Rozmowa z dr. hab. Łukaszem Niesiołowskim-Spanò, potomkiem słynnej rodziny z Wilnem związanej. Wnukiem światowej sławy malarza Tymona Niesiołowskiego
Co Pana sprowadziło do Wilna?
Pierwszy raz przyjechałem tu w roku 1988, obecnie jest to moja druga wizyta. Tym razem przyjechałem ze swoimi córkami. Postanowiłem pokazać im miasto, z którym związane są losy naszej rodziny. Wędrowaliśmy wileńskimi śladami.
Kogo dotyczą te ślady?
Przede wszystkim mojego dziadka, Tymona Niesiołowskiego. Mieszkał w Wilnie w latach 1926-1945, z czego większość czasu przy ulicy Zamkowej 24 (dziś 22), tam gdzie znajduje się popiersie Juliusza Słowackiego. Dziadkowie mieszkali na pierwszym piętrze, we frontowym skrzydle z widokiem na kościół św. św. Janów i ulicę Świętojańską.
Na balkonie od strony podwórza — dziś bardzo odmienionym — pierwsze kroki stawiała moja mama, Dorota Niesiołowska, urodzona tu w 1934 roku. Jest konserwatorem malarstwa. Przez wiele lat pracowała w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Nosi Pan podwójne nazwisko, jaka jest tego przyczyna?
Mój ojciec był Włochem — nazywał się Donato Spanò, mama, jak mówiłem, jest Polką z Wilna. Po nich odziedziczyłem podwójne nazwisko, żeby było sprawiedliwie. Urodziłem się we Włoszech, ale czuję się chyba bardziej Polakiem, ponieważ w Polsce spędziłem większą część życia.
Czy Pana zawód ma coś wspólnego ze sztuką?
Pracuję na Uniwersytecie Warszawskim, w Instytucie Historycznym. Zajmuję się historią starożytna, Biblią i dziejami starożytnej Palestyny.
Wróćmy na grunt wileński. Proszę przybliżyć naszym czytelnikom postać Pańskiego znakomitego dziadka Tymona Niesiołowskiego.
Dziadek urodził się we Lwowie w 1882 roku. Rodzina Niesiołowskich była dość rozległa i od dawna osiadła w Galicji. Studiował w Krakowie u Mehoffera i Wyspiańskiego, potem wiele lat mieszkał w Zakopanem. Z tego okresu wywodziły się jego liczne przyjaźnie z wieloma ludźmi sztuki, w tym Witkacym. W 1926 r. przeniósł się do Wilna, gdzie objął stanowisko dyrektora Szkoły Rzemiosł Artystycznych. Wstąpił też do Wileńskiego Towarzystwa Artystów Plastyków. Od 1928 nauczał malarstwa oraz projektowania tkanin i plakatów na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego. Stąd adres na Zamkowej, bo mieszkanie było uniwersyteckie.
Indywidualne pokazy twórczości Niesiołowskiego odbywały się w wielu miastach Polski. Uczestniczył też w prezentacjach polskiej sztuki za granicą organizowanych przez Towarzystwo Szerzenia Sztuki Polskiej wśród Obcych, m. in. w Helsinkach i Sztokholmie (1927), Wiedniu i Brukseli (1928), Hadze i Amsterdamie (1929) oraz Edynburgu (1932). W okresie 1940-1941 pełnił funkcję prezesa Związku Plastyków Wileńskich i wykładał w Akademii Sztuki. W 1945 osiadł w Toruniu. W latach 1946-1960 kierował Katedrą Malarstwa Sztalugowego Sekcji Sztuki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Na pewno odegrał dużą rolę w Toruniu, gdzie pozostawił po sobie wspomnienie wyjątkowego wykładowcy. Jest nadal ceniony jako malarz-formista. Zmarł w 1965 roku w Toruniu. O życiu dziadka można przeczytać w jego opublikowanych wspomnieniach.
Wileńskie ślady dziadka?
Wiem, że w Kolonii Wileńskiej, w tamtejszym drewnianym kościele pw. Chrystusa Króla nad wejściem jest płaskorzeźba św. Krzysztofa, patrona Wilna, którą Tymon wyrzeźbił w czasie drugiej wojny światowej. Ze wspomnień wynika, że zamówienia kościelne podczas okupacji ratowały życie rodziny. Było bardzo ciężko materialnie.
Uniwersytet był zamknięty, nie było pracy, dziadek jak mógł tak zarabiał. Malował nawet pocztówki. W kościele pw. św. Teresy podobno są dwa obrazy z tego okresu pędzla dziadka. Podobno w litewskich zbiorach muzealnych znajdują się również jego prace. Namalował on także w Wilnie portret światowej sławy lekarza-onkologa Kazimierza Pelczara. Wiele obrazów dziadka znajduje się również w kolekcjach prywatnych.
Do Wilna wielokrotnie przyjeżdżał Krzysztof Niesiołowski. Jaki jest stopień pokrewieństwa z nim?
To był mój wuj, brat mamy. Krzysztof Niesiołowski był o 7 lat starszy od mamy. Był reżyserem w teatrach lalkowych. Przyjeżdżał do Wilna bardzo często, miał tutaj wielu przyjaciół, niejednokrotnie pisał o nim „Kurier Wileński”. Moja mama, kiedy wyjechała z Wilna, miała 11 lat, zaś wuj 18. Było to w 1945 roku. Rzecz jasna, wuj więcej pamiętał o życiu towarzyskim i kulturalnym sprzed wojny i w jej trakcie.
Często wspominał różne wydarzenia, swoich znajomych — w domu pełno było Wilna. Często słyszałem wspomnienia o niezrównanym smaku wileńskiej babki ziemniaczanej. Ale jadało się i chłodnik, i pierogi litewskie, tzw. kołduny. Gdy rodzina znalazła się w Toruniu, okazało się, że kuchnia pomorska jest całkiem inna.
Źródła podają, że Pana dziadek mieszkał na ulicy Wiosennej 6…
Tak, to był jego pierwszy adres w Wilnie. Mieszkała tam później ciotka dziadka, Anna Dzikowska. Pochowana jest na pobliskim cmentarzu św. św. Piotra i Pawła. Nigdy nie wyszła za mąż, zawsze towarzyszyła dziadkowi. Gdy po studiach w Krakowie pojechał do Zakopanego, gdzie mieszkał przez 20 lat, ciotka nadal mu towarzyszyła. Zastępowała mu wcześnie zmarłą matkę. Łączył ich silny związek emocjonalny. Zmarła tu w Wilnie w 1932 roku. Tymon wykonał jej rzeźbę nagrobną, przedstawiającą postać siedzącej kobiety. Jest to jedyny pomnik cmentarny, wykonany przez dziadka. W naszym domu zachował się jej portret, jak mawiamy: cioci-babci.
W jakich muzeach znajdują się dzieła Tymona Niesiołowskiego?
Są w wielu polskich muzeach, oczywiście w Muzeum Narodowym w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, w Toruniu, Bydgoszczy, ale również w Grudziądzu, czy Lublinie. Dziadek uznawany jest za malarza, którego obrazy wypada mieć w dobrej kolekcji polskiego malarstwa XX wieku. Niedawno ukazała się m. in. praca doktorska dotycząca twórczości Tymona Niesiołowskiego. Opisane w niej są prawie wszystkie znane i zachowane dzieła.
Sądzę, że planuje Pan kolejne przyjazdy do Wilna?
Teraz, jak przetarłem szlak do Wilna, przywiozę swą żonę, która nigdy tu nie była. Tym bardziej, że moja teściowa Maria Kałamajska jest historykiem sztuki i wielką miłośniczką waszego miasta. Jest autorką książek dotyczących historii sztuki nowożytnej, w tym sztuki sakralnej na wschodzie Rzeczypospolitej, między innymi na Wileńszczyźnie, np. monografii „Ostra Brama w Wilnie”. Wilno jest niejako nam pisane, a że jest to miasto tak piękne, to nic dziwnego, że nas tu przyciąga. Z pewnością będę starał się tu wracać.