Represje, które mogą skłaniać do wyjazdu z kraju, to od dawna część taktyki Łukaszenki. Tak traktował przedstawicieli opozycji i na pewno uzna za sukces, jeśli Białoruś zaczną opuszczać Polacy – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Aleksander Dobrowolski, doradca Swiatłany Cichanouskiej, białoruskiej działaczki politycznej, kandydatki w wyborach na prezydenta Białorusi w 2020 r., obecnie przebywającej na Litwie.
Jak Pan przyjął wiadomość o zatrzymaniu Andżeliki Borys na Białorusi? Czy spodziewał się Pan, że sprawy mogą się rozwinąć w kierunku, który obecnie obserwujemy?
Było to dla mnie pewne zaskoczenie, choć Andżelika Borys od początku pełnienia funkcji prezeski Związku Polaków na Białorusi wielokrotnie była represjonowana. Nie było to jej pierwsze zatrzymanie za organizowanie imprez kulturalnych, od czasu do czasu działalność ZPB była ograniczana. Na Białorusi nikogo nie dziwi, że ludzie, którzy mają własne zdanie, którzy chcą organizować działalność publiczną, podlegają represjom ze strony władz. Niestety, taka jest sytuacja. Każdy, kto coś robić, może stać się obiektem represji.
Represjom wobec ZPB, aresztowaniom, rewizjom towarzyszy konkretna narracja ze strony władz, która pokazuje Polaków – zarówno tych w Polsce, jak i mieszkających na Białorusi – jako wrogów. Była ona dostrzegalna dużo wcześniej. Łukaszenka już na początku protestów mówił o czołgach przy granicy i polskich flagach w Grodnie. Po co mu jest potrzebna wojna z Polską?
Nie mogę tego wyjaśnić inaczej niż tym, że Łukaszenka zachowuje się już bardzo nieadekwatnie. Boi się, że różne grupy w państwie będą występowały przeciwko jego władzy, i próbuje coś robić. Uważam, że to jego zmaganie się z polską mniejszością narodową jest wielką pomyłką. To nie jest konflikt tylko z Andżeliką Borys czy Andrzejem Poczobutem lub ZPB, ale z całym białoruskim społeczeństwem. Ludzie doskonale rozumieją, że dziś każdy może zostać ogłoszony wrogiem. To, co dziś spotyka Polaków, może spotkać jakąkolwiek inną grupę. Białorusini wiedzą, że nie zagrażają im Polacy ani Żydzi, ani jakakolwiek inna część białoruskiego społeczeństwa. Nie znam ani jednej osoby, poza Łukaszenką i jego najbliższym otoczeniem, która podtrzymywałaby taką narrację.
Aresztowania polskich działaczy spotkały się nie tylko z jednoznacznym potępieniem ze strony polskich władz i organizacji, lecz także ze sprzeciwem międzynarodowej opinii publicznej. Jeśli jednak Łukaszenka nie jest już osobą, która zachowuje się adekwatnie do sytuacji, czy naciski międzynarodowe mogą mieć jeszcze jakiś wpływ na zmianę sytuacji Polaków na Białorusi?
Łukaszenka nie ma zupełnie poparcia poza granicami kraju, nawet poparcie Rosji jest niewystarczające. Dla niego najważniejszy i najbardziej niebezpieczny jest jednak całkowity brak poparcia wewnątrz kraju. To jest jego problem i na różne sposoby próbuje on go przetworzyć na problem wspólny, państwa czy społeczeństwa. Na razie ciągle mu się to udaje, ale nie sądzę, żeby taka sytuacja mogła potrwać długo. Niemożliwe jest trwanie przez długi czas w tej sytuacji. Oczywście, jeśli chodzi o międzynarodową społeczność, na pewno konieczne są kolejne sankcje wobec przedstawicieli białoruskich władz. Dziś nie mamy żadnego prawa, poza wolą Łukaszenki. Bez zdecydowanej odpowiedzi międzynarodowej to bezprawie będzie trwało znacznie dłużej.
Nasilenie represji wobec Polaków przypadło na 25 marca, czyli na nieuznawany przez Łukaszenkę Dzień Wolności Białorusi. Czy można powiedzieć, że ta zbieżność dat jest celowa?
Niewątpliwie tak. Te działania miały bardzo szeroki zakres. Między 25 a 27 marca aresztowano ok. 500 osób. Oczywiste jest, że celem było sparaliżowanie społeczeństwa, tak by nikt nie mógł działać. Aresztowania Polaków były częścią wielkiej operacji zastraszania społeczeństwa. Represje objęły wszystkie osoby, które w tej chwili są uznane za niebudzące zaufania.
Czytaj więcej: Oświadczenie Macierzy Szkolnej w sprawie prześladowania Polaków na Białorusi
Jak przedstawiciele białoruskiej opozycji zareagowali na resztowania przedstawicieli ZPB i oskarżenia, które są kierowane pod ich adres? Nie da się nie zauważyć, że są one właściwie kalką z czasów stalinowskich.
Tak. Zwróciliśmy uwagę na treść tych oskarżeń i uważamy, że są one szczególnie niebezpieczne. Jeśli mówimy o aresztowaniach z ostatnich dni, w tej wielkiej masie tylko Polacy mają sprawy karne. Reszta została aresztowana za działalność publiczną, występowanie przeciwko Łukaszence. Polakom Łukaszenka zarzuca nie tyle dążenie do obalenia władzy, ile działalność nacjonalistyczną, w interesie polskiej społeczności. Białoruska opozycja uważa to za bardzo niebezpieczne dla białoruskiego państwa. Nie można dopuścić do tego, by konflikt polityczny, który jest obecny na Białorusi, został przeniesiony na płaszczyznę narodowościową. W tej sprawie swoje protesty złożyli opozycji, w tym także Swiatłana Cichanouska, która zdecydowanie potępiła zatrzymanie przedstawicieli Związku Polaków na Białorusi. Zauważyła ona, że reżim stosuje coraz większe represje przeciwko mniejszościom narodowym na Białorusi, co jest niedopuszczalne i niszczy stosunki z innymi krajami.
Co dalej czeka Polaków na Białorusi? Czy represje mogą spowodować, że jako uchodźcy polityczni zaczną opuszczać Białoruś? Czy prześladowania grożą tym, że Polaków na Białorusi w końcu nie będzie?
Niestety tak. Zmuszanie do wyjazdu osób, które Łukaszenka uważa za niepewne, to część jego od dawna widocznej taktyki. W ten sposób traktowano białoruską opozycję. Teraz, jeśli Polacy na Białorusi, osoby szczególnie aktywne, które coś znaczą w lokalnych społecznościach będą wyjeżdżać z kraju, na pewno będzie mógł to uznać za sukces swojej polityki. Na pewno będzie się cieszył, jeśli represje spowodują, że część Polaków zdecyduje się na wyjazd z kraju.
Czytaj więcej: „Prędzej piekło zamarznie”. Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiada Białorusi
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 14(39) 03-04/04/2021