Słowa prezydent Dali Grybauskaitė o rzekomej współpracy liderów Partii Pracy (PP) (laburzyści) z władzami Rosji rozpętały prawdziwą wojnę (na razie słowną) na szczytach władzy.
Przedstawiciele PP oświadczyli, że prezydent będzie musiała udowodnić stawiane zarzuty albo publicznie ich przeprosić. W przeciwnym razie grożą powołaniem sejmowej komisji śledczej o nadużycie pełnomocnictw prezydenckich, a w wyniku jej pracy impeachmentem wobec prezydent.
Za wyjaśnieniem prawdziwości zarzutów opowiada się też premier Algirdas Butkevičius, lider Partii Socjaldemokratów, partnera koalicyjnego PP.
Premier jest jednak przeciwny powoływaniu komisji śledczej, bo jak tłumaczy, jej praca rozciągnęłaby w czasie wyjaśnienie prawdziwości zarzutów Grybauskaitė.
Premier przypuszcza, że jej słowa padły w kontekście trwającej kampanii prezydenckiej i nie mają żadnych podstaw. Butkevičius wyjaśnia, że jako premier otrzymuje z Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (DBP) te same co prezydent sprawozdania o zagrożeniach dla państwa i nie dostrzegł w nich dowodów na współpracę liderów Partii Pracy z Kremlem.
— Chyba że prezydent otrzymuje jakieś dodatkowe informacje — zastanawiał się premier w czwartkowym wywiadzie radiowym dla „Žinių radijas”. Tymczasem jeszcze w środę DBP w wydanym komunikacie poinformował, że dla wszystkich przywódców państwa i upoważnionych urzędników przekazuje sprawozdania tej samej treści. Otrzymuje je również przewodnicząca Sejmu, posłanka PP Loreta Graužinienė oraz szef sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Artūras Paulauskas, również poseł PP, a na dodatek rywal Grybauskaitė w prezydenckiej kampanii wyborczej.
Według prawa Graužinienė i Paulauskas z racji zajmowanych stanowisk muszą uczestniczyć w posiedzeniach zwoływanej przez prezydent Rady Obrony Państwa. W tym tygodniu prezydent zwołała posiedzenie ws. bezpieczeństwa w kontekście wydarzeń na Ukrainie, ale nie zaprosiła na nie ani szefa sejmowego komitetu, ani przewodniczącej parlamentu. Żeby uniknąć formalnego złamania prawa stanowiącego o Radzie, prezydent nazwała spotkanie „naradą” ws. bezpieczeństwa. Prezydent wyjaśniła dziennikarzom, że już nigdy nie zaprosi przedstawicieli PP na narady ws. obronności, bo podejrzewa ich o współpracę z Kremlem.
„Nie będę mogła zapraszać przedstawicieli Partii Pracy, zwłaszcza ich liderów, na narady, na których będą omawiane kwestie dotyczące obrony Litwy lub NATO. Mamy informację, że ich kierownictwo może być pod wpływem Kremla” — oświadczyła prezydent. „Chcę otwarcie powiedzieć obywatelom kraju, że obrona Litwy i NATO nie będą w kręgu zainteresowania tej partii” — dodała Grybauskaitė.
Loreta Graužinienė, która już od kilku miesięcy toczy z prezydent podjazdową wojnę polityczną o wpływy, zareagowała natychmiast. Oświadczyła, że albo prezydent udowodni prawdziwość swoich słów, albo będzie musiała przeprosić liderów PP za bezpodstawne oskarżenia. Przewodnicząca parlamentu zagroziła też, że jeśli prezydent zignoruje jej ultimatum, to PP zainicjuje w Sejmie powołanie komisji śledczej, co może skończyć się procedurą impeachmentu wobec Graužinienė.
Zbulwersowania słowami prezydent nie krył też jej rywal w wyborach prezydenckich Artūras Paulauskas. Uznał on, że prezydent popełniła gafę, jednak jego zdaniem było to działaniem zamierzonym, stanowiącym element czarnych technologii kampanii wyborczej Grybauskaitė. Premier Algirdas Butkevičius zauważył z kolei, że zarzuty rzucone przez prezydent błyskawicznie docierają do opinii publicznej na świecie, co, jego zdaniem, pomniejsza stopień zaufania do państwa litewskiego.
Tymczasem prawicowa partia konserwatystów, Związek Ojczyzny — Chrześcijańscy Demokraci Litwy, tradycyjnie stanęli w obronie prezydent. Lider konserwatystów, były premier, a obecnie lider opozycji sejmowej, poseł Andrius Kubilius, powiedział, że „nie jest tajemnicą”, że Partia Pracy znajduje się pod wpływem Rosji. Oświadczenie Kubiliusa nikogo z kolei nie zaskoczyło, bo jak ocenił Paulauskas, konserwatyści tradycyjnie oskarżają wszystkich swoich oponentów o współpracę z Rosją.
Przypominamy, że jeszcze niedawno przedstawiciele konserwatystów przypuścili zmasowany atak na Akcję Wyborczą Polaków na Litwie i jej lidera Waldemara Tomaszewskiego, oskarżając go również o współpracę z Kremlem. Nie były to pierwsze tego rodzaju zarzuty konserwatystów wobec polskiej partii i jej liderów, gdyż podobnej treści oświadczenia konserwatystów padają prawie przed każdymi wyborami. Tym razem sytuacja jest jeszcze bardziej napięta, gdyż w kraju toczą się dwie kampanie wyborcze — prezydencka i do Parlamentu Europejskiego. W obydwu AWPL bierze aktywny udział, a jej lider również jest kandydatem na prezydenta.