Rozmowa z ks. Józefem Aszkiełowiczem, proboszczem parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mejszagole
Stale mówimy o ostatnich siedmiu słowach Chrystusa na Krzyżu, tymczasem było to ostatnich siedem zdań. Jak to wytłumaczyć?
Rzeczywiście, było to siedem zdań. Ewangeliści celowo skrócili to do siedmiu słów, bowiem w każdym z tych zdań największą wartość miało tylko jedno słowo. Tę chrześcijańską tradycję, która wyszła spod pióra Ewangelistów, przyjął i zaakceptował także Kościół.
Te słowa to testament dla nas, który wskazują na sens i cel naszego życia. Życia nie tylko tych, którzy wówczas stali pod Krzyżem, ale dla każdego człowieka żyjącego na przestrzeni wieków. Z Krzyża Jezus przemówił do swego Ojca i do każdego z nas: dobrych i złych, do swoich katów — dla których wyprasza u Ojca przebaczenie, do złoczyńcy, któremu obiecuje niebo mówiąc: „Dziś ze Mną będziesz w raju”. Słowa te też skierowane do Matki i ucznia, których daje sobie nawzajem, do Ojca mówiąc: „Pragnę”. Jezus skarży się też słowami psalmu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. W końcu zamykając swój „testament” mówi: „Wykonało się!” i „Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego”.Te słowa z Krzyża powinny być dla każdego z nas dopingiem do nawrócenia się.
Przybliżmy sobie te najważniejsze słowa Jezusowego „testamentu” i zadania wypowiedziane do każdego z nas:
1. Jako pierwsze było: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. W jakim stopniu one nas dotyczą?
Jezus modli się do Ojca o przebaczenie dla katów, oprawców, tych, którzy zadają Mu cierpienie, są oni dla Niego najbardziej godni litości, gdyż każdy zły człowiek jest nieszczęśliwcem. Taki człowiek nie wie co robi i nie rozumie, jak bardzo może ranić grzech nie tylko Boga i innych, ale i jego samego. Oprawcy nie znają prawdziwej miary zła, myślą, że wymierzają sprawiedliwość. Wielu z nas też często myśli, że wymierza sprawiedliwość, a tymczasem sieje śmierć, bowiem już pogubili się wśród zła, które sami wnieśli w świat.
Umiejmy także i my przebaczać ludziom złym i prosić Boga dla nich o nawrócenie. Jezus mówi: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. (Rz 12,19-21). Oddając dobrowolnie swe życie za wszystkich, także za swych oprawców, każdemu umożliwił osiągnięcie zbawienia. Jezus na Krzyżu widzi wszystkich tych, za których umiera, przewiduje każdego z nas z osobna i poprzez własną śmierć zbawiając każdego z nas
2. Drugie zdanie Chrystusa „Zaprawdę powiadam, jeszcze dziś będziesz ze mną w raju” — może nas trochę szokować?
My myślimy czysto po ludzku, że każde zło powinno być ukarane, a tu Bóg raptem przebacza. „Dobry złoczyńca” okazuje się pierwszym człowiekiem, który wstąpi do nieba wraz za Jezusem. Jezus tu nie zwraca uwagi na uczynki, bo wszyscy jesteśmy grzeszni, prosi nas jedynie o miłość i prawdziwe nawrócenie się.
W chwili śmierć, przestępca wyraża swoją wiarę i miłość do Jezusa wołając: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Głos złoczyńcy jest niczym głos całej ludzkości — przygniecionej własną nieprawością i wołającej o wybawienie. Jest też moim głosem, głosem niesprawiedliwego, tchórza, oszusta, kłamcy — jednym słowem grzesznika, którego jedyną nadzieją jest tylko wołanie: „Jezu, widzisz, jaki jestem, zrób coś ze mną. Widzisz, ile zła zrobiłem. To prawda: zasługuję na śmierć. Ale wiem, że Ty widzisz też, że tęsknię za prawdą, dobrem, pięknem, miłością, pokojem…”.
3. Bardzo wymowne jest zdanie: „Niewiasto, oto syn Twój (mając na myśli Jana), oto Matka twoja”.
Jezus, współczujący Syn, zapewnia opiekę matce po swojej śmierci. Maryja staje się Matką Ucznia — jednego umiłowanego Ucznia, w którym jakoś obecni są wszyscy inni: dziesiątki, setki tysięcy uczniów, którzy przeszli przez świat przez owe dwa tysiące lat, które upłynęły od tamtego momentu. Każdy z nas w tym momencie stał się tym jednym, szczególnym, umiłowanym, który godzien był stać się bratem Jezusa, zająć Jego miejsce. I każdy z nas stając się bratem Jezusa, staje się jednocześnie synem i córką Boga Ojca — dzieckiem Boga, staje się dzieckiem Matki. Poprzez te słowa staliśmy się ze sobą nawzajem spokrewnieni w Krwi Chrystusa. I każdy człowiek, nawet złoczyńca, jest naszym bratem. Tam, gdzie istnieją prawdziwe więzy miłości, ludzie są w stanie prawdziwie uczestniczyć w przeżyciach innych, współczuć innym.
4. „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. To w pewnym sensie skarga?
Samotność krzyża, samotność cierpienia… Jezus, jako człowiek, pyta „dlaczego tak cierpię?”. My też często pytamy: „dlaczego?”. Dlaczego cierpię? Dlaczego jestem samotny? Dlaczego właśnie ja? Dlaczego był Oświęcim, komunizm, Katyń, Sybir? Dlaczego umiera moja żona, moje dziecko?
Mnóstwo razy tak pytamy Boga. I chyba dlatego trzeba było, żeby Jezus wykrzyczał to pytanie. Wykrzyczał w moim imieniu i w imieniu każdego z nas przełamując strach i stając przed Bogiem w ludzkiej bezradności. A wszystko to po to, żebym wiedział, że Bóg milczy, ale jest w tym całym moim bólu, że o mnie nie zapomniał, że trzeciego dnia powstanie z martwych, udzieli odpowiedzi wszystkim zgnębionym, podniesie wszystkich upadłych.
Ja, najbardziej samotny człowiek na ziemi, wiem — „Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi ostatni”. Wołanie Jezusa „czemuś mnie opuścił” jest po to, by i my w chwilach cierpienia umieli powiedzieć: „Pomóż nam, abyśmy nie przestawali do Ciebie wołać”.
5. I krótkie wołanie: „Pragnę”. Czyżby tylko chodziło o to, że chciał pić?
To nie było tylko zwyczajnym pragnieniem wyschniętych ust, pragnieniem odrobiny wody, by ulżyć cierpieniu. To mówi coś więcej: „Pragnę twojej miłości”.
Jezus woła, by nie zabrakło mojej miłości, pragnie, bym był blisko, bym przyjął ciepło Jego miłości i dopełnił je ciepłem swojej miłości wobec bliźniego.
„Pragnę!” jest pragnieniem źródła wody, która daje życie, a tym źródłem jest miłość.
Ludzkie i Boskie serce pragnie ludzkiej i Boskiej miłości. Jezus woła także do mnie, by mnie nie zabrakło tej miłości. Lecz mnie nie ma pod Krzyżem Jezusa, pod krzyżem drugiego człowieka, czy nawet pod moim własnym krzyżem. Zaszyłem się w mojej samotności i boję się z niej wyjść, choć tyle razy przychodzi mi w niej cierpieć. Jezusowe „Pragnę” ma mi przypominać, abym zawsze szedł do źródeł Boskiej miłości, która zaspokoi każde nasze pragnienie.
6. Znowu krótkie: „Wykonało się”. Czy to już przedświt naszego zbawienia?
Dokonane, dokończone, wypełnione. Dług za grzech został spłacony. Ostatnie chwile. Ostatnie słowa. Uczniowie uciekli. Tłumy, które jeszcze wczoraj wołały „Hosanna”, dziś przypatrują się obojętnie, wyraźnie zadowolone z darmowego „widowiska”.
Jezus przeszedł przez wszystkie ludzkie doświadczenia, stał się człowiekiem we wszystkim co ludzkie, co najbardziej bolesne. Doświadczył zimna i gorąca, głodu i pragnienia, samotności i zmęczenia, radował się i ucztował, płakał po śmierci przyjaciela. Doświadczył przyjaźni i zdrady przyjaciół. Przeżył dni chwały, kiedy chciano Go obwołać królem i momenty odrzucenia, pogardy, zdrady. Był bez grzechu, a dotknęły Go skutki wszystkich grzechów świata. Zgasił swoją krwią płomień nienawiści, gniewu, kłamstwa i na nienawiść świata odpowiedział przebaczeniem, miłością. Szatan wyczerpał już wszystkie możliwości i pozostał bezsilny. Wykonało się. Tak, teraz już wszystko się wykonało. Odtąd jesteśmy w dłoni Boga, zostaliśmy wykupieni od śmierci drogocenną krwią Jezusa. Każdy moment naszego życia, każde doświadczenie nabiera sensu w tej chwili, gdy Bóg umiera z miłości do nas.
Jezus dla nas był słabym, wzgardzonym, zbitym, sponiewieranym. Wykonało się dla nas, dla mnie i dla ciebie.
7. Ostatnie wołanie: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego”.
W Twoje ręce, o Panie, oddaję ducha mego. Błogosław mnie, zmiłuj się nade mną i daruj mi życie wieczne. Tyle już razy otchłań śmierci otwierała się, by pochłonąć kolejną swoją ofiarę: kolejnego człowieka przygniecionego grzechami, swą bezradnością, swą nienawiścią. Tylu już ludzi stoczyło się w tę otchłań na próżno próbując się jej oprzeć. Lecz śmierć Jezusa zadaje śmierć śmierci. Bo przecież nic nie może rozerwać więzów miłości Syna i Ojca. Jezus przywołuje Ojca (z myślą o nas) słowami Psalmu 31:
„W ręku Twoim są losy moje/ Ocal mnie z rąk nieprzyjaciół i prześladowców moich/ Rozjaśnij oblicze swoje nad sługą swoim/ Wybaw nas w łasce swojej/ Panie, niech nie doznam wstydu, że Ciebie wzywałem”.
Nie w swoim imieniu Chrystus tak wołał, bo był Bogiem. Wołał to za nas i w naszym imieniu. Po tych słowach wyzionął ducha i następuje spotkanie miłości Ojca i Syna. Oto w samo centrum śmierci zstępuje Źródło Życia. Ciemność nie może przezwyciężyć światłości. Od tej chwili także śmierć nie może już przezwyciężyć Życia. Musi ustąpić wobec Miłości Ojca i Syna. Spotkanie Ojca i Syna jest jednocześnie spotkaniem Boga z całą ludzkością. Odtąd każdy człowiek uzyskuje w Jezusie przystęp do Ojca. Odtąd każdy człowiek ma życie, może wołać: „W ręce Twoje powierzam ducha mojego: Ty mnie wybawiłeś, Panie, Boże wierny!”
Jest w tym wszystkim pewna zagadka, że Chrystus będąc Bogiem umarł jako sierota. Matkę swoją oddał ulubionemu Uczniowi, a Ucznia Matce. Widocznie swoją czarę chciał wypić w samotności od ludzi, tylko ze swoim Ojcem. My prawdopodobnie swoją ostatnią czarę, nawet gdyby przy naszej śmierci było wielu bliskich, będziemy musieli wypić po ludzku mówiąc w samotności, tylko w łączności z Bogiem. I tu dodajmy przepiękne słowa pasujące do tych siedmiu słów:
Rozpięty na ramionach/Jak sokół na niebie/. Chrystusie, Synu Boga/, Spójrz proszę na ziemię/. Na ruchliwe ulice/,
Zabieganych ludzi/. Gdy dzień się już kończy/, A ranek się budzi/. Uśmiechnij się przyjaźnie/ Z wysokiego krzyża/. Do ciężko pracujących/, Których głód poniża/. Pociesz zrozpaczonych, chleba daj głodującym/. Modlących Ciebie słuchaj i wybacz umierającym/. Spójrz cierpienia sokole na wszechświat, na ziemię/. Na cichy ciemny Kościół, dziecko wzywające Ciebie./ A gdy będziesz nas sądził, Boskie Miłosierdzie./ Prosimy, Twoje dzieci, nie sądź na miarę siebie.