Zakończyła się kolejna, jubileuszowa, bo 10. akcja „Maisto bankas” (Bank Żywności), czyli zbiórka żywności dla biednych zarówno dorosłych, jak i dzieci.
Tym razem akcja odbyła się w 68 miastach i 362 sklepach w całej Litwie. Ogółem zebrano różnego rodzaju produktów na ponad milion litów, co w sumie nie jest całkiem mało. Pierwsze kroki tej akcji 10 lat temu były dość trudne i niewiele osób w niej uczestniczyło. Brakowało nie tylko chętnych do ofiarowania czegoś, jak też chętnych wolontariuszy do zbierania tego. Było w tym jakby coś wstydliwego — powiedział „Kurierowi” p. o. dyrektora „Maisto bankas” Vaidotas Ilgius.
Wiadomo, że pierwsze kroki zawsze są trudne. Nie wszyscy też byli przekonani o skuteczności tej akcji, czy produkty trafią do biednych, a może ktoś z tych, co zbiera, przywłaszczy je sobie itp. I szczerze mówiąc, dziś tacy też się trafiają (choć raczej rzadko).
Na szczęście pierwsi organizatorzy nie zniechęcili się słabym rezultatem, a uparcie dalej robili swoje. I dziś dzięki ich uporowi mamy z każdym rokiem coraz lepsze żniwo.
Jest wczesny ranek, wolontariusze ustawili już swoje stoiska, ale pierwsi klienci nawet nie spoglądają w ich stronę, gdyż kupują głównie piwo, pozostałe ich nie obchodzi. Większy ruch się zaczyna dopiero po godzinie dziesiątej, gdy na zakupy zaczynają przychodzić ludzie całymi rodzinami, a takich przypadków z każdym rokiem jest coraz więcej. Rodzice kupując produkty sobie, kupują też coś dla biednych, tłumacząc swoim pociechom, że w innej rodzinie jest takie same małe dziecko, którego rodzice nie mają pieniędzy, by kupić mu czekoladkę, czy nawet jakąś bułeczkę.
„To kakao dla jakiejśkolwiek takiej samej małej dziewczynki jak ja, która lubi kakao, a mama nie ma pieniędzy, żeby jej kupić” — powiedziała sześcioletnia Gintarė, która wraz z rodzicami robiła zakupy.
Jaki kontyngent najczęściej coś daruje?
Generalnie różnie bywa, ale najczęściej każda dzielnica ma swoich stałych ofiarodawców i najczęściej nie wyglądają na bogatych, a raczej bardzo średnio usytuowanych. Aczkolwiek zdarzają się wyjątki. W jednym z wileńskich sklepów pewien klient zaszokował wolontariuszy. Podjechał do stoiska z dwoma dużymi wózkami wypełnionymi takiego rodzaju produktami jak mąka, cukier, olej kawa, kakao, czekolada, różnego rodzaju konserwy itp. Podjechał i stoi. Wolontariusze nie bardzo wiedzieli, o co chodzi i przez chwilę bez słowa na siebie spoglądali, aż wreszcie jedna z wolontariuszek spytała: „To dla nas?”.
„Nie, to dla biednych, a dla was mam tu butelkę czerwonego wina” — odpowiedział z humorem i szybkim krokiem wyszedł ze sklepu.
Niestety, nikt nie miał możliwości nawet z nim porozmawiać, kim jest i dlaczego zrobił taki gest. Kiedy zaczęli to wszystko rozładowywać do swoich pojemników, to stwierdzili, że z grubsza różnych towarów było chyba na sumę około 300 litów.
Oczywiście, że nie każdego stać na taki gest, ale tu już nie tylko o pieniądze chodzi, a o samą chęć podzielić się z biedniejszym. Pośród ludu istnieje takie porzekadło: „Podziel się kromką chleba z biedniejszym, to i z tobą kiedyś czymś się podzieli jak będziesz w potrzebie”.
Tak, głodnego nakarmić to nie tylko chrześcijański obowiązek, ale po prostu ludzki.
Komentarz
Generalnie można całą akcję ocenić bardzo pozytywnie nie tylko z tego powodu. Jeśli przed laty jako wolontariuszki pracowały głównie starsze panie, to dziś coraz więcej włącza się młodzieży. I jest to głównie młodzież studiująca.
Cieszy, że w tym roku zebrano produktów na rekordową sumę, bo nieco na ponad 1 000 000 litów, ale nie do końca, bo wszak za ostatnie pół roku strasznie podskoczyły do góry ceny. Nie wszystkich stać na było na większe datki. Najwięcej zebrali kasz oraz makaronów, bo te produkty są najtańsze. Ale nie to najważniejsze, liczy się gest i dobre chęci I właśnie dlatego wszystkim darczyńcom należą się wielkie dzięki!
Julitta Tryk