Wczoraj, 2 grudnia, na Litwie rozpoczął się bezterminowy (trwający od tygodnia do dwóch) strajk placówek oświatowych. Negocjacje związków zawodowych nauczycielstwa z rządem, trwające od stycznia br., po roku bezskutecznych obrad i posiedzeń grup roboczych nie dały rezultatu. Nauczyciele z braku pozytywnego załatwienia ich żądań zdecydowali się na skrajne środki.
— W strajku bierze udział około 120 szkół, uczestniczy blisko połowa samorządów na całej Litwie — powiedział „Kurierowi” prezes Związków Zawodowych Pracowników Oświaty na Litwie Andrius Navickas. — Żądamy przywrócenia „koszyczka” ucznia sprzed 2009 r., wyrównania wynagrodzeń nauczyciela i wychowawcy przedszkola, przywrócenia przedkryzysowej bazowej kwoty, zmniejszenia liczby uczniów w klasach i grupach przedszkolnych, obniżenia wieku emerytalnego dla nauczycieli. Jak mówił Andrius Navickas, w projekcie na 2015 r. nie jest przewidziane zwiększenie finansowania oświaty. Wydatki na oświatę na Litwie zmniejszyły się z 4,7 proc. do 4,3 proc. PKB . Wydatki publiczne na edukację w krajach należących do UE stanowią nie mniej niż 6 proc. od PKB.
Według danych Ministerstwa Oświaty i Nauki, strajk odbywa się w 15 samorządach kraju. Strajkuje 30 placówek oświatowych: 21 szkół ogólnokształcących, 7 wychowania przedszkolnego i 2 placówki wychowania nieformalnego. W reakcji na strajk, rząd oskarżył nauczycieli o „politykierstwo”, zaś minister oświaty Dainius Pavalkis posunął się do stwierdzenia, że „działalność organizatorów strajku jest podejrzana”.
— Tak, ponoć jesteśmy „podejrzani”, bo jesteśmy związani z Rosjanami, Polakami i z innymi wrogami z zagranicy — mówił Navickas. — Myślę, że minister po prostu nie ma argumentów, jak wytłumaczyć fakt, że władza podniosła sobie wynagrodzenia, a o dzieciach zapomniała i nie chce nawet rozpoczynać negocjacji. Próbuje manipulować i skłócać z innymi narodowościami. Myślę, że wszyscy — i Polacy, i Żydzi, i uczniowie wszystkich innych narodowości — są obywatelami Litwy i mają prawo do wszystkich gwarancji, które przewidują ustawy.
Do strajku między innymi dołączyła Szkoła Średnia w Ciechanowiszkach w rejonie wileńskim. Jak powiedział dyrektor szkoły Dariusz Wasilewski, wczoraj uczniowie i nauczyciele nie przyszli na zajęcia. Decyzja o strajku zapadła jeszcze 24 listopada na zebraniu związków zawodowych nauczycieli i pracowników szkoły. Decyzja została uzgodniona z rodzicami, dlatego uczniowie zostali w domu.
— Żądania naszych nauczycieli są te same. Wbrew rozpowszechnianym przez media mylnym informacjom, jakoby wypłaty nauczycieli są nieustannie podwyższane, chciałbym zaprzeczyć — nauczyciele żądają jedynie przywrócić poziom koszyka i wynagrodzeń sprzed 2009 roku — tłumaczył dyrektor. — Obiecane przez premiera 5 proc. dodatku pozostały tylko na słowach.
Jak mówił Dariusz Wasilewski, nagłaśniane w mediach „podwyżki” są zbyt małe i nie dorównują poziomowi sprzed kryzysu 2009 roku.
— Zmniejszony „koszyczek ucznia”, który dziś wynosi 3 348 Lt (przed kryzysem wynosił 3 774 Lt) spowodował zmniejszenie wynagrodzeń nauczycieli, które się zmniejszyły średnio o 400 Lt. Dzisiaj młody nauczyciel po studiach mający 18 godzin kontaktowych zarabia średnio 1 200-1 300 Lt brutto (czyli około 1 100 Lt do ręki). Woźna w szkole zarabia 850 Lt. Nic więc dziwnego, że młodzi nie garną się do tego zawodu. Jak twierdzi minister oświaty Dainius Pavalkis, na spełnienie żądań strajkujących nauczycieli potrzeba w budżecie 0,5 mld Lt, co jego zdaniem jest „absolutnie nierealne”.
— Nauczyciele są poddawani presji, groźbom. Zobaczymy, jak sprawy się potoczą, presja jest bardzo silna. Wszystko będzie zależało od decyzji władz — liczymy na szybkie decyzje rządu i Sejmu — mówił kierownik związków zawodowych Andrius Navickas.
Strajk został poparty przez inne związki zawodowe: „Sandrauga”, „Solidarumas”, Forum Rodziców, Federację Pracy, Stowarzyszenie Kierowników Szkół Litwy, międzynarodowych organizacji, także Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie rejonu solecznickiego.
— Żądania nauczycieli są jak najbardziej słuszne. My, jako rodzice uczniów, jesteśmy za tym, żeby postulaty zostały wykonane — mówiła „Kurierowi” prezes Forum Rodziców Renata Cytacka. — Stanowisko rządu, premiera i ministra oświaty Pavalkisa, jakoby żądania nauczycieli są nieosiągalne, jest niedopuszczalne. To jest bezsens.
Jak zaznaczyła, nauczyciele tylko żądają wyrównania zagrabionych przez państwo w czasie kryzysu wynagrodzeń, przywrócenia koszyczka.
— Jeżeli nie będzie godnego wynagrodzenia dla nauczycieli, nie będzie jakościowego nauczania. My jako rodzice nie możemy tego dopuścić. Rozumiemy, że w trakcie strajku uczniowie nie będą mieli lekcji, ale żądania strajkujących są sprawą nadrzędną – powiedziała Renata Cytacka, której zdaniem skoro nie udały się negocjacje, jedynym rozwiązaniem jest strajk — i to strajk do skutku. Podkreśliła, że żądania nauczycieli nie są bynajmniej wygórowane.
— Zwłaszcza że na wyrównanie portfeli rządowych, dla sędziów, dla urzędników i nawet na pomoc dla dalekich od nas krajów znalazły się środki w budżecie, natomiast dla nauczycieli nie znalazło się środków. To jest skandal. Oświata nie może być na ostatnim miejscu — powiedziała prezes Forum Rodziców Renata Cytacka.