Po wydarzeniach z ostatnich dni w Turcji i Holandii, gdzie doszło do tzw. blackoutu, czyli nieprzewidzianego zaniku dostaw energii elektrycznej na rozległych obszarach tych krajów, powstaje pytanie — czy Litwa poradziłaby sobie z tą ekstremalną sytuacją?
Na papierze na pewno tak, bo jeszcze w 2010 roku rząd przyjął Państwowy Plan Zarządzania Sytuacjami Nadzwyczajnymi, w którym wymienia się też przypadki awarii obiektów energetycznych. Jednak załącznik do planu – „Organizowanie Zarządzaniem Sytuacjami Nadzwyczajnym” — już nie przewiduje działań organizacyjnych wobec masowej awarii prądu.
W tym samym roku rząd powołał też stałą państwową Komisję ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, której przewodniczącym jest minister spraw wewnętrznych. Rządowy plan przewiduje też działalność resortowych i samorządowych Centrów Operacji w Sytuacjach Nadzwyczajnych, których działania koordynuje państwowe Centrum Operacji w Sytuacjach Nadzwyczajnych. W ten sposób jesteśmy zabezpieczeni „na papierze”.
A jak w rzeczywistości…?
Na to pytanie, niestety, nie możemy odpowiedzieć, bo państwowa spółka „Litgrid”, zarządzająca sieciami przesyłowymi, do zamknięcia numeru nie znalazła czasu odpowiedzieć nam na to pytanie. Odpowiedź więc przedstawimy w następnych wydaniach, jak tylko ją otrzymamy.
A tymczasem o rzeczywistości, jaka może nastąpić po długotrwałym wyłączeniu prądu, na razie możemy dowiedzieć się, na przykład, z książki Marca Elsberga o wymownym tytule „Blackout”.
Thriller katastroficzny opisuje sytuację, po tym jak na ogromnych obszarach Europy dochodzi do wyłączeń zasilania w energię w wyniku ataku na infrastrukturę energetyczną.
Kataklizm zaczyna się od wyłączenia energii najpierw w krajach, które wdrożyły już inteligentne liczniki energii. Niebawem jednak od dostaw prądu odcięci zostaną także odbiorcy w innych krajach Europy Zachodniej i Środkowej. To dopiero początek. Bez prądu do domów nie dociera woda i nie odpływają ścieki. Nie działa sygnalizacja świetlna na ulicach. Stają windy i niemal cały transport. Nie działają stacje paliwowe. Zamykane są sklepy, szkoły, fabryki. Po krótkim czasie odbiorcy nie są w stanie nigdzie się dodzwonić, przestaje działać Internet. Kończą się zapasy ropy do agregatów, a lekarze muszą podejmować tragiczne w skutkach decyzje.
Brak prądu w dłuższej perspektywie uderza w podwaliny systemu społecznego, który rozpada się w zetknięciu z głodem, stresem i brakiem jakiejkolwiek informacji o sytuacji.
Zdaniem krytyków, ale też ekspertów, rzeczywistość opisana w książce bynajmniej nie jest wyłącznie fantazją autora, gdyż jest oparta na doświadczeniach dużych awarii energetycznych, które miały już miejsce w Europie i USA oraz na wnioskach raportu niemieckiej komisji, który zawiera analizę skutków długotrwałego wyłączenia prądu na dużych obszarach.
Przypominamy, że w tym tygodniu w Turcji, a kilka dni wcześniej w Holandii doszło do największych od wielu lat awarii sieci przesyłowej energii elektrycznej.
W Holandii awaria dotknęła regionu, gdzie zamieszkuje prawie 3 mln osób — w tym 800-tysięczny Amsterdam. Choć brak dostawy prądu było stosunkowo niedługie, bo już po 1,5 godzinie zostały wznowione w większości miejscowości, to jednak sytuacja przypominała horror. Stanęły tramwaje, metro, pociągi i lotniska — w tym największy w Holandii port lotniczy Schiphol. Szpitale przełączyły się na zapasowe generatory prądu, a służby ratunkowe nie nadążały za wezwaniami na ratunek do uwięzionych w windach ludzi. Operator sieci przesyłowej firmy TenneT podał, że przerwę w dostawach prądu spowodowała awaria podstacji wysokiego napięcia w miejscowości Diemen pod Amsterdamem.
Tymczasem blackout w Turcji miał znacznie większy zasięg i skutki też. Tamtejszy rząd nie wyklucza, że do awarii doszło w wyniku zamachu terrorystycznego.
W poniedziałek nieprzewidziane wyłączenie prądu nastąpiło aż w 24 z 81 prowincji kraju, w tym w dwóch największych miastach 4,5 milionowej Ankarze oraz 14 milionowym Stambule. W miastach zostały unieruchomione metro, tramwaje, pociągi i lotniska, a z tunelu kolejowego „Marmaray” łączącego na głębokości 56 m pod Cieśniną Bosfor europejską część Stambułu z azjatycką służby ewakuowały podróżujących. W miastach przestała też działać sygnalizacja świetlna, co spowodowało gigantyczne korki.
Według operatora sieci państwowej firmy Turkish Electricity Transmission, przyczyną blackoutu było przeciążenie linii wysokiego napięcia.
„Nie wykluczamy ataku terrorystycznego” — powiedział natomiast premier Turcji Ahmet Davutoglu.
Przy tamtejszym ministerstwie energetyki powołana została specjalna komisja, która ma wyjaśnić, czy powodem awarii była niesprawność techniczna, czy atak hakerów na komputery sieci przesyłowych.