Główna Komisja Wyborcza (GKW) unieważniła wyniki wyborów w rejonie trockim w związku z wieloma naruszeniami ordynacji wyborczej oraz podejrzeniami o kupowaniu głosów wyborców na masową skalę. Termin nowych wyborów został wyznaczony na 7 czerwca tego roku.
Decyzja o anulowaniu wyników wyborów zapadła na niedzielnym (8 marca) posiedzeniu GKW. Jej członek Rokas Stabingis poinformował zebranych, że według ustaleń komisji około 440 kopert z głosami z przedterminowego głosowania prawdopodobnie były otwierane i ponownie zaklejane. Tymczasem według danych policji, w dniu wyborów mogło być około 1 000 przypadków kupowania głosów wyborców.
Warto zaznaczyć, że kwota głosów potrzebna do zdobycia jednego mandatu w rejonie trockim wyniosła zaledwie 619 głosów. Według anulowanych już wyników wyborów w Trokach, najwięcej miejsc w 24-osobowej radzie uzyskałaby Partia Socjaldemokratów — 7 mandatów, co o 2 mandaty poprawiało jej wynik z ostatnich wyborów.
Na drugiej pozycji znaleźli się kandydaci Ruchu Liberałów (6 mandatów), który w poprzedniej radzie miał również 6 mandatów, ale pod nazwą nieistniejącej już partii Związek Liberałów i Centrum.
Akcja Wyborcza Polaków na Litwie miała 5 miejsc w radzie i pozostawałaby na swoim miejscu w nowej radzie.
Do rady wchodziłyby jeszcze trzy ugrupowania: Związek Wolności (3 miejsca), Związek Ojczyzny/Chrześcijańscy Demokraci Litwy (2 miejsca) i Partia Pracy (1 miejsce). W poprzedniej radzie te ugrupowania miały odpowiednio 2, 3 i 4 mandaty.
Pierwsze informacje o prawdopodobnych naruszeniach prawa wyborczego pojawiły się jeszcze podczas głosowania przedterminowego. Media pokazały, jak do lokalu wyborczego w Trokach, gdzie odbywało się przedterminowe głosowanie, masowo byli przywożeni wyborcy, którzy z rozbrajającą szczerością przyznawali się dziennikarzom, że głosują za pieniądze. Wiele podobnych procederów obserwatorzy odnotowali również w dniu wyborów 1 marca, jednak ani wtedy, ani wcześniej policja nie ingerowała.
Co więcej, funkcjonariusze zatrzymali nie domniemanych sprzedających i kupujących głosy, lecz osobę — starostę gminy Stare Troki, a zarazem kandydatkę AWPL Annę Ingielewicz, która tropiła i chciała ujawnić proceder kupowania głosów.
Według wiceprzewodniczącego Sejmu, posła Jarosław Narkiewicza, policja bezprawnie zatrzymała Ingielewicz i przez kilka godzin przetrzymywała ją na komisariacie, tym samym naruszając jej immunitet jako kandydatki do rady samorządowej. W wydanym oświadczeniu wiceprzewodniczący Narkiewicz oskarża Partię Socjaldemokratów (PS) o organizację procederu, jaki udało się wytropić zatrzymanej przez policję staroście.
„Nasuwa się wniosek, że zarówno przez kierownictwo PS, jak też ze strony samego prezesa partii, premiera Algirdasa Butkevičiusa była wywierana presja na przedstawicieli organów praworządności, żeby ścigali nie naruszycieli, którzy nierzetelnie zbierali głosy na kandydatów, lecz osoby, które chciały ujawnić tych naruszycieli” — czytamy w oświadczeniu wiceprzewodniczącego Sejmu.
Narkiewicz apeluje też do ministra spraw wewnętrznych Sauliusa Skvernelisa o ukaranie policjantów, którzy naruszyli wyborczy immunitet Anny Ingielewicz i prawdopodobnie wywierali na nią presję, żeby „przyznała się” do niepopełnionych czynów.
Według danych GKW, organa śledcze prowadzą kilka postępowań wyjaśniających ws. naruszeń prawa wyborczego. Jednak czynności są prowadzone nie wobec socjaldemokratów, lecz sześciu kandydatów Związku Wolności. Prokuratura zwróciła się do GKW o uchylenie immunitetu tych osób — w ich domach, miejscach pracy i samochodach dokonano przeszukań.
Na niedzielnym posiedzeniu GKW prokurator Linas Kuprusevičius powiedział, że podczas przeszukań znaleziono „wiele ciekawej informacji”. Dodał, że na podstawie podsłuchów telefonicznych i sms-ów między kandydatami oraz okolicznościami rozmów prokuratura przypuszcza, że kandydaci prawdopodobnie rozmawiali ws. możliwego zorganizowania procederu kupowania głosów. Tymczasem niektóre media podały, że „ciekawa informacja” dotyczy znalezionych u kandydatów pokwitowań wyborców po ich głosowaniu w wyborach przedterminowych, a nawet rzekomo nielegalnie posiadanej broni.
W poniedziałek kandydat na mera oraz na radnego z ramienia Związku Wolności, prawnik Vydūnas Sadauskas, na swoim profilu społecznościowym zdementował zarówno słowa prokuratora, jak też doniesienia medialne. Sadauskas poinformował, że podczas przeszukań nie znaleziono żadnych dowodów na to, że kandydaci, których nazwiska pojawiły się w mediach, jakkolwiek działali na wolę wyborców, czy też są podejrzani o nielegalne posiadanie broni, lub jakichkolwiek innych przedmiotów.
„Nie postawiono im żadnych zarzutów ws. kupowania głosów wyborców” — napisał Vydūnas Sadauskas. Ocenił też, że bezpodstawne oskarżenia wobec kandydatów Związku Wolności są próbą odwrócenia uwagi społeczeństwa od prawdziwych naruszeń prawa wyborczego. Sadauskas zaznaczył też, że kandydaci i przedstawiciele jego partii, jako pierwsi zaalarmowali ograny ścigania o procederze kupowania głosów.