
Fot. ELTA
W partii Związku Chłopów i Zielonych, która wygrała ostatnie wybory parlamentarne na Litwie i obiecała być bardziej przejrzysta niż jej poprzednicy, wybuchł pierwszy, poważny skandal.
W roli głównej znaleźli się przewodnicząca frakcji tej partii w sejmie Greta Kildišienė, lider Związku Chłopów i Zielonych Ramūnas Karbauskis oraz… nowiutki range rover o wartości ponad 47 tys. euro.
Greta Kildišienė przez cały ubiegły tydzień była na celowniku bodajże wszystkich mediów na Litwie z powodu korzystania z luksusowego samochodu wykupionego w leasingu od spółki Agrokoncernas, której właścicielem jest Ramūnas Karbauskis. Ujawnienie tej dziwnej transakcji poskutkowało tym, że Kildišienė i Karbauskis zostali przez media i społeczeństwo oskarżeni o korupcję oraz romans.
W ocenie politologów ten skandal stanowi dosyć poważny cios wizerunku partii, jednak nie powinien go zniszczyć.
― Sytuacja dziś wygląda nieładnie i poskutkuje spadkiem popularności Związku Chłopów i Zielonych. Od samego początku partia cieszyła się ogromną popularnością, miała wysoko postawioną poprzeczkę w sprawie przejrzystości i otwartości społecznej. Ostatnie wydarzenia rozczarowały mieszkańców i pokazały, że partia nie jest tak przejrzysta, jak deklarowała. Sądzę jednak, że jeżeli w przyszłości podobnych skandali więcej nie będzie, Chłopi i Zieloni odzyskają zaufanie wyborców ― powiedział Kurierowi Wileńskiemu politolog Linas Kojala.
Co do wpływu skandalu na ogólny wizerunek sejmu, politolog zaznaczył, że nie powinno wiele się zmienić.
― Większość mieszkańców ocenia cały parlament przez pryzmat partii rządzącej, więc wszelkie związane z nią skandale obniżają zaufanie względem wszystkich polityków. Popularność naszego sejmu od lat jest tak niska, że nawet nie warto spodziewać się większego jej spadku ― tłumaczył Linas Kojala ― Czy reputację parlamentu można polepszyć? Chyba tak, ale z biegiem czasu i wkładając dużo wysiłku, przede wszystkim w realizację wyborczych postulatów, a przejrzystość partii ma być pokazywana nie poprzez słowa, ale przez czyny.
Tymczasem przewodniczący sejmu Viktoras Pranckietis powiedział niedawno dziennikarzom, że historia wynajmu samochodu przez Gretę Kildišienė ma być lekcją poglądową dla wszystkich posłów.
„W tym miejscu musimy być bardziej przejrzyści i musimy rozmawiać. To jest dobra lekcja dla innych posłów, aby nie myśleli, że są niewidoczni. Jesteśmy osobami publicznymi, dlatego musimy otwarcie rozmawiać o własnych wyborach.” ― powiedział Pranckietis.
Przypomnijmy, że o Kildišienė stało się głośno po tym, gdy media ujawniły, że jeździ luksusowym samochodem, który wiosną ubiegłego roku u Karbauskisa wzięła w leasing jej matka, Vladislava Mikalauskienė. Wcześniej kobieta pracowała jako wychowawczyni w jednym z przedszkoli Poniewieża. Przed miesiącem jednak odeszła z pracy na własne życzenie. Z danych Centrum Rejestrów wynika, że Mikalauskienė jest obecnie kierowniczką i akcjonariuszką spółki Greta Gretos.
Po wyjściu na jaw tych informacji, w mediach pojawiła się masa spekulacji na temat tego, jak pracowniczka przedszkola mogła pozwolić sobie kupno auta o wartości ponad 47 tys. euro. Niezrozumiałym było, dlaczego Mikalauskienė, mając pieniądze na nabycie luksusowego samochodu, kupiła je właśnie w Agrokoncernie, a nie w salonie? Kolejne pytanie ― dlaczego właścicielka nigdy nie korzystała z nabytego auta?
Krytycy natychmiast wysunęli wnioski i obwinili właściciela Agrokoncernu, czyli Ramūnasa Karbauskisa, o to, że finansowo wspiera Gretę Kildišienė. Natomiast jako przyczynę takiego wsparcia zaczęto wskazywać domniemany romans Kildišienė i Karbauskisa, którego rodzina już od pewnego czasu mieszka w Hiszpanii. Sami zainteresowani stanowczo zaprzeczyli wszelkim domysłom na temat romansu. Co do kupna samochodu, zarówno Kildišienė, jak też Karbauskis, długo udowadniali dziennikarzom, że transakcja nie powinna nikogo dziwić, bo była przejrzysta.
Żadne jednak argumenty nie przekonały krytyków i skandal nabrał ogromnego rozpędu, w wyniku czego Greta Kildišienė dostarczyła wczoraj do siedziby Głównej Komisji Wyborczej wniosek o rezygnację z mandatu poselskiego. Parlamentarzystce towarzyszył adwokat.
Wcześniej premier Saulius Skvernelis oraz wiceprzewodnicząca sejmu Rima Baškienė powiedzieli, że Kildišienė powinna zrezygnować z mandatu również z powodu ujawnionej ostatnio informacji o możliwej, bezprawnej korzyści finansowej w miejscu pracy w 2005 roku. Okazało się, że przed ponad dziesięciu laty wobec kobiety miało miejsce postępowanie karne w sprawie kradzieży pieniędzy z miejsca pracy. Sprawa ta została jednak umorzona na podstawie ugody stron.
„Nie oceniłam odpowiednio swoich błędów młodości i możliwego wpływu w sytuacji bycia posłanką na sejm. Rozumiem, że upowszechniona informacja szkodzi reputacji sejmu oraz partii Chłopów i Zielonych.” ― napisała Kildišienė w oświadczeniu.
Greta Kildišienė została wybrana do parlamentu w okręgu jednomandatowym Anykščiai-Poniewież. W związku z tym w okręgu zostaną rozpisane nowe wybory sejmowe.