W Niedzielę Palmową tradycyjnie wybierzemy się do kościoła z palmami: ktoś zabierze ze sobą gałązkę jałowca z wpiętą kolorową wstążką, kto inny weźmie gałązki wierzbowe ze świeżymi seledynowymi listkami, większość pewnie zabierze kolorową palmę wileńską kupioną na kiermaszu kaziukowym lub ryneczku kalwaryjskim. Mieszkańcy Solecznik natomiast będą mogli zabrać ze sobą palmę uwitą własnoręcznie, wykonaną według własnego pomysłu.
Każdy chętny poznania tajników tej sztuki mógł przyjść w czwartek do Centrum Kultury w Solecznikach, gdzie palmiarka Anna Kozłowska pochodząca z miejscowości Misiuczany w starostwie turgielskim krok po kroku pokazywała, jak z wysuszonych traw i kwiatków powstaje kolorowa piękna palma wileńska. Nowi adepci tego rzemiosła (rodzice z dziećmi, młodzież gimnazjalna, każdy chętny) stawiali pierwsze kroki w tej niełatwej, jak się okazało, sztuce.
Układanie wzorów na palmie jest zajęciem pracochłonnym, ale też fascynującym. Na patyku zwieńczonym „miotełką” kolejno się układa różnokolorowe kwiaty, przeplatane źdźbłami traw, owija się je nitką. Pod niewprawnymi palcami wzór z kwiatków „ucieka”, a trawka źle owinięta nie chce się trzymać w tym miejscu, gdzie ją przytwierdzono. Toteż nieraz trzeba kwiatki odwinąć i jeszcze raz wzór ułożyć. Taka zwykła palma uczy cierpliwości, ale jakoś nikomu się nie spieszy.
Niektórym idzie sprawnie. Czteroletnia Marta dobiera kwiatki i podaje swej mamie – może dlatego jej palma powstaje najszybciej i wygląda bardzo dostojnie.
— Widać, że ma pani ku temu talent, będzie pani prawdziwą palmiarką – komentuje Anna Kozłowska, pomagając tym, którym idzie trochę mniej zgrabnie. Pokazuje, od czego pracę nad palmą rozpocząć, jak ścinać zbyt długie źdźbła, by palma nie była zbyt gruba, jak tworzyć wzór, pomaga przy wykończeniu pracy.
Palmiarka przyznaje, że tworzy swe dzieła już od ponad 20 lat. W rozmaite wzory układają się kwiatki suchowiejki, kłosy, tymotka, mietliczka i wiele innych. Jej samej nikt tej sztuki nigdy nie uczył, umiejętność przyszła sama. Mówi, że chciała podpatrzeć wzory na palmach, wykonanych przez inne mistrzynie, ale syn jej odradził.
Powiedział: „Mamo, masz swój własny styl i nie psuj tego” — opowiada Pani Anna.
Odtąd tworzy według własnego pomysłu, tradycyjnie. Ma już w tym niezłą wprawę, zrobiła raz wnukowi palmę w ciągu… 7 minut! Ale na taką piękną, okazałą palmę trzeba poświęcić godzinę i więcej. Dużo więcej czasu zabiera samo zebranie traw, ich wysuszenie, rozłożenie, malowanie.
— Zauważyłam, że najlepiej się plecie z traw zebranych w okresie dojrzewania poziomek – zdradza tajemnicę pani Ania. – Jeżeli uzbiera się je nieco wcześniej, wyglądają jak sopelki, jeżeli zbyt późno – bardzo się kruszą, łamią. Wszystko ma swój czas.
Potem trzyma wysuszone kwiaty i trawy w starych szafach na ubranie, gdzie wiszą one przez całą zimę i czekają na swą Palmową Niedzielę.
— Będzie miło przyjść do kościoła z własnoręcznie wykonaną palmą – mówi mama Marty po ukończeniu pracy.
— Bardzo mi się spodobało – wtóruje Wiktoria Gorodiuk, której palma wygląda równie okazale. — Na pewno zabiorę tę palmę do kościoła. A może też nauczę tej sztuki dzieci w przedszkolu?