Wczoraj cały świat obchodził Międzynarodowy Dzień Hospicjum i Medycyny Paliatywnej. Wielka uroczystość odbyła się także w Wilnie w jedynym na Litwie Hospicjum im. bł. Michała Sopoćko przy ul. Rasų 4.
Na uroczystość przybyli: Jego Eminencja Nuncjusz Apostolski Pedro Lopez Quintana, mer Wilna Artūras Zuokas, konsul generalny RP w Wilnie Stanisław Cygnarowski, zastępca dyrektora Terytorialnej Kasy Chorych Dalia Šimielienė, doradca ministra zdrowia Nora Ribokienė, dyrektorzy i przedstawiciele wileńskich szkół, harcerze, wolontariusze, liczna grupa przedszkolaków z wileńskiego przedszkola „Uśmiech”, zwykli mieszkańcy Wilna.
Hospicjum na zasadach społecznych działało już od 2009 roku (było to tak zwane Hospicjum Domowe), kiedy to lekarze, pielęgniarki i wolontariusze udzielali się chorym w ich domach. Oficjalnie Hospicjum zaczęło działać w 2013 roku, wtedy też przybyli pierwsi chorzy, odbyło się oficjalne wyświęcenie placówki. Arcybiskup Gintaras Grušas osobiście odwiedził chorych, udzielił im swego błogosławieństwa.
Z tej i innych mniej uroczystych okazji odbywało się wiele świąt duchowych, jak też imprez rozrywkowych z uczestnictwem samych chorych.
Uroczystość „Pola Nadziei” odbyła się tu po raz pierwszy.
Za granicą tego rodzaju święta już odbywają się od kilkunastu lat. Wszystko polegało na tym, by zasadzić tysiąc cebulek żonkili, które pierwsze zakwitają wczesną wiosną i symbolizują właśnie nadzieję. Ktoś trafnie zauważył, że jak żonkil zakwita, to jego liście układają się w formę litery „v”, a to symbolizuje zwycięstwo. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia. Tu, w tym domu tak wielkiego cierpienia, czasem wydaje się, że nadzieja nigdy nie umiera. Jakże bowiem często odchodzą tu ludzie z wielkim spokojem, uśmiechem na twarzy i wielką nadzieje na inne, przyszłe, lepsze życie.
Większość z obecnych to właśnie ci, co sami w taki lub inny sposób udzielają się i pomagają w pracy przy chorych. I właśnie dlatego wczorajsze święto można nazwać świętem Nadziei, Wielkiej Nadziei.
Wszystkich zebranych bardzo serdecznie powitała dyrektor Hospicjum i jego założycielka siostra ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego Michaela Rak.
— Nie umiem określić, czym jest nadzieja, myślę, że jest to wielkie oczekiwanie na coś, co często jest nam nieznane. Wiem jedno, że to właśnie dodaje nam siły do życia, to dzięki niej potrafimy w życiu uporać się z wieloma trudnościami, z dużym bólem, a nawet śmiercią – mówiła siostra.
Organizatorzy święta nie potraktowali zebranych jako gości.
— Wy jesteście naszą rodziną, rodziną naszych chorych. A każdy chory tak bardzo potrzebuje waszej miłości, waszego serca, uśmiechu. Każdy nawet najbardziej chory chce żyć nadzieją do końca i to my, i wy pomagacie mu tę nadzieję utrzymać — dodała siostra.
Koordynatorem akcji była administrator Hospicjum Aneta Gurniewicz, która to zebranym opowiedziała o idei i znaczeniu tej całej imprezy. Opowiedziała o trzech podstawowych skrzydłach Hospicjum: obsługi medycznej, gospodarczej i wolontariacie. Na tym ostatnim skrzydle większość się trzyma. Są to przeważnie młodzi i nawet bardzo młodzi ludzie.
— Jako wolontariuszka pracuję tu drugi rok: karmię chorych, pomagam im usiąść na łóżku, pomagam w kuchni. Słowem robię wszystko, co potrzeba w tej chwili. Jestem z tego bardzo zadowolona i myślę, że powoli może nawet sama staję się trochę lepsza — z pewnym zażenowaniem mówi Grażyna Radzewicz.
W sposób szczególny był wzruszony przedstawiciel Watykanu, czyli Nuncjusz Apostolski, który reprezentuje Ojca św. Franciszka na Litwie Pedro Lopez Quintana.
Jestem niezmiernie szczęśliwy, że dane mi było wstąpić do tej świątyni wielkiego cierpienia, do tych, do których najbliżej zawsze był i jest Chrystus. W imieniu papieża Franciszka serdecznie witam wszystkich chorych, siostry zakonne, personel medyczny, wolontariuszy i wszystkich tych, którzy to czynem, bądź swoją modlitwą wspierają tych chorych. Kościół bardzo sobie ceni wasze cierpienie, pracę, bo to właśnie wy z chrystusową miłością pochylacie się nad każdym maluczkim – powiedział nuncjusz.
Wszystkim zebranym udzielił Bożego Błogosławieństwa. Odwiedził i pobłogosławił także chorych.
Mer miasta Artūras Zuokas witając zebranych, przypomniał sobie pierwsze spotkanie z siostrą Michaelą. Pierwsze jakże trudne rozmowy i ten pomysł, który wydawał się nie do zrealizowania.
— I choć ciężko szło, to dzięki dobrej woli władz miasta, wielkiego wysiłku sióstr i wpierającej ich młodzieży, i nie tylko młodzieży, osiągnęliśmy zwycięstwo – powiedział.
Obiecał też w miarę możliwości pomoc ze strony władz miasta, pomoc obiecało też Ministerstwo Zdrowia, Kasy Chorych.
— Bardzo pragnąłbym, by Wilno stało się pierwszym miastem na świecie, w którym nie byłoby cudzego bólu, nieszczęścia, chciałbym, żebyśmy chcieli i umieli we wszystkim wzajemnie się wspierać – dodał mer Wilna.
Dyrektorce Hospicjum Artūras Zuokas sprezentował obraz — z widokiem wileńskiej Starówki, a dzieci z przedszkola „Uśmiech” uczęstował słodyczami, bo to właśnie one swoimi uśmiechami i kolorowymi balonami nadały imprezie sporo uroku.
Można by jeszcze pisać, ile padło ciepłych słów i uśmiechów z ust uczestników, ile dobroci malowało się na twarzach obecnych, ale czas przystąpić do końcowego i najważniejszego akcentu uroczystości sadzenia cebulek żonkili.
Jako pierwsi zabrali się do pracy Nuncjusz Apostolski, mer miasta oraz dyrektor Hospicjum i inni honorowi goście. Następnie do roboty ruszyli wszyscy, nawet przedszkolaki. Każdy bowiem chciał chociażby jedną cebulkę posadzić. Gdy wszystko zostało już posadzone, to po dobrej robocie, jak nakazuje dawna tradycja, musi być „dożynkowy” stół. Były to słodycze, owoce, soki. Każdy z uczestników imprezy otrzymał piernikowe serce z kwiatkiem pośrodku jako symbol uwrażliwienia społeczeństwa na problemy osób nieuleczalnie chorych, przygotowanie dzieci i młodzieży do pomocy chorym i cierpiącym.
Kampania „Pola Nadziei” wzięła swój początek w Wielkiej Brytanii i w tej chwili odbywa się już 17 raz.
W Wileńskim Hospicjum po raz pierwszy, ale z pewnością nie ostatni.
Nadzieja jest symbolem ludzkiej siły i wiary
Nadzieja towarzyszy każdemu człowiekowi – od pierwszych chwil jego życia, aż po grobowe deski. Jest niewykrywalną siłą, która pozwala nam na pokonywanie własnych słabości. Dzięki nadziei wybuchamy entuzjastycznym śmiechem i podnosimy się po kolejnych upadkach. Nadzieja — słowo, które tak często powtarzamy, a które nie ma wizualnego odpowiednika jak „piłka”. „Mam nadzieję, że ci się uda”. „Patrz z nadzieją w przyszłość!”.
Czy nadzieja jest eteryczną mgiełką, którą można rozdmuchać machnięciem dłoni, czy jest zakorzeniona w naszej psychice jak dąb? Możemy mówić jedynie o jej naturze. Nadzieja, jak Anioł Stróż dodaje nam wiary, nawet gdy ostatkami sił łapiemy oddech. Jest odwieczna i nigdy nie gaśnie. W pewnych sytuacjach nadzieja przybiera formę nienamacalnej tarczy przed cierpieniem, jakie przynoszą kolejne dni. Nadzieja i wiara w słuszność poczynań towarzyszy ludziom nawet w najczarniejszych chwilach w pokonywaniu własnych słabości. Dzięki nadziei wybuchamy entuzjastycznym śmiechem i podnosimy się po kolejnych upadkach. Jest czymś zarazem ludzkim i niewytłumaczalnym, nie możemy jej ugasić ani zniszczyć, wszyscy mamy do niej prawo, bez względu na naszą pozycję społeczną i narodowość…