Litwa, ale też Łotwa i Estonia, w Unii Europejskiej często są nazywane wyspami energetycznymi. A wszystko za sprawą łączy, które jeszcze z czasów sowieckich trzymają w przenośni i dosłownie na uwięzi gospodarki energetyczne tych krajów.
Rosyjsko-unijna wojna na sankcje pokazała, że gospodarka naszego kraju, również i wciąż jest mocno integralną częścią rosyjskiego rynku. Ale chodzi nie tylko o gospodarkę. „Kurier” przejrzał afisze koncertowe, które nie pozostawiają złudzeń — kulturowo również wciąż nam bliżej do Moskwy niż do Warszawy, czy Berlina, Sztokholmu, czy Pragi, a z Londynem, Paryżem, czy Nowym Jorkiem dzieli nas przepaść. Jeśli jednak chcąc pozbyć się zależności energetycznej czy gospodarczej od Rosji, Litwa sporo inwestuje w alternatywną infrastrukturę, która ma połączyć i zintegrować nas z Zachodem, to wyrwaniu społeczeństwa z kręgu rosyjskiej dominacji kulturowej niewiele poświęca się uwagi. Środków wcale.
A chodzi o sprawę wielkiej wagi, bo jak wyraźnie pokazała rosyjska inwazja na Ukrainę, dla osiągnięcia swoich celów uprawia się nie tylko politykę finansową, czy gospodarczą, ale też coraz częściej również politykę historyczną i kulturową. Dlatego nieprzypadkowo na liście osób objętych zachodnimi sankcjami znalazły się też nazwiska wielu rosyjskich artystów, których na Zachodzie ogłoszono personami non grata bynajmniej nie z powodu ich twórczości. Dlatego natomiast, że swoją twórczością, jak na przykład Josif Kobzon, wspierają rosyjską agresję na Ukrainie. Albo dlatego też, że osobiście — jak popularny również na Litwie aktor Michaił Poreczenko strzelając w Doniecku do ukraińskich żołnierzy — zachęcają do dalszej agresji. Zanim jednak Poreczenko wziął do ręki „kałasznikowa” i zaczął strzelać do Ukraińców, był on elementem rosyjskiej ekspansji kulturowej.
Aktor cieszył się na Ukrainie ogromną popularnością i zbierał pełne sale widzów podczas swoich występów. Nie tylko on, również Kobzon, czy też piosenkarka Valeria zbierały na swoje występy największe sale koncertowe w Kijowie, Charkowie, czy Odessie. Dziś są tam personami non grata — Kobzon objęty sankcjami międzynarodowymi, a Valeria ukraińskimi, za to, że usprawiedliwiała rosyjską aneksję Krymu i popiera politykę Kremla na Donbasie. Popularna również w krajach bałtyckich piosenkarka ma też zakaz wjazdu na Łotwę, która aktywnie stosuje ten mechanizm prewencji przeciwko kremlowskiej propagandzie uprawianej również przez rosyjskich artystów. Litwa, której politycy głośno mówią o zagrożeniu rosyjską propagandą, niewiele dokłada starań, by walczyć z nią skutecznie. Być może dlatego wśród zagranicznych anonsów koncertowych na Litwie prawie połowę stanowią zapowiedzi występów rosyjskich artystów.
Przy tym jadą do nas nie tylko wielcy i wybitni rosyjscy artyści, ale też tacy, w których twórczości trudno doszukiwać się dużych wartości artystycznych. Już za trzy tygodnie w Wilnie odbędzie się, na przykład, głośno zapowiadany Festiwal Rosyjskiego Szansonu. Nie usłyszymy jednak tam wybitnych wykonawców tego gatunku, jak na przykład Aleksandra Rozenbauma, lecz utwory powiązane ze środowiskiem więziennym, ludźmi w niewoli. Świadczą o tym chociażby nazwy zespołów uczestniczących w koncercie: „Worowajki”, „Butyrka”, czy etalonu więziennej piosenki — „Bumer”.
Z komentarzy pod afiszem koncertu wynika, że piosenek o tym, „jaka jest jesień w łagrach tajgi”, czy romantycznej miłości do recydywisty zbuntowanej 15-latki z dobrej rodziny, która z nim „poznawała znaczenie słów „złodziejka” i „dziwka”, będą słuchali razem Rosjanie, Polacy i Litwini.
„Pójdę! Bilety już mam” — pod anonsem festiwalu więziennych piosenek na jednym z serwisów społecznościowych komentarz zostawiła Renata O.
„Obowiązkowo pójdę” — napisał Robertas S.
„LIUKS” — lakonicznie ale dużymi literami dodał Ramūnas B.
Ich entuzjazmu nie studzi nawet dosyć wysoka cena biletów. Za dobre miejsce na sali trzeba zapłacić aż 59 euro. Najtańsza wejściówka kosztuje 35 euro.
Podobnie są wyceniane występy innych rosyjskich artystów z tej samej półki co „Worowajki” i „Butyrka”. Większe gwiazdy za swój występ proszą więcej. Często dużo więcej niż zachodni artyści z wyższej półki. To potwierdza, że litewski widz — niezależnie od narodowości — chętniej wybiera występy rosyjskich artystów niż zachodnich, tym bardziej rodzimych. Na przykład, ceny na promujący nowy album litewskiej legendy rocka „Bix” zaczynają się już od 9 euro. Za niecałe 17 euro otrzymamy jeszcze CD w prezencie. Najdrożej na rokokowym koncercie zapłacimy za miejsce… przy stoliku (sic!). Podobne ceny są na noworoczny koncert litewskich artystów.
Natomiast tam gdzie zaczynają się ceny na koncert „Worowajek” i innych, kończą się najdroższe ceny na noworoczne show Marijonasa Mikutavičiusa lub Sel’a, uznawanych obecnie za najpopularniejszych na Litwie. Z ekonomii wiemy, że cena wyraża stosunek popytu do podaży. I choć ceny na rosyjskie gwiazdy są wysokie, ich podaż jest ogromna. Jak ustaliliśmy, tylko w Wilnie do końca roku odbędzie się kilkadziesiąt koncertów i występów rosyjskich artystów z najwyższej (czyt. — najdroższej) półki. Zarezerwowano największe i też najbardziej prestiżowe sale.
Lolita, Aleksandr Malinin, Walerij Meladze, Waenga, Irina Dubcowa, Denis Maidanow, Maks Korż, „Zwuki Mu”, „Leningrad”, Alena Apina, Shura, „Demo”, „Freestyle”, „A Evropa”. Moskiewski Balet przywiezie legendarnego „Dziadka do orzechów”, a Gosza Kucenko i Irina Apeksimowa wystąpią w spektaklu „Ławeczka”. Będzie też desant rosyjskich kabaretów.
W tym czasie z Zachodu do Wilna przyjedzie kilka legend, jak na przykład „Judas Priest”, czy Glenn Miller Orchestra. Z Polski nie zobaczymy nikogo.