom. Również w ubiegłym tygodniu tamtejszy trybunał konstytucyjny uznał, że to postanowienie parlamentu przeczy bułgarskiej konstytucji.
Na Litwie jest jednak szansa, że antyeuropejskie referendum w ogóle się nie odbędzie, jeśli nie z powodów ograniczeń prawnych, to z powodu braku poparcia społecznego dla inicjatywy organizatorów referendum.
Wczoraj, 4 lutego, doradca prezydent Mindaugas Lingė powiedział w wywiadzie dla „Žinių radijas”, że społeczeństwu należy tłumaczyć, że prawdziwym celem referendum nie jest sprawa sprzedaży ziemi, lecz wystąpienie z Unii Europejskiej.
— Społeczeństwo powinno wiedzieć, jaki jest ostateczny cel referendum. W tym przypadku są pewne podejrzenia, że ostatecznym celem referendum ws. ziemi jest wystąpienie z Unii Europejskiej. Przed zaproponowaniem społeczeństwu tej kwestii organizatorzy przed tym muszą wyraźnie odpowiedzieć, czy proponują Litwie wystąpienie z UE — powiedział doradca. Lingė skrytykował poprzedni i obecny rząd, że nie poświęcał należytej uwagi kwestii ziemi i że dotychczas nie przygotowano ustaw „bezpieczników” zapobiegających spekulacjom na rynku ziemi.
Właśnie tematem „bezpieczników” zajmowała się wczoraj Rada Polityczna koalicji rządzącej. Po posiedzeniu premier Algirdas Butkevičius zapowiedział, że już w marcu do Sejmu trafią odpowiednie projekty ustaw, a większość parlamentarna jest gotowa przegłosować te projekty w trybie pilnym. Jednocześnie premier odbił piłeczkę ws. inicjatywy referendalnej w stronę Komisji Wyborczej. Powiedział, że jeśli Komisja nie będzie miała zastrzeżeń co do potrzebnej liczby zebranych podpisów, to koalicja poprze przeprowadzenie referendum.