Więcej

    Zachodowi spadną z oczu łuski złudzeń ws. Rosji?

    Czytaj również...

    Malaysia Airlines plane crashes in eastern Ukraine
    Zestrzelony samolot pasażerski, lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur, rozbił się w okolicach wsi Grabowo Fit. EPA- ELTA

    Komentując w ubiegłym tygodniu zestrzelenie nad Wschodnią Ukrainą pasażerskiego samolotu Malaysia Airlines, polski prezydent Bronisław Komorowski wyraził oczekiwanie, że po tym akcie terroru „niektórym kręgom politycznym spadną z oczu łuski złudzeń”.

    Oczekiwania te wciąż jednak pozostają życzeniem polskiego prezydenta, bo choć od zestrzelenia przez prorosyjskich separatystów malezyjskiego Boeinga 777 w czwartek 17 lipca minęło już kilka dni, Zachód wciąż nie ma wspólnego stanowiska wobec sprawców ataku i stojącego za nimi Kremla. Gdy liderzy Wielkiej Brytanii, Holandii i Australii – krajów, których obywateli najwięcej zginęło w katastrofie – zarzucają prezydentowi Władimirowi Putinowi wspieranie prorosyjskich terrorystów na Donbasie i domagają się od zachodnich partnerów zaostrzenia sankcji wobec Rosji, to liderzy Niemiec, Francji czy też Włoch zaostrzają wobec Moskwy jedynie swoją retorykę.

    Niemcy sceptyczne?

    Gdy brytyjski minister finansów George Osborne zapowiada sankcje gospodarcze wobec Rosji, a zarazem gotowość jego kraju do poniesienia w przypadku tych sankcji wstecznych strat gospodarczych, to oficjalny Berlin, który ma największy wpływ na Moskwę, ale zarazem jest najbardziej od niej uzależniony gospodarczo, próbuje w tej sytuacji kontynuować wcześniejszą politykę „potępienia” działań separatystów i ich wspierających. Władze Niemiec sceptycznie podchodzą do inicjatywy Brytyjczyków wprowadzenia rozszerzonych sankcji na poszczególne sektory rosyjskiej gospodarki — w tym też na sektor energetyczny.

    Minister George Osborne przyznał, że te sankcje mogą bumerangiem uderzyć w gospodarki zachodnie, ale jak zaznaczył, jego kraj gotów jest zapłacić tę cenę, bo w przeciwnym razie straty mogą być znacznie większe.

    Na razie szeroko pojmowany Zachód ograniczył się do wydania wspólnego oświadczenia liderów Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Kanclerz Angela Merkel, prezydent François Hollande i premier David Cameron w niedzielnej rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem wezwali Rosję do użycia swoich wpływów na separatystów, żeby tamci zapewnili międzynarodowym ekspertom swobodny dostęp do miejsca katastrofy malezyjskiego Boeinga 777.

    Groźba kolejnych sankcji

    Liderzy Niemiec, Francji i W. Brytanii „zagrozili” też, że jeśli Moskwa nie zmieni postawy, to unijni przywódcy powinni być gotowi do wprowadzenia kolejnych sankcji. O ewentualnym rozszerzeniu sankcji mogą zadecydować unijni szefowie dyplomacji, którzy spotkają się na dzisiejszym (22 lipca) szczycie w Brukseli.

    Kancelaria brytyjskiego premiera poinformowała, że tym razem sankcje mogą dotknąć samego Putina oraz ludzi z jego najbliższego otoczenia. Byłoby to prawdopodobnie możliwe, żeby ministrowie spraw zagranicznych krajów członkowskich poparli inicjatywę szefa litewskiego MSZ o uznanie tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej i Donieckiej Republiki Ludowej za organizacje terrorystyczne. Uprościłoby to Zachodowi wprowadzenia szerokich sankcji nie tylko przeciwko tym terrorystycznym ugrupowaniom, ale też wobec ich kremlowskich protektorów.

    Łyżka po obiedzie

    Powściągliwość Zachodu pozwoliła Kremlowi na przejęcie inicjatywy. Po niedzielnej rozmowie z Merkel, Hollandem i Cameronem Putin wydał nocne oświadczenie, w którym z jednej strony zapewnił, że Rosja zrobi wszystko, by uregulować konflikt na Ukrainie po czwartkowej katastrofie i enigmatycznie zażądał zapewnienia bezpieczeństwa na miejscu katastrofy międzynarodowym ekspertom, a z drugiej strony zapewnił, że jego kraj uczyni wszystko, żeby świat uznał separatystów za równoprawnych partnerów dialogu dyplomatycznego.

    „Rosja uczyni wszystko, co w jej mocy, żeby konflikt przeszedł z fazy wojskowej do fazy negocjacji pokojowych ścieżkami dyplomatycznymi” — oświadczył rosyjski prezydent. Putin raz jeszcze obarczył odpowiedzialnością za katastrofę władze Ukrainy.

    Katastrofa Boeing 777. Kto strzelał?

    Malezyjski Boeing 777 rozbił się w czwartek w obwodzie donieckim, objętym walkami wojsk rządowych z prorosyjskimi separatystami. Zestrzelony samolot pasażerski, lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur, rozbił się w okolicach wsi Grabowo. Zginęło 298 osób, w tym 193 Holendrów.

    Panuje przekonanie ekspertów, że samolot został zestrzelony pociskiem rakietowym odpalonym z terenów kontrolowanych przez separatystów i że broń separatyści otrzymali z Rosji. Separatyści objęli kontrolą miejsce upadku samolotu i do poniedziałku utrudniali pracę na miejscu obserwatorom OBWE.

    W poniedziałek liderzy separatystów zapewnili jednak, że umożliwią pracę w miejscu katastrofy międzynarodowej komisji oraz przekażą jej znalezione zwłoki pasażerów, oraz szczątki maszyny.

    Dotychczas udało się znaleźć większość ciał osób lecących samolotem. Ich poszukiwania utrudnia to, że szczątki samolotu są rozrzucone na powierzchni ponad 40 km2. W poszukiwaniu bierze około 800 ukraińskich ratowników.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Prorosyjscy separatyści zacierają ślady

    Może okazać się, że międzynarodowa komisja ICAO, która, według międzynarodowych ustaleń, ma zająć się śledztwem ws. katastrofy, nie będzie miała pełnych możliwości do wyjaśnienia sprawy. Wczoraj, reporter polskiej telewizji TVN24 przekazał z miejsca katastrofy, że separatyści wywożą w nieznanym kierunku odłamki samolotu. Wciąż nie wiadomo dokładnie, czy znalezione, a jeśli tak, to w czyich rękach znajdują się czarne skrzynki. Wcześniej separatyści informowali, że znaleźli samopisy i że przekażą je Moskwie. Później zaprzeczyli tej informacji.

    Koniec patyczkowania się?

    Póki Zachód próbuje drogą dyplomatyczną zmusić Moskwę i wspieranych przez nią separatystów Donbasu do przekazania śledztwa w ręce międzynarodowych ekspertów, holenderscy wojskowi zaapelowali do premiera kraju, żeby wydał pozwolenie na ich wyjazd na wschód Ukrainy. Komandosi zapewnili, że gotowi są wziąć pod ochronę miejsce katastrofy i obronić szczątki samolotu i zwłoki ofiar przed prorosyjskim separatystami.

    Tymczasem w obwodzie donieckim, również w okolicach miejsca katastrofy, nadal trwają walki regularnych wojsk z separatystami. W poniedziałek przenieśli się one na ulice ponadmilionowego Doniecka oraz Ługańska. Wczoraj też prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zarządził przerwania walk w okolicy miejsca upadku samolotu.

    ***

    Zestrzelenie malezyjskiego samolotu jest największą taką tragedią w Europie od czasu libijskiego zamachu na samolot Pan Am nad szkockim Lockierbie w 1988 roku. Wówczas zginęło 270 osób.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...