Groby oficerów polskich w Katyniu po raz pierwszy zostały odkryte latem 1942 roku przez Polaków przymusowo pracujących w ramach TODT z pociągu Bauzug nr 2005-M na remontach kolei.
Zostali oni poinformowani przez Rosjan o egzekucjach oficerów polskich wiosną 1940 roku. Wskazano im miejsce pochówku. Rozkopali jeden z największych grobów w kształcie litery „L” i przekonawszy się, że kryją szczątki polskich oficerów, ustawili dwa brzozowe krzyże. Niebawem zostali oni jednak przeniesieni do prac w inny przyfrontowy rejon.
Mieszkający w pobliżu Katynia Iwan Kriwoziercew i Parfien Kisielów 17 i 18 lutego 1943 roku wskazali władzom niemieckim dokładne miejsce pochówku. Został przywieziony batalion jeńców sowieckich i rozpoczęto prace ekshumacyjne. 11 kwietnia agencja TRANSOCEOM nadała komunikat o odnalezieniu w Lesie Katyńskim zwłok 10 tys. polskich oficerów.
W odpowiedzi na komunikat Radia Berlin Radio Moskiewskie i dziennik „Prawda” niebawem doniosły o stanowisku rządu radzieckiego, obwiniając w zbrodni Niemców, którzy mieli jej dokonać w 1941 roku.
Chociaż Niemcy potraktowali tę sprawę instrumentalnie i propagandowo, działania przez nich inspirowane dowiodły niezbicie, że zbrodnia została dokonana w 1940 r., zatem jej sprawcami mogli być tylko Sowieci. Odkrycie dołów katyńskich odsłaniało jedynie część prawdy, ponieważ w dalszym ciągu stanowiło tajemnicę, co stało się z jeńcami z pozostałych dwóch obozów.
Księża i kapelani byli odseparowani wcześniej jako „baranki”, którzy nie stawiali oporu, do smoleńskiego wewnętrznego więzienia. Tutaj w piwnicach urządzono dwie strzelnice. Ofiarę wpychano przez drzwi, a enkawudziści w gumowych fartuchach i rękawicach strzelali do jeńca. Trupy wyciągano do ciężarówek i odwożono do wcześniej przygotowanych dołów.
Ogólny nadzór nad egzekucjami sprawował naczelnik smoleńskiego NKWD Jemieljan Kuprijanow. Rozstrzeliwań w Katyniu dokonywali m. in. naczelnik więzienia wewnętrznego NKWD w Smoleńsku, lejtnant bezpieczeństwa państwowego Iwan Iwanowicz Stelmach, komendant Wydziału Administracyjno-Gospodarczego smoleńskiego NKWD starszy lejtnant bezpieczeństwa państwowego Josif Iwanowicz Gribow, jego zastępca Nikołaj Afanasjewicz Gozdowski i pracownik smoleńskiego NKWD I. M. Silczenkow.
Gdy okazało się, że sowieckie pistolety typu „Tokarewa” po 10 strzałach zacinały się i stawały się bardzo niewygodne w użyciu, wybrano bardziej niezawodny niemiecki pistolet „Walther”. Ta decyzja przez pewien czas stanowiła zagadkę, rzucającą cień podejrzenia na Niemców.
8 maja 1943 roku minister propagandy III Rzeszy H. Goring odnotował: „Na nieszczęście, znaleźliśmy w grobach katyńskich niemiecką amunicję. Trzeba jeszcze wyjaśnić, jak ona tam trafiła. Albo jest to amunicja, którą sami sprzedaliśmy ZSRR za czasów pomyślnego porozumienia, albo Sowieci sami podrzucili nam tę świnię”.
W dniu 25 września 1943 roku wojska radzieckie pod dowództwem generała Sokołowskiego i Jeremienki zdobywają Smoleńsk, wkrótce i Katyń. Dekretem Rady Najwyższej ZSRR z dnia 2 listopada 1943 roku powołano komisję nadzwyczajną do zbadania zbrodni katyńskiej. Jej przewodniczącym wyznaczono osobistego lekarza Stalina — Nikołaja Burdenkę (1876-1946) — prezydenta Akademii Nauk Medycznych, akademika, chirurga. Członek partii od 1939 roku.
W skład komisji weszli pisarz Aleksiej Tołstoj, patriarcha rosyjskiej cerkwi prawosławnej Mikołaj oraz inni. Już w samym założeniu powołanie takiej komisji trąciło obłudą i kłamstwem. Do pracy przystąpiła specjalna ekipa NKWD i kontrwywiadu Smiersz, kierowana przez Wsiewołoda Mierkułowa. Likwidowali wszystkich, którzy świadczyli przy komisji Czerwonego Krzyża i dla Niemców. Do Katynia przez trzy miesiące, do stycznia 1944 roku, wstęp był wzbroniony. Po zakończeniu tych przygotowań 13 stycznia 1944 roku Biuro Polityczne КС WKP(b) powołało tzw. „Specjalną komisję ds. ustalenia i przeprowadzenia śledztwa okoliczności rozstrzelania w lesie katyńskim polskich jeńców wojennych przez niemiecko-faszystowskich najeźdźców”.
Do komisji nie dopuszczono nawet członków zależnego od Kremla Związku Patriotów Polskich pod kierownictwem przyjaciółki Stalina, Wandy Wasilewskiej czy dowództwa sprzymierzonej armii Berlinga. Komisja N. Burdenki podpisała końcowy komunikat, przygotowany przez służby specjalne, obarczający winą za tę potworną zbrodnię Niemców. Polscy jeńcy wojenni mieli zostać wiosną 1940 roku umieszczeni w trzech obozach nr 1-ON, 2-ON, 3-ON (specjalnego przeznaczenia) w rejonie Smoleńska, a następnie zamordowani przez Niemców jesienią 1941 roku. Komunikat ten, podający fałszywe dane na temat liczby ofiar pochowanych w Katyniu (według komisji Burdenki w Katyniu pochowano ok. 11 tys. jeńców polskich, choć faktycznie pochowano ich tam ok. 4 400), opublikowano 26 stycznia 1944 roku.
Będąc u kresu życia w roku 1946 dr N. Burdenko wyznał przyjacielowi prof. dr medycyny Polski Olszewskiemu: „…Jest rzeczą pewną, że istnieją inne Katynie i że zostaną kiedyś odkryte. Jeżeli przeorano by naszą Matkę Rosję, znaleziono by wielką liczbę podobnych mogił… Byliśmy zobowiązani przyjąć oskarżenia niemieckie. Będąc posłuszny rozkazowi osobistemu Stalina, przybyłem do Katynia. Wszystkie ciała spoczywały tam od czterech lat. Śmierć ich nastąpiła w 1940 roku. Nasi towarzysze z NKWD popełnili ciężki błąd…”. Katyń, Miednoje, Kuropaty, ostatnio odsłonięty przez prezydentów Polski i Ukrainy nowy cmentarz naszych rodaków w Bukowinie, kryjący zwłoki prawie 4 tys. polskich oficerów. Możliwie, że jednym z takich miejsc jest właśnie łagier w Kotasie. Czy Polacy w Macierzy nie zadają sobie pytania, dlaczego tak długie lata nie szukano klucza do „zakluczonnych” w archiwach NKWD, KGB Rosji?
Wiosną 1950 roku, w 10. rocznicę mordu katyńskiego, w Londynie odbył się sąd z wystąpieniami świadków i biegłych. Świadkiem koronnym był profesor Stanisław Swianiewicz, jeniec łagru Kozielska. Profesora ocaliło to, że był wybitnym znawcą totalitarnej gospodarki hitlerowskich Niemiec. Jego wiedza stanowiła zainteresowanie Sowietów. Na sądzie Swianiewicz opowiadał, że widział funkcjonariuszy NKWD z najeżonymi bagnetami karabinów otaczających stację i pociąg. Co pół godziny podjeżdżał autobus z zamazanymi szybami, tzw. „cziornyj woron”, zbierając około 30 Polaków. Dopiero później się okazało, że stacja Gniazdowo znajduje się 3 km od Lasu Kozielskiego.
Za te czasy nie słyszałem, by ktoś napomknął o postanowieniach sądu. Anglicy, Winston Churchill, flirtowali z „ojcem narodu”, więc może wstrzymano informację. Lecz po wyzwoleniu Polski z komuny nigdy nie wykrztuszono wyroków londyńskiego sądu. W imię czego?
4 lipca 1943 roku brytyjski samolot wojskowy Liberator, na pokładzie którego był generał Władysław Sikorski wraz z córką Zofią Leśniewską, powracał z inspekcji Armii Polskiej na Wschodzie, rozbił się po 16 sekundach od wzlotu. Samolot pilotował Eduard Maximilian Prchal, czeski lotnik, który jako jedyny został przy życiu. W. Sikorski miał w samolocie dokumenty katyńskie, które potwierdzały, że zbrodni katyńskiej dokonało kierownictwo ZSRR, NKWD i osobiście Stalin. W dniu katastrofy Liberatora na Gibraltarze był ambasador Sowietów w Anglii Iwan Maiski. Cała prawda będzie wyjaśniona, gdy nareszcie Anglicy odtajnią archiwa i rolę, jaką odegrał Winston Churchill i Józef Stalin. Datowana dniem 15 kwietnia 1990 roku, czyli w 50. rocznicę mordu katyńskiego, gazeta „Izwiestija” podaje: „13 kwietnia 1990 roku prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow spotkał się z prezydentem Polski Wojciechem Jaruzelskim. Michaił Gorbaczow wręczył Jaruzelskiemu kopie archiwalnych spisów jeńców polskich, którzy byli w łagrach NKWD w Kozielsku, Starobielsku, Ostaszkowie w 1939-1940 r.”.
Był to historyczny moment. Sowieci przyznali się, że mord katyński nastąpił w wyniku decyzji Stalina, a jego sprawcami zostali NKWD-iści. Padło wówczas stwierdzenie: „Strona radziecka, wyrażając ubolewanie w związku z tragedią katyńską, oświadcza, że jest ona jedną z cięższych zbrodni stalinizmu”.
Wielką rolę w ujawnieniu prawdy odegrali rosyjscy historycy, dziennikarze, którzy, jak pisały w roku 1990 „Moskowskije Nowosti” nie ugięli się pod presją i wykazali ludzką godność. Gorbaczow, jak wszyscy przywódcy, przy przejęciu władzy przyjmował teczkę numer 1, czyli dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej. Całusy i tzw. braterskie uściski Leonida Breżniewa i Edwarda Gierka, choć obaj znali prawdę, znaczyły naprawdę niewiele, jedynie obłudę.
14 października 1992 roku, na polecenie prezydenta Rosji Borysa Jelcyna naczelny archiwista państwowy Rosji Rudolf Pichoja przekazał prezydentowi Polski Lechowi Wałęsie uwierzytelnione kopie dokumentów — uchwały Biura Politycznego WKP(b) z 5 marca 1940 roku z podpisem Stalina. Dokumentacja głosi: „Ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSRR (szef NKWD) Ławrentij Beria skierował do dyktatora Józefa Stalina tajną notatkę nr 794/B, w której twierdził, że polscy jeńcy wojenni 14 736 osób (z czego Polacy stanowią 97 proc.) oraz więźniowie w więzieniach Zachodniej Ukrainy i Białorusi w liczbie 18 632 osób, z czego 1 207 osób — to oficerowie, a 5 441 — to policjanci i pogranicznicy (Polacy stanowią 57 proc.) nie rokują nadziei poprawy i są wrogami ludu i władzy radzieckiej, a stąd podlegają rozstrzałowi. Notatka posiada cztery zatwierdzające podpisy: Józef Stalin, Klement Woroszyłow, Wiaczesław Mołotow, Anastas Mikojan oraz dopisek: Michaił Kalin — „za”, Lawrentij Beria — „za”. Lazar Kaganowicz — „za”.
***
Dopiero więc schyłek epoki gorbaczowskiej, przynoszący politykę „głasnosti” (jawności) doprowadził do prawdziwego przełomu w sprawie wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. Ciągle jednak nie znamy okoliczności mordu ani miejsca spoczynku ofiar zbrodni katyńskiej przetrzymywanych w więzieniach tzw. Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy. Tylko udostępnienie wszystkich dokumentów przez stronę rosyjską może jednoznacznie wyjaśnić okoliczności, sprawców, dokładną liczbę i tożsamość zamordowanych Polaków. W czasie wizyty w Polsce prezydent Rosji Borys Jelcyn złożył kwiaty pod Krzyżem Katyńskim na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach i wypowiedział sakramentalne: „Prostite!” („Wybaczcie!”). Jelcyn zrobił więc to, czego nie zdołał wykrztusić z siebie Michaił Gorbaczow. W Katyniu później byli obecni i złożyli kwiaty Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew. Są to ważne symbole, jednak niewystarczające, żeby stwierdzić, że Rosja zrobiła wszystko ws. wyjaśnienia zbrodni sowieckich przeciwko Polsce i Polakom.