Ostatnio na Litwie głośno jest o szukaniu przez władze litewskie sposobu na to, żeby wbrew prawu nie zwrócić zagrabionego przez sowietów majątku zakonu franciszkanów przy ulicy Trockiej w Wilnie. Nieoficjalnie mówi się, że władze nie chcą oddawać kościoła i budynków poklasztornych prawowitym właścicielom, bo wśród braci zakonnych jest kilku Polaków.
Sprawa skandaliczna, ale na Litwie niewyjątkowa, bowiem wszystkie kolejne władze niepodległej Litwy, niezależnie od ich zboczenia ideologicznego, w jednym są zgodne absolutnie — „nic Polakom!”.
Jest jednak nadzieja, że majątek franciszkanów powróci pod pieczę jego właścicieli, bo nawet ślepa litewska Temida uznała bezapelacyjnie, że tak ma być.
Tymczasem żadna sprawiedliwość, a tym bardziej litewskie władze nie chcą pochylić się nad problemami tysięcy Polaków od ponad 20 lat litewskiej niepodległości wciąż walczących o restytucję swojej ojcowizny.
Żadne statystyki nie podają, ilu z nich tę walkę przegrało. Symbolem tej przegranej są osiedla willowe nowobogackich Litwinów rosnące jak grzyby po deszczu na całej Wileńszczyźnie. W samym Wilnie też są dowody przegranej walki społeczności polskiej o historyczny dorobek praojców.
Los przedwojennych polskich zabytków — Teatru na Pohulance czy Stanicy Harcerskiej wydaje się, że jest już przesądzony. Dziś mieszczą się tam Rosyjski Teatr i ambasada Stanów Zjednoczonych. Kolejnym z takich obiektów jest siedziba Towarzystwa Przyjaciół Nauk, o którą wciąż toczy się walka z kolejnymi rządami Litwy.
— Od ponad 20 lat trwa nasza „korespondencja” z instytucjami władzy — Henryk Sosnowski, prezes Fundacji Kultury Polskiej im. Józefa Montwiłła, w kilku słowach przedstawia historię prawie ćwierćwiecznych zmagań z kolejnymi władzami o historyczną spuściznę. Założona w 1989 roku fundacja działająca pod patronatem założyciela przedwojennego polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie jest kontynuatorką tradycji organizacji, działającej w latach 1906-1940.
— Organizacji, która nigdy nie została zlikwidowana, a jej majątek nie uległ nacjonalizacji — zaznacza prezes Sosnowski. Ta uwaga ma też bardzo ważkie znaczenie prawne, ponieważ dowodzi, że Towarzystwo Przyjaciół Nauk jest do dziś właścicielem budynku przy ulicy Goštauto 1.
Według Henryka Sosnowskiego, fundacja ma dowód w postaci testamentu sporządzonego przez Hilarego Łęskiego, założyciela i fundatora Towarzystwa, który — po sprawdzeniu pracy i statutu Fundacji — przekazała rodzina Łęskich z Toronto, spadkobierczyni dziedzictwa Hilarego Łęskiego. Z testamentu wyraźnie wynika, że po zaprzestaniu działalności Towarzystwa należące do niego mienie musi wrócić do spadkobierców fundatora budynku przy obecnej ulicy Goštauto 1.
Litewska władza z jej ślepą Temidą na czele wyraźnie ma w nosie zapis wieczysty, bo nie tylko nie zwraca majątku prawowitemu właścicielowi, ale oddaje go na potrzeby swoich instytucji — Litewskiemu Muzeum Sztuki, który za europejskie pieniądze nie tylko restauruje budynek, ale też zaciera w nim i na nim wszelkie ślady jego historycznej polskości.
Według planów muzealników w byłej siedzibie polskiego towarzystwa ma mieścić się muzeum Vytautasa Kasiulisa — jednego z nielicznych uznawanych na świecie — litewskiego artysty. Toteż nowym właścicielom siedziby Towarzystwa wyraźnie przeszkadzał historyczny polski napis na głównej fasadzie budynku — TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ NAUK, który został po cichu zniszczony.
Wandalizmu w tym przypadku nie dopatrzył się nawet Departament Spuścizny, który — jak sama nazwa wskazuje — powinien dbać o zachowanie pamięci historycznej. Polski napis wyraźnie nie pasował do tej pamięci, a zwłaszcza do nowej nazwy, która proteguje choć wybitnego, ale nie mającego nic wspólnego z budynkiem przy ulicy Goštauto 1, człowieka.
W wolnej i demokratycznej ponoć Litwie pod tym adresem ma działać muzeum ze stałą ekspozycją prac litewskiego malarza na uchodźstwie, Vytautasa Kasiulisa. Projekt ten jest realizowany za grube miliony, w tym za 4 mln litów, przydzielonych z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. Muzeum afiszuje (sic!) litewskie przewodnictwo w Unii Europejskiej, a patronat nad realizacją projektu objęła głowa państwa litewskiego, prezydent Dalia Grybauskaitė.
Zdaniem prezesa Sosnowskiego, właśnie „proeuropejskie” nastawienie władz kraju jest przyczyną niezwracania polskiej organizacji majątku zagrabionego przez sowietów.
— Wystarczyłoby dobrej woli i jednego postanowienia rządu, żeby budynek wrócił do spadkobierców Towarzystwa — mówi nam Henryk Sosnowski.
Obecny rząd, kolejny zresztą, nie zważa na roszczenia własnościowe miejscowych Polaków, bo nie tylko nie zwraca budynku prawowitym spadkobiercom właściciela, ale też wbrew wieczystemu zapisowi, że w przypadku zaprzestania przez Towarzystwo swojej działalności, majątek przy obecnej ulicy Goštauto 1 wraca na własność do fundatora i jego spadkobierców.
Tu wystarczy tylko zaznaczyć, że ani litewski rząd, ani Litewskie Muzeum Sztuki, któremu rząd przekazał budynek, nie są ani kontynuatorami działalności przedwojennego polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauki, ani tym bardziej spadkobiercami fundatora siedziby Towarzystwa.