Teofil Wyrwicz zmarł w 1803 roku. Prawdopodobnie jest pochowany koło kościoła w Dryświatach. Tomasz Wawrzecki zmarł 13 lat później. Pochowano go w pobliskich Widzach, skąd wyruszył ze swymi powstańcami na ratunek Rzeczypospolitej.
Wróćmy na koniec do mego przodka Jerzego Wyrwicza. Miał on trzech dziedziców; Stanisława, Tomasza i Piotra. Stanisław nabył w roku 1800 od ostatniego starosty mścisławskiego Jana Nikodema Łopacińskiego nieistniejący już dziś folwark Hanżyszki, kilka kilometrów na północny wschód od Brasławia, nad uroczym jeziorem o nazwie Buża. Majątek ten rozwinął i powiększył jego syn Michał-Justyn, ożeniony z Heleną z Turów h. Korczak. W roku 1834 za zasługi w działalności publicznej Michał-Justyn mianowany został Sędzią Grodzkim Brasławskim.
Ostatnim właścicielem folwarku był do roku 1939 jego wnuk Hilary Wyrwicz. Dwór spłonął w czasie wojny, majątek zaś po wojnie sowieci splądrowali, rozgrabili, a na koniec rozparcelowali. Do dziś w pobliskiej wsi Żwirble dobrze wspominają ostatniego pana na Hanżyszkach.
Najmłodszy syn Jerzego Piotr kupił od wspomnianego Łopacińskiego majątek Stabatyszki w parafii dryświackiej, po przeciwległej stronie jeziora. Pierworodny syn Piotra Józef walczył bohatersko jako oficer w powstaniu listopadowym m. in. pod Wilnem, Szawlami, Ostrołęką, a na koniec w obronie Warszawy. Straszny był jego los, jako „zbuntowanego” poddanego rosyjskiego, po upadku powstania. Za karę zdegradowano go do stopnia szeregowca i zesłano bezterminowo na służbę do karnych batalionów rosyjskich prowadzących w tym czasie wojnę o opanowanie Kaukazu. W tym czasie majątkiem zajął się młodszy brat Józefa, Piotr. W latach międzywojennych Stabatyszkami zarządzał syn Adama, Bronisław. Po wojnie udało mu się wyjechać wraz z rodziną do Polski. Do dziś mieszkają tu jego wnukowie i prawnukowie.
Stabatyszek też już nie ma. W tym miejscu stoi teraz litewska elektrownia atomowa Ignalina. Dziś w Białorusi mieszkają w Sawiczach i w Brasławiu potomkowie młodszego syna Adama Wyrwicza, Alojzego-Leona.
W gnieździe rodu, w Wejsbunach, został średni syn Jerzego, Tomasz Wyrwicz. Tam 22 sierpnia 1790 roku urodził mu się syn, mój prapradziad Augustyn. Ponieważ rodzinny majątek był mały, Augustyn „arendował”, czyli dzierżawił okoliczne folwarki dla podreperowania kondycji finansowej rodu. W XIX wieku większość ubogiej szlachty siedziała u obcych na arendach. Augustyn chyba się dorobił na tych dzierżawach, bo na początku lat trzydziestych XIX wieku kupił niedaleko Stabatyszek majątek Serbaiszki. Istotę posiadania przed władzami zaborczymi własnych majątków podkreśla „Wywód Szlachectwa Urodzonych Wyrwiczów” z roku 1837— „powiadamiam na ostatek dla dowodu, że w tej familii nikt nie był nigdy w klasie ludzi podatkowych, owszem, że wszyscy posiadają dziedziczne majątki, a mianowicie proszący Justyn Stanisławowicz majątek Hanżyszki, Augustyn Tomaszewicz Serbaiszki, a Józef, Adam i Alojzy Piotrowiczowie Wyrwiczowie Stabatyszki”.
Augustyn przebywał w Serbaiszkach zaledwie kilka lat. Potem wyjechał do Wilna. Tam ożenił się z Katarzyną Rożnowską herbu Taczała. Z tego małżeństwa przyszedł na świat mój pradziad Cyprian Wyrwicz. Było to 22 grudnia 1844 roku. Synem Cypriana i jego żony Heleny z Gruntowskich herbu Przerowa był ojciec mojej matki Leon Wyrwicz. Urodził się w majątku Gruntowskich Równopole w gminie Wielkie Dolce powiatu lepelskiego na Białorusi.
Dziś jego potomkowie mieszkają w Polsce.
Tak każdy kresowiak opisać może burzliwe dzieje swojego rodu i powinien to zrobić, by pamięć o wspólnej polskiej, litewskiej i ruskiej przeszłości w jednej Rzeczypospolitej ocalić od zapomnienia dla przyszłych pokoleń i żeby pokazać, iż narody Europy wschodniej potrafiły już kilkaset lat przed powstaniem Unii Europejskiej jednoczyć się pokojowo dla wspólnego dobra.
Andrzej Sznajder