Dwukrotnie więcej niż przewidywał projekt. Jakby tego było mało, w roku 1997 w klasach I-XII było ich 2 250 w 91 oddziałach. Najliczniejsza szkoła w Wilnie i na Litwie. Ogromna euforia Polaków i zupełnie odmienne nastroje wśród Litwinów, bo nie tak miało być.
U źródeł szkoły w Justyniszkach
Każde „dzieło stworzenia” ma swój początek, swoich autorów. Świadomość narodowa Polaków na Litwie zaczęła się budzić na dobre w końcówce lat 80. Polskość zataczała coraz szersze kręgi, ale w roku 1986 nikt nawet nie podejrzewał, że Polacy mieszkający na Wileńszczyźnie powołają do życia stowarzyszenie, które ich połączy.
Po czterech latach zrezygnowałam z pracy w klasach początkowych w szkole na obrzeżach Wilna. Nie było wolnych etatów w żadnej z polskich szkół. Miałam kontakt ze swoją poprzednią dyrektorką, panią Teresą Sokołowską, która wpadła na, wydawałoby się, niemożliwy do zrealizowania pomysł. Wymyśliła, by w nowo powstałej dzielnicy Wilna — w Justyniszkach — w szkole rosyjskiej utworzyć pierwszą klasę polską. I właśnie ja miałam to zrobić.
Rozmawiała z dyrektorem M. Miłoszem, który się życzliwie zgodził na tę propozycję. Był Polakiem. Wcześniej pracował jako nauczyciel fizyki w Szkole Średniej nr 29, zaś pani Teresa w tejże placówce pełniła funkcję wicedyrektorki. Na początku czerwca udałam się do szkoły pana Miłosza. Nie było żadnych przeszkód, by ucieleśnić tę ideę. W międzyczasie zupełnie przypadkowo trafił mi się etat polonistki i plan pani Sokołowskiej urzeczywistnił kto inny. Po latach przekonałam się, że nie da się uciec przed przeznaczeniem.
Kolejny etap — budowa szkoły
W roku 1986 w szkole rosyjskiej w Justyniszkach pojawiła się pierwsza polska klasa. W następnych latach takich klas było coraz więcej w tego typu placówkach. Litwa odzyskała niepodległość i na fali odrodzenia uczniów Polaków pojawiło się tak dużo, że siłą rzeczy należało przejść do realizacji kolejnego etapu: budowy szkoły, w której wszystkie polskie dzieci uczyłyby się pod jednym dachem.
Założyciel pierwszej polskiej rozgłośni radiowej na Litwie „Znad Wilii”, sygnatariusz Aktu Niepodległości, pan Czesław Okińczyc, w owym czasie był wiceprezesem Związku Polaków na Litwie, prezesem Oddziału ZPL miasta Wilna.
Zarząd debatował m.in. o problemach, z jakimi boryka się społeczność polska Wilna. Jeden z nich — w nowych dzielnicach nie było polskiej szkoły. Prezes Okińczyc zrobił wstępne rozeznanie w kwestii budowy szkoły, ale na ten temat nikt z władz nawet nie chciał rozmawiać. Państwo litewskie musiało sobie radzić z trudnościami, które świetnie ilustruje Szekspirowskie „być albo nie być” — tragiczna sytuacja ekonomiczna, sowiecka blokada, strach przed utratą niepodległości…
Od przyjaciela, który pracował w dziale prawnym Samorządu m. Wilna, pan Okińczyc dowiedział się, że w Justyniszkach ma być wybudowana szkoła litewska, ale z braku środków prace wstrzymano i projekt ten raczej nigdy nie zostanie zrealizowany. Rozpoczęły się starania o przekazanie społeczności polskiej tych fundamentów. Prezes miał dobre relacje z Senatem RP, Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”, więc Radzie m. Wilna tłumaczył, że chodzi tylko o plac budowy i pozwolenie na kontynuowanie rozpoczętych prac.
Po wielu spotkaniach udało się przekonać Radę Miejską i uzyskać potrzebne dokumenty. Paradoksalnie to zabrzmi, ale ta przysłowiowa ówczesna bieda z nędzą sprzyjała powstaniu polskiej placówki.
Dwa priorytetowe momenty
W zaistniałej sytuacji dwa momenty były priorytetowe. Po pierwsze, nazwa szkoły, co do której nie byłoby podejrzeń, że wzbudzi jakiekolwiek kontrowersje.
„Dla mnie było czymś oczywistym, że patronem ma zostać papież Jan Paweł II, który nie tylko dla Polaków, ale również Litwinów był autorytetem. Z Ojcem Świętym spotykałem się dwukrotnie: w Watykanie i w Warszawie, odbyłem z nim dłuższe rozmowy. Miałem dobry kontakt ze Stanisławem Dziwiszem, sekretarzem papieża. Wykorzystałem te znajomości, by uzyskać oficjalne pozwolenie Watykanu i nazwać budującą się szkołę imieniem Jana Pawła II” — dzieli się wspomnieniami mecenas Czesław Okińczyc.
Po drugie, niezwykle ważny jest lider. W owym czasie radnym m. Wilna był Adam Błaszkiewicz. Wspierał wszystkie polskie inicjatywy. Niejednokrotnie głos Błaszkiewicza był decydujący, gdy trudno było załatwić jakąś sprawę. Na dyrektora nadawał się jak nikt inny. Poza tym radnego i mecenasa łączyła ta sama wileńska Szkoła Średnia nr 26, którą obaj ukończyli.
Rozpoczęła się zbiórka pieniędzy po całym świecie. Bardzo pomógł w tej sprawie ówczesny ambasador RP na Litwie prof. Jan Widacki. W 1994 r. brakowało miliona litów. Uratował sytuację rząd Litwy, który przeznaczył potrzebną kwotę na zakończenie prac budowlanych.
„Jestem bardzo dumny, że w niezwykle trudnych warunkach udało nam się zrealizować ważny projekt i że od lat polskie Gimnazjum im. Jana Pawła II jest w czołówce wśród tego typu szkół na Litwie” — podsumowuje swoją wypowiedź Czesław Okińczyc.
Czytaj więcej: Adam Błaszkiewicz, zwycięzca plebiscytu Polak Roku 2023
Fundusz i pospolite ruszenie
W 1992 r. powstał Fundusz Budowy Szkoły Polskiej w Wilnie. Dzięki ogromnej determinacji i zaangażowaniu: mec. Czesława Okińczyca, pani Teresy Sokołowskiej (stworzyła dział oświaty w ZPL, była inicjatorką założenia Polskiej Macierzy Szkolnej (PMSz) na Litwie), nauczycieli: Krystyny Żabiełowicz (właśnie ona w 1986 r. do pierwszej klasy polskiej zebrała dzieci), Czesława Mickiewicza, rodziców: Bohdana Sobieskiego, Henryka Malewskiego, Anny Milejszo, Janiny Czyż i, jakżeby inaczej, Adama Błaszkiewicza, ówczesnego dyrektora i jedynego Polaka w Radzie m. Wilna, bez którego trudno uzmysłowić sobie trzydziestoletnie dzieje tej placówki — powstało coś, bez czego dziś nie wyobrażamy sobie krajobrazu oświaty polskiej na Litwie.
De facto dyrektor Błaszkiewicz stworzył od podstaw dwie placówki edukacyjne, które z powodzeniem funkcjonują jako progimnazjum i gimnazjum, a patronuje im św. Jan Paweł II. Ta nieliczna grupa działała skutecznie do tego stopnia, że po dwóch latach mogła triumfować.
Każdy chyba ma świadomość tego, że dokonali rzeczy niemożliwej: drogi krzyżowe należało przejść, by uzyskać pozwolenia na budowę, znaleźć pieniądze w dużych ilościach na zrealizowanie projektu, pozyskać jak najwięcej sprzyjających sprawie ludzi.
Bez przesady można stwierdzić, że był to projekt międzynarodowy. Przede wszystkim hojność Senatu RP, życzliwość i zaangażowanie prof. Andrzeja Stelmachowskiego, prezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, sprawiły, że rząd Litwy, Samorząd m. Wilna zgodziły się na negocjacje w sprawie budowy szkoły, również finansowo wsparły inicjatywę. Na liście darczyńców znalazły się nazwiska osób z różnych krajów świata, ale przede wszystkim z Polski.
Ogromne uznanie należy się nam, Polakom, mieszkającym w Wilnie i w regionie wileńskim. Nikt nie pozostał obojętny, wobec tego, co się działo na placu budowy na styku dwóch dzielnic: Justyniszek i Wierszuliszek. Rodzice, dziadkowie przyszłych uczniów nieodpłatnie wykonali szereg prac budowlanych i porządkowych. To była bezcenna pomoc w sytuacji, gdy każdy grosz się liczył. Bez tego swoistego pospolitego ruszenia nie byłoby efektu końcowego — Szkoły Średniej im. Jana Pawła II.
Ci, którzy przed laty poświęcili swój czas i pieniądze tej ostoi polskości, dziś z dumą i zadowoleniem mogą powiedzieć, że się przyczynili do jej powstania.
Ktoś buduje, a ktoś rujnuje
Po uroczystej inauguracji roku szkolnego 1994/1995 kolejnym ogromnym wyzwaniem było „ruszyć bryłę z posad świata”, czyli rozpocząć proces nauczania. Dyrektor i wicedyrektorzy musieli zapanować nad prawie dwoma tysiącami uczniów klas 1-10 (dwóch najstarszych na szczęście nie było), zarządzać prawie 200 nauczycielami oraz licznym personelem technicznym. Praca na pełne dwie zmiany, brak sal lekcyjnych, chociaż przedszkola funkcjonujące w okolicznych dzielnicach przygarnęły klasy początkowe.
Szkoła stała się swoistym sanktuarium, do którego codziennie pielgrzymowali przybywający do Wilna rodacy z Polski i reszty świata. Każda wizyta wymagała przygotowania, poświęcania gościom czasu. Mieliśmy zaszczyt gościć w naszych skromnych progach: prezydenta, premierów, ambasadorów, konsulów, ministrów, prezesów, naukowców, przedsiębiorców, osoby prywatne, wycieczki (!) oraz dość często (stanowczo za często) niezbyt nam przychylnych, wręcz wrogo usposobionych, urzędników z Ministerstwa Oświaty RL.
Na przykład trzy z rzędu wizyty nieproszonych gości zawdzięczaliśmy… okładkom na dzienniki szkolne w kolorze stalowym ze srebrnym napisem na stronie tytułowej: Szkoła Średnia im. Jana Pawła II.
Jakiś szkolny denuncjator doniósł, że napis jest w języku polskim. I wyszła z tego afera, bo nie mieliśmy zamiaru go usuwać nawet po niezbyt miłym pierwszym spotkaniu z przedstawicielami władz oświatowych.
Po części rozumiem Litwinów, urzędników ministerialnych, ale absolutnie w głowie mi się nie mieści zwalczanie naszej szkoły przez prezesa Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, o czym dowiedziałam się z łamów „Kuriera Wileńskiego”, który w marcu 2002 r. opublikował artykuł pt. „Program AWPL a losy Wileńszczyzny”.
Była to relacja z jakiejś konferencji partyjnej, która odbyła się w Domu Kultury Polskiej. Prezes Tomaszewski z trybuny oczerniał szkołę, zarzucał nam lituanizację dzieci i zastanawiał się, „co będzie dalej, jeśli taki stan rzeczy będziemy tolerować?”. Oczywiście, nie mogłam nie zareagować na te bezczelne kłamstwa i napisałam list otwarty do prezesa Tomaszewskiego, który „KW” opublikował 5 kwietnia 2002 r. Śledząc od lat preferencje prezesa AWPL, z perspektywy czasu rozumiem, że nagonka na szkołę była spowodowana m.in. tym, że uczniowie nie mieli lekcji języka rosyjskiego, takiego przedmiotu nie było w planie nauczania naszej szkoły.
Dopiero po podziale szkoły na dwie odrębne jednostki nowa administracja wprowadziła język rosyjski. Niestety, tak już jest: ktoś buduje, a ktoś rujnuje, przy czym wiadomo, że „dzieło tworzenia” wymaga zdecydowanie więcej wysiłku i czasu niż „dzieło zniszczenia”.
Na co dzień mieliśmy tysiące uczniów, nie zawsze aniołków. Szczególnie negatywnie wyróżniała się młodzież z jednej polskiej szkoły, która postanowiła skorzystać z okazji i pozbyła się wszystkich nastolatków, którzy sprawiali kłopoty wychowawcze, a mieszkali w promieniu kilku kilometrów od naszej placówki. Dobrych, pilnych uczniów za wszelką cenę chcieli zatrzymać u siebie. Wicedyrektor tej szkoły ze złośliwym uśmieszkiem pytał mnie, jak sobie dajemy radę z ich wychowankami.
Mieliśmy tysiące rodziców, uczniów, tysiące różnorodnych problemów do rozwiązania i prac do wykonania. Pracowaliśmy codziennie po 13-15 godzin, również w dni wolne i podczas urlopu. Od nauczycieli wymagaliśmy uczciwej, rzetelnej pracy. Zdecydowana większość z nich świetnie radziła sobie z dziećmi i młodzieżą, z oddaniem i zapałem uczyła je i się nimi opiekowała. Wśród ogromnej liczby nauczycieli znalazły się też osoby przypadkowe, nieodpowiedzialne, lekceważące swe bezpośrednie obowiązki. Należało je postawić do pionu albo „podziękować” za współpracę. Nie były to przyjemne sytuacje.
Gościnność, kreatywność, działalność
Od początku byliśmy szkołą otwartą dla tych, którzy prowadzili jakąkolwiek działalność społeczną lub kulturalną w środowisku polskim na Litwie. Był to swoisty dom kultury polskiej w Wilnie. To u nas co roku odbywały się imprezy sygnowane przez PMSz na Litwie i Konsulat Generalny RP na Litwie, np. finał Konkursu Recytatorskiego „Kresy”, konkurs „Najlepsza szkoła — najlepszy nauczyciel”, Związek Harcerstwa Polskiego na Litwie miał swoją siedzibę, radio „Znad Wilii” organizowało eliminacje do Festiwalu Piosenki Polskiej, Stowarzyszenie Naukowców Polaków Litwy — sympozjum poświęcone Józefowi Piłsudskiemu z udziałem Jadwigi Jaraczewskiej, córki Marszałka.
Już po paru latach funkcjonowania szkoła wyraźnie wyróżniała się wśród innych placówek polskich swoimi dokonaniami na różnych płaszczyznach działalności. Uczniowie, zachęcani przez nauczycieli, uczestniczyli we wszystkich olimpiadach przedmiotowych, konkursach recytatorskich, plastycznych, literackich, matematycznych, zawodach sportowych itp. Nie tylko brali udział, ale zajmowali najwyższe miejsca na podium i zdobywali nagrody.
O sukcesach i o tym, „co w szkole piszczy”, informowała gazetka szkolna „Zwierciadełko”, której pierwszy numer ukazał się we wrześniu 1995 r. Jako jedyna ze szkół polskich co roku latem organizowaliśmy Międzynarodowy Plener Plastyczny pt. „Wilno”, w którym uczestniczyły dzieci z Polski, Niemiec, szkół litewskich, ale przede wszystkim z naszej szkoły. Prace były prezentowane w Instytucie Polskim w Wilnie, w Ministerstwie Oświaty RL, w Samorządzie m. Wilna, ale też w Warszawie i Krakowie.
Z powodzeniem działały dwa teatrzyki szkolne. Na I Festiwalu Teatrów Szkolnych, organizowanym przez Podlaski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” oraz PMSz na Litwie, oba zdobyły tytuł laureata i były zaproszone do udziału w konkursach w Łodzi i Białymstoku. Wyjazdy klasowe i ogólnoszkolne do Polski i po Litwie były bardzo częste i obejmowały wszystkich chętnych uczniów, którzy co roku wyjeżdżali m.in. na kolonie do Polski, obozy harcerskie, wycieczki itp.
Tworzyliśmy tradycje szkoły. Placówka, uroczyście poświęcona w październiku 1994 r. przez nuncjusza papieskiego, co roku 16 października obchodziła święto swego Patrona. Uczniowie starszych klas zapraszali nauczycieli na spotkanie opłatkowe i widowisko pt. „Wigilie polskie”. Tylko w naszej szkole odbywał się konkurs pt. „Moje Wilno”, do którego co roku angażowaliśmy ponad 200 uczniów z klas 5-8, a pytania dotyczyły historii Wilna, zabytków, polskiej przeszłości miasta. To, co wymieniłam, stanowi nieznaczny procent tego, co się działo w rzeczywistości.
„Mądry ten, kto docenia pomoc z wdzięcznością”
„Nikt, kto osiąga sukces, nie robi tego bez pomocy innych. Mądry ten, kto docenia tę pomoc z wdzięcznością” — pisał Alfred Whitehead, angielski fizyk i filozof.
Zaczynać od zera, stworzyć coś z niczego, to ogromne wyzwanie. Nie odnieślibyśmy sukcesu bez bezinteresownej pomocy większych i mniejszych organizacji państwowych i społecznych z Polski i Litwy, ale też z USA, Kanady, Niemiec, Australii i innych krajów. Dzisiaj niemożliwym byłoby wymienić setki naszych dobroczyńców, sponsorów, po prostu ludzi dobrej woli. Z ich przysłowiowych cegiełek powstało piękne dzieło, które od początku służy małym Polkom i Polakom nie tylko z Wilna. Ktoś sfinansował wyjazd na kolonie do Polski, ktoś — mundurki harcerskie, ktoś ofiarował 400 dolarów, a ktoś — 100, ktoś trzy piłki, a ktoś 13 mikroskopów do pracowni biologii, ktoś 5 edukacyjnych programów komputerowych, a inny — nagrody pieniężne dla najlepszych uczniów, ktoś przekazał wzmacniacz i dwie kolumny do nagłaśniania imprez w auli i książki do szkolnej biblioteki, a ktoś 1200 zeszytów do ćwiczeń z matematyki…
Mogłabym wymieniać bez końca te dary, czasami skromne, czasami hojne. Gdy przeczytałam w „Rocie”, czasopiśmie Fundacji Pomocy Szkołom Polskim na Wschodzie im. Tadeusza Goniewicza w Lublinie, że fundacja „załatwiła” i przekazała szkole polskiej w Grodnie drzewa i krzewy, które zostały zasadzone na jej terenie, zwróciłam się do prezesa pana Józefa Adamskiego (poznaliśmy się w końcu lat 70.) z pytaniem, czy nie dałoby się „zazielenić” terenu również wokół naszej placówki.
Pan Józef, dla którego nie było rzeczy niemożliwych, jeżeli chodziło o zaspokojenie potrzeb szkół polskich na Kresach, spełnił moje marzenie i ponad 20 lat teren szkoły w Justyniszkach zdobią dekoracyjne krzewy i drzewa.
Pierwsze sześć lat działalności placówki były najważniejsze i najtrudniejsze pod każdym względem. Ostatecznie w kontekście trzydziestolecia — Gimnazjum im. Jana Pawła II jako szkoła polska na Litwie odniosło spektakularne zwycięstwo, ale ciągle trzeba być świadomym tego, że nie można spocząć na laurach i pozwolić sobie na luz, bo doprowadzi to do nieuniknionej klęski.
Czytaj więcej: Adam Błaszkiewicz: „Przykładem gimnazjum pokazujemy, że polska szkoła jest dobra”
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 32 (97) 31/08-06/09/2024