
Polskie media donoszą o prowokacji narodowców ze skrajnie prawicowej organizacji „Falanga”, którzy organizują ćwiczenia przy granicy polsko-ukraińskiej mające na celu „przygotowanie oddziałów do walki z „banderowcami”, których nikt nie widział”. Sprawą zajęła się tamtejsza prokuratura.
Na Litwie od pół roku bez przeszkód działa i rozwija się wirtualna „Wileńska Republika Ludowa”, której celem jest zamach na chronione konstytucyjnie suwerenność i niepodzielność państwa litewskiego. Litewska prokuratura sprawą zajmuje się już od pół roku, ale jak na razie nie ma żadnych wyników dochodzenia. Tymczasem równolegle powstała również wirtualna „Lwowska Republika Ludowa” zaczyna powstawać również w rzeczywistości.
„Rzeczywistą autonomię dla Lwowa” — pod takim, między innymi, hasłem niedawno w stolicy Galicji Wschodniej odbył się wielotysięczny wiec domagających się przyznania regionowi statutu autonomii. I choć jego uczestnicy nie odwoływali się bezpośrednio do retoryki republik ludowych Donbasu, to jednak ich hasła, a zwłaszcza krytyka wobec władz centralnych w Kijowie, niewiele różniła się od propagandowej retoryki „republoludów” na Donbasie.
Akcja „Falangi” na pograniczu polsko-ukraińskim, wirtualne inicjatywy republik ludowych i ta, nabierająca realny charakter we Lwowie, szeroko były naświetlone w rosyjskich mediach kontrolowanych przez Kreml. Dlatego pytania, na czyją potrzebę, ale też, za czyje pieniądze, prowadzone są takie akcje i powstają takie inicjatywy, mają charakter raczej retoryczny.
„Podgrzewanie afery z banderowcami na Zachodzie Ukrainy to takie same działania jak wspieranie separatystów na Donbasie. Ci ludzie mogą być motywowani ideologicznie, ale równie dobrze mogą być po prostu wspierani przez Rosję” — ocenia w rozmowie z „Newsweekiem” Piotr Kościński, koordynator programu Europa Wschodnia w Polskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych.
„Akcją formowania antybanderowskich patroli obywatelskich zainteresowały się media, którym udzielono wszelkich niezbędnych informacji — materiał na ten temat wyemitowała rosyjska stacja NTV” — czytamy z kolei w serwisie XPortal założonym przez Bartosza Bekiera, byłego lidera mazowieckiego ONR-u. Bekier sam często jest wykorzystywany przez rosyjskie media, w których występuje w roli „młodego polskiego politologa”, który nie boi się mówić „prawdy o wydarzeniach na Donbasie” i sprzeciwia się polityce polskiego rządu „wspierania junty w Kijowie”.
Jeżeli prześledzimy działalność portalu „młodego polskiego politologa”, anonimowych na razie autorów Wileńskiej i Lwowskiej Republik Ludowych oraz „antybanderowskich” patroli „Falangi”, to widać, że wszystkie te inicjatywy, jeśli nie są wspólnie koordynowane, to co najmniej powiązane ze sobą ścisłą współpracą.
„Dobra inicjatywa, ale kiedy panowie nacjonaliści ruszą na Wileńszczyznę?” — tym pytaniem autorzy profilu „Wileńskiej Republiki Ludowej” natychmiast odreagowali na „antybanderowską” akcję „Falangi” zamieszczając informację z serwisu XPortal na swojej stronie.
W tym kontekście jedynie dziwić może słaba aktywność, a faktycznie ostatnio jej brak, administratorów „Lwowskiej Republiki Ludowej”. Ostatni wpis tam zamieszczono jeszcze w kwietniu tego roku. Może to jednak oznaczać, że koordynatorzy tych działań uznali, iż lwowska inicjatywa wirtualna nie zbiera należytego poparcia, a polski kontekst na zachodniej Ukrainie nie sprawdza się. Bo warto też zauważyć, że wiec ws. autonomii Lwowa 18 lipca nie miał charakteru narodowego. Autonomii domagano się na tle pogarszającej się sytuacji gospodarczej.

Fot. M. P.
Może więc to oznaczać, że strategowie jątrzenia społecznego uznali, że na zachodniej Ukrainie pierwiastek ekonomiczny bardziej sprawdzi się w rozwoju separatystycznych inicjatyw niż narodowy. O słabym zainteresowaniu polską „Lwowską Republiką Ludową” świadczą też „lajki” (statystyka polubień stron), bo gdy lwowska wirtualna inicjatywa zebrała dotychczas 2 525 tzw. polubień, to autorzy wileńskiej strony cieszą się poparciem już ponad 4 200 osób.
„Żadna strona na Facebook czy vkontakte itp. nie posiada właściwości bojowych, a szkoda. Gdyby faktycznie tak było, a „lajki” przekładałyby się na siłę bojową, mielibyśmy już armię większą niż rząd Litwy” — mówią w wywiadzie dla XPortalu autorzy wirtualnej „Wileńskiej Republiki Ludowej”. Cieszą się też, że grono sympatyków inicjatywy stale rośnie, co może być prawdziwym powodem „do obaw dla okupantów Wilna”, bo to oznacza, że w opinii coraz większych rzesz Polaków na Litwie „skończyły się dni kołatania”.
„Naszą stronę lubią zarówno Polacy z Litwy, jak i z Państwa Polskiego, ale również miejscowi Rosjanie i Białorusini. Pytają: jak wam pomóc?” — przyznają się założyciele wileńskiego profilu.
Po jego pojawieniu się w litewskich mediach zawrzało. Zawrzało również wśród polityków. Konserwatywny poseł Arvydas Anušauskas, członek sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony uznał, że stroną powinni zająć się prokuratorzy i złożył w tej sprawie stosowne zawiadomienie.
„Nie możemy tego potraktować jak żartu. Konstytucja zawiera zapis o niepodzielności granic. Nie można żartować sobie z Konstytucji Litwy. Sprawcy powinni być wykryci i pociągnięci do odpowiedzialności” — mówił w lutym tego roku poseł Anušauskas.
Przed kilkoma miesiącami sprawdziliśmy, jaki jest postęp w postępowaniu prokuratorskim ws. zawiadomienia polityka.
„Odpowiadając na Państwa zapytanie informujemy, że dochodzenie w tej sprawie wciąż trwa. Zarzutów nikomu nie postawiono. Obecnie wykonywane są konieczne działania procesowe” — pod koniec marca informowała „Kurier” Rita Stundienė z Prokuratury Generalnej. Po pół roku od wszczęcia dochodzenia otrzymaliśmy od urzędniczki prokuratury identyczną odpowiedź na ponowne zapytanie o postępie w postępowaniu prokuratorskim.
Przypominamy, że profil na Facebooku „Wileńska Republika Ludowa — Виленская Народная Республика” pojawił się 28 stycznia tego roku. Jego autorzy nie kryją swoich sympatii wobec działań separatystów na Ukrainie, którzy stworzyli tamtejsze republiki ludowe w Ługańsku i Doniecku.
„Żądamy wprowadzenia polskich „zielonych ludzików” na Wileńszczyznę i przeprowadzenia tam referendum wśród autochtonicznej ludności”— tymi słowy moderatorzy strony witają odwiedzających wirtualną republikę.

Zawiadomienie do prokuratury ws. strony złożył wtedy nie tylko poseł Anušauskas, ale też Europejska Fundacja Praw Człowieka. A rzecznik Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (służb specjalnych) zapowiadał, że „jeśli się okaże, że zostało złamane litewskie prawo, zostaną podjęte stosowne kroki. Sprawą zajmą się instytucje praworządności”.
Tymczasem autorzy strony otwarcie przyznają się, że ich celem jest oderwanie Wileńszczyzny od Litwy. Zapowiadają, że podejmą taką próbę w drodze „referendum ludowego”, ale też nie wykluczają, że za przykładem ludności Donbasu podejmą też walkę zbrojną w obronie autonomii.
„Naszym celem jest zorganizowanie na Litwie ludowego referendum w sprawie autonomii podmiotu, który roboczo nazwaliśmy Wileńską Republiką Ludową. Projekt nawiązuje do Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego, polskiej autonomii brutalnie stłamszonej przez litewskich komisarzy w latach dziewięćdziesiątych. Strona powstała, by zbadać poparcie dla takiego projektu. Reakcja przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. (…) Zgłasza się do nas wiele osób, chcą pomagać i zakładać struktury. Jestem pewien, że w razie próby zorganizowania referendum, zostalibyśmy zaatakowani przez siły rządowe i skończyłoby się tak jak 24 lata temu. Albo gorzej. Czeka nas długi marsz, ale jesteśmy zdeterminowani i pewnego dnia — może nie w tak odległej przyszłości — musi się udać i zwyciężymy” — mówią dla serwisu XPortal autorzy wileńskiego profilu i zapowiadają, że „jeśli sytuacja będzie wymagała eskalacji, np. podczas obrony referendum, to jesteśmy na to gotowi. Tak jak dzielny lud Donbasu. Agencje DRL i ŁRL informowały zresztą już o naszej inicjatywie, bo również widzą w nas siebie”.
Inicjatorzy „Wileńskiej Republiki Ludowej”, choć twierdzą, że chcą jedynie „równych praw” dla Polaków, Rosjan, Białorusinów, ale także Litwinów i nie interesuje ich polityka, ani ideologia, jednak występują przeciwko „szowinistów i baz NATO”. Analogiczne postulaty wykorzystano w swoim czasie na Donbasie dla wzniecenia tam ruchów separatystycznych. Dziś podobną retorykę powiela rosyjska propaganda dla usprawiedliwienia marionetkowych republik ludowych i dyskredytacji władz Ukrainy oraz wspierających ich w walce o suwerenność i integralność terytorialną państw Zachodu.