Więcej

    Kresowa schizofrenia z „Seksmisją” w tle

    Czytaj również...

    Michał Rudnicki
    Michał Rudnicki

    — Przecież gdyby nie mężczyźni, świat nigdy nie ruszyłby z miejsca. Historia postępu to historia mężczyzn. Wszyscy wielcy ojcowie postępu, humaniści, wynalazcy, byli mężczyznami…
    — Niby, którzy? Konkretnie, nazwiska!
    — No, choćby Kopernik…
    — To kłamstwo! Kopernik była kobietą!

    W ten właśnie sposób mieszkanki Państwa Kobiet celnie ripostują przebudzonego po 53 latach hibernacji Alberta Starskiego w kultowej już dzisiaj komedii Juliusza Machulskiego „Seksmisja” (1993). Film ten obfituje w wiele aluzji do sytuacji i życia w państwie socjalistycznym, jakim był PRL. Ale czy tak absurdalne stwierdzenia można odnosić  tylko do nieistniejącego już PRL-u… Niestety, chyba nie…

    Brat Baracka Obamy ma litewską krew — donosi za pewnym dziennikiem jeden z najpopularniejszych litewskich portali internetowych, zamieszczając obok fotografię czarnoskórego Marka Okoth Obama Nsesandjo, którego matka Ruth Nidesand ma być potomkinią emigrantów z Litwy. Brzmi absurdalnie i chociaż przodkowie Ruth Nidesand Litwinami nie byli, ale Żydami, którzy wyemigrowali z dawnych ziem WKL za chlebem do Ameryki, to zawsze, jakby nie było, jeden więcej.

    Takie rewelacje pojawiają się średnio co kilka miesięcy. Do litewskości Adomasa Mickevičiusa wszyscy się przyzwyczaili i nie wzbudza to już dzisiaj większych emocji. Podobnie jest ze Slovackisem, Česlovasem Milošasem, który — notabene — większą część swego życia spędził na emigracji, w Polsce i Stanach Zjednoczonych (taką informację, w języku litewskim i angielskim, znajdą turyści odwiedzający Szetejnie (Šeteiniai) pod Kiejdanami (Kėdainiai), miejsce urodzenia Noblisty), czy też z większością wielkich absolwentów Uniwersytetu Wileńskiego, których litewskie nazwiska złotymi zgłoskami wyrzeźbiono na tablicach umieszczonych na Dziedzińcu Skargi.

    To trochę tak, jak z teorią legendą o rzymskim pochodzeniu Litwinów, niezwykle popularną jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. Jeden z książąt C. (nazwisko znane redakcji), potomków Giedymina, miał się chwalić na przyjęciu ambasadorowi francuskiemu, jak to jeden jego protoplasta, rzymski rycerz z rodu Collona, spacerując po Rzymie, miał wpaść do dziury w ziemi i przelecieć nią na drugą stronę, wypadając na terytorium Wielkiego Księstwa. Czy też z falsyfikowaniem genealogii Paców chcących za wszelką cenę udokumentować swe pokrewieństwo z florencką rodziną Pazzich. Tyle że wtedy każdy dobrowolnie szukał w sobie rzymskiej krwi, a teraz niejako z urzędu nadaje się domieszkę litewskiej. Żywi mogą tu jeszcze zabrać głos, gorzej ze zmarłymi. Na przykład, zupełnie nie bawią rewelacje, o których swego czasu donosił możejkowski (Mažeikiai) tygodnik Santarvė, a także jeden zdawałoby się szanujący swój tytuł ogólno litewski dziennik, o żmudzkiej krwi Papieża Jana Pawła II, którego matka Emilia z Kaczorowskich, miała być córką Juozapasa Kačerovskisa z podmożejkowskiej Leckawy (Leckava). Rzec by można — i śmieszna, i straszna… Przykładów są dziesiątki. Ale, po co to wszystko? Może, żeby się dowartościować? Do niedawna starano się wyrugować z szeroko pojętej Kultury litewskiej, przez duże „K”, wszystko to, co nielitewskie i zanieczyszczone obcymi (najczęściej słowiańskimi) wpływami. Od kilku lat, na szczęście, można zaobserwować tendencję odwrotną. Za dziedzictwo kultury litewskiej przyjmuje się wszystko to, co powstało na ziemiach wchodzących w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, bez względu na język, samoidentyfikację czy przekonania autora. Jest to podejście poniekąd bardzo słuszne i należy się tylko cieszyć, że w końcu doceniono wielokulturowe dziedzictwo Wielkiego Księstwa. A opisane przykłady są przykładem skrajnego podejścia do dej kwestii. Czy jednak warto popadać aż w takie skrajności. Także w kontekście niedawnego wyroku Litewskiego Sądu Konstytucyjnego w sprawie pisowni nazwisk. Chyba – zdaniem braci Litwinów — jednak warto. Bo, po co komu te zmiany? Wszyscy przecież — skoro mieszkamy na Litwie — jesteśmy Litwinami. Bo kim niby mamy być? Ja się akurat tego nie wstydzę. Może dlatego, że wciąż jeszcze słyszę słowa Stanisława Mackiewicza „Cata”: Urodziłem się jako Polak, szlachcic litewski i miłości Wilna nikt nie wyrwie z mego serca. Czyli typowa kresowa schizofrenia. Zresztą z „Seksmisją” w tle.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Blef po litewsku

    Do oddalonego zaledwie kilka kilometrów od granicy polsko-litewskiej Puńska (...)

    Kto tak naprawdę rzucił na kolana Krzyżaków

    Jak wszyscy wiemy, przed 600 laty „poczałasia walka korolu polskomu Władyłsawu Jagoyłu...

    Czy ukaże się kontynuacja książki Vladasa Drėmy „Dingęs Vilnius”

    W 1991 roku ukazało się wiekopomne dzieło wybitnego wileńskiego historyka sztuki (...)

    Dla tych, którzy wierzą w bajki

    „Jeśli chcesz ośle, by pies kochał ciebie, kochajże ty psa…”.