Na tle nędznych litewskich zarobków, to płace pedagogów może i wyglądają przyzwoicie, lecz w kontekście europejskim Litwa wypada najgorzej.
Mniej od litewskich nauczycieli zarabiają tylko ich rumuńscy koledzy, dlatego przed dwoma tygodniami pracownicy litewskich szkół przyszli pod Ministerstwo Oświaty i Nauki. Od ministra żądali większych płac i lepszego finansowania. Miałyby to być przewidziane w przyszłorocznym budżecie, na którego temat w parlamencie właśnie toczy się dyskusja.
Ostrzegli ministra, że jak nie usłyszy ich żądań, to za dwa tygodnie przerwą pracę w ramach strajku ostrzegawczego.
Minister nie usłyszał i nawet nie słuchał, bo w tym czasie udał się na urlop. Pedagodzy spełnili swoją groźbę i wczoraj 13 października, przeprowadzili 2-godzinny strajk ostrzegawczy. Zapowiadają też, że jeśli resort i rząd nadal będą ignorowali ich żądania, to przeprowadzą strajk 2-dniowy, a ostatecznie generalny aż do skutku.
Minister oświaty i nauki Dainius Pavalkis wcześniej oświadczył, że zapowiadany strajk jest poza prawem, a żądania pedagogów są nierealne.
Premier Algirdas Butkevičus z kolei twierdzi, że sprawy oświaty nie są ignorowane, a kwestia zwiększenia finansowania szkolnictwa jest sprawą priorytetową. Jednak premier przed strajkiem ostrzegł pedagogów, że jest niemożliwe, żeby w tej chwili znalazło się pół miliarda litów dodatkowych środków potrzebnych na spełnienie żądań pracowników oświaty. Premier zasugerował też, że strajk ma charakter polityczny, bo, jego zdaniem, za żądaniami pedagogów stoją politycy.
„Tu jest sporo polityki, bo niektórzy organizatorzy współpracują z opozycyjnymi ugrupowaniami” — powiedział dziennikarzom premier, oceniając strajkujących nauczycieli.
Związki zawodowe, które stoją na czele strajkujących pedagogów, odrzucają insynuacje premiera. Tłumaczą, że strajk jest ostatecznością, gdyż wcześniej nie udało się im nawiązać dialogu z rządem ws. spełnienia swoich postulatów.
„Wypróbowaliśmy wszystkie możliwości dialogu, rozmawiając zarówno przez pośredników, jak też za pośrednictwem resortu. Ostatnią kroplą było to, że gdy nauczyciele przyjechali na pikietę pod ministerstwo, minister wziął urlop i to w okresie, kiedy w Sejmie waży się los przyszłorocznego budżetu. Minister przecież nawet nie uczestniczył w kolejnych posiedzeniach sejmowego Komitetu Oświaty i Nauki” – tłumaczy się Andrius Navickas, prezes Związków Zawodowych Pracowników Oświaty (ZZPO).
Ten związek oraz cztery inne zrzeszenia zawodowe – Chrześcijański Związek Zawodowy Pracowników Oświaty (ChZZPO), Związek Zawodowy Nauczycieli (ZZN), Związki Pedagogów „Stowarzyszenie” i „Solidarność” postanowiły strajkować, gdy dwa inne związki Związek Zawodowy Oświaty (ZZO) i Związek Zawodowy Placówek Oświaty (ZZPO) nie udzieliły aktywnego wsparcia strajkującym i współpracują z rządem. Andrius Navickas dopatruje się w tym celowego działania rządu, których chce rozbić jedność związkowców.
Rząd uważa, że oświacie jest udzielane należyte wsparcie i uwaga.
W oświadczeniu Ministerstwa Oświaty i Nauki zaznacza się między innymi, że od października pracuje grupa robocza na czele z ministrem Pavalkisem, która ma opracować dla rządu i Sejmu propozycje dotyczące zwiększenia finansów dla oświaty. Ostatnie posiedzenie grupa ta zwołała w przeddzień strajku nauczycieli. W oświadczeniu resortu zaznacza się też, że od 1 stycznia 2015 roku wypłaty pedagogów zostaną zwiększone około 10 proc. W przyszłym roku też zostanie zwiększony koszyczek ucznia — o 32 lity.
Tymczasem strajkujący pedagodzy postulują zwiększenie koszyczka o ponad 300 litów (do 3 774 Lt z obecnych 3 348 Lt), ale i wtedy – jak zauważają związkowcy – będzie on dopiero na poziomie przedkryzysowym, kiedy to w 2009 roku został zmniejszony około 400 litów.
Ich żądania obejmują też kolejny pięć postulatów: ujednolicenia wynagrodzeń wychowawców przedszkolnych i nauczycieli szkół ogólnokształcących; przywrócenia do przedkryzysowej kwoty 128 Lt (obecnie – 122 Lt) tzw. podstawowego wynagrodzenia miesięcznego; zmniejszenia liczby przedszkolaków w grupach oraz uczniów w klasach (w najmłodszych grupach, do 10 dzieci, w starszych do 15, w klasach początkowych 20-22, podstawowych do 24-26, do 22-24 uczniów w klasach starszych (gimnazjalnych)); skrócenia wieku emerytalnego nauczycieli do 55 lat oraz podpisania umowy zbiorowej ze związkami nauczycielskimi.
W ocenie samych związkowców, na realizację tych postulatów potrzeba około 250 mln litów, toteż nie domagają się oni natychmiastowego spełnienia żądań, lecz chcą gwarancji ich wykonania w najbliższej perspektywie.
Bo jak zauważają, jeśli rząd co roku będzie zwiększał koszyczek ucznia o 30 litów, to przedkryzysowy poziom zostanie osiągnięty dopiero za kilkadziesiąt lat.
Tymczasem władze przekonują, że krajowa gospodarka już w ubiegłym roku osiągnęła wzrost notowany sprzed kryzysu, a dalsze prognozy zapewniają, że pozytywna tendencja wzrostu utrzyma się na przyzwoitym – około 3 proc. – poziomie.
Tymczasem jedyną siłą polityczną, która otwarcie i stanowczo poparła strajkujących nauczycieli była Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (AWPL).
„AWPL popiera słuszne żądania związków zawodowych nauczycieli, jak też wszystkich pracowników systemu oświaty — przedszkolnej, szkolnej. Ubolewamy, że rząd nie tylko nie rozstrzyga tych bardzo ważnych problemów, ale też należycie nie prowadzi dialogu z pracownikami systemu oświaty, jak też innych branż. Mimo że podjęcie tak drastycznej formy obrony swoich praw, jak strajk należy do kompetencji związków zawodowych, ale jak najbardziej ich rozumiemy i popieramy” — czytamy w oświadczeniu Biura Prasowego AWPL. Od niedawna pracująca w opozycji polska partia apeluje też do władz o podjęcie rozmów i pilne rozstrzygnięcie problemów w systemie oświaty.
Według związkowców, w strajku ostrzegawczym wzięło udział około 100 placówek oświatowych, a około 1 000 ich poparło strajkujących kolegów.
Najaktywniej strajkowały szkoły na Żmudzi – około 70 proc. wszystkich placówek. Resort oświaty podał natomiast, że z danych zebranych przez samorządy wynika, że w strajku wzięło udział zaledwie nieco ponad 800 nauczycieli z 33 szkół.