8 listopada ubiegłego roku w rodzinie Olgi i Dariusa Januszkiewiczów, zamieszkałych w Solecznikach, przyszły na świat trojaczki: Joana, Eliza i Natan. Po pierwszym szoku, który spadł jak śnieg na głowę młodych rodziców, przyszedł spokój. Maluchy urodziły się zdrowe, pięknie się rozwijają i tej wiosny czekają ich pierwsze w życiu Święta Wielkanocne.
W mieszkaniu trojaczków i ich rodziców panuje … cisza. Najmłodsza córeczka Joana drzemie spokojnie w leżaczku i nie jest w stanie jej obudzić ani głośna rozmowa, ani pstrykanie fleszy. Rodzice – Olga i Darius Januszkiewicze – z pogodnymi Elizą i Natanem na rękach uspokajająco tłumaczą, że nie musimy mówić szeptem. Opowiadają o swoim potrójnie szczęśliwym, a zarazem trudnym doświadczeniu.
– Oswoiliśmy się już z tym faktem, że mamy za jednym zamachem trójkę dzieci. Pierwszy szok pozostał daleko za nami. Teraz to my jesteśmy sprawcami szoku: pojawienie się całej naszej trójki, np. w przychodni czy na spacerze, natychmiast budzi wśród ludzi wielkie zdziwienie i zainteresowanie – mówią rodzice.
Olga i Darius znają się praktycznie od dzieciństwa, od czasów szkolnych. Olga pochodzi z Dziewieniszek, Dariusz urodził się w Paszkach, w rejonie solecznickim. Przyjaźnili się przez 10 lat, aż półtora roku temu przysięgli sobie na ślubnym kobiercu miłość i wierność małżeńską. Olga znalazła zatrudnienie jako główny finansista w spółce Solecznickie sieci cieplne. Darek pracuje w spółce Poczta Litewska, a dodatkowo gospodarzy na roli. Kiedy dowiedzieli się, że zostaną rodzicami aż trójki dzieci, pierwszym uczuciem, jak dziś wspominają, był prawdziwy szok.
– Kiedy pojechaliśmy z mężem na nasze pierwsze badanie USG, udzieliło się nam od razu zaniepokojenie lekarki. Darek zapytał, co jest nie tak. Lekarka zaś zaczęła liczyć. „Widzę tu jedno dziecko, dwa…trzy!”. Pielęgniarka, która stała obok, żartem zapytała: „A czwarte, czwarte jest?”. To był szok nie tylko dla nas, lekarka też była zaskoczona. To nie jest codzienne zjawisko, taka potrójna ciąża – wspomina Ola.
Potem były częstsze wizyty u lekarzy w klinice na Antokolu w Wilnie. Ola musiała być pod stałą kontrolą lekarską. Z kolei na badania USG jeździło się do kliniki w Santoryszkach. Na szczęście, ciąża przebiegała podręcznikowo.
– W 33. tygodniu ciąży została zaplanowana operacja. Ogromnie się bałam, pamiętam, że cała się trzęsłam, ale na szczęście dzieci przyszły na świat pomyślnie. Asystował nam cały zastęp lekarzy i rezydentów. Szczerze mówiąc, nie wiedziałabym dziś nawet, komu mam dziękować za szczęśliwy przebieg operacji – opowiada Olga.
– Bałem się trochę, przyznaję, czekałem za drzwiami sali operacyjnej na pierwszy krzyk dzieci – dodaje Darius.
Pierwszy na świat przyszedł Natan, on też był największy, potem Eliza, najmłodsza jest Joana. Natan po urodzeniu ważył 1,930 kg, Eliza 1,600 kg, najmniejsza Joana 1,240 kg. Kruszynki miały wzrost 43, 42 i 41 cm. Nosiły wtedy najmniejsze ubranka w rozmiarze 44, w których się chowały, dziś już mogą się pochwalić rozmiarem 62.
Po narodzinach na początku maluchy trafiły do inkubatorów na oddział intensywnej terapii, gdzie spędziły dwa dni. Potem na miesiąc z mamą zadomowiły się w szpitalu, ponieważ musiały nieco okrzepnąć i przybrać na wadze.
– W pierwszym okresie po narodzinach, jeszcze podczas pobytu w szpitalu, bałam się wziąć Joanę na ręce, taka była malutka i drobna. Skóra jej przeświecała, można było prawie zobaczyć kosteczki. Wyręczały mnie bardzo pielęgniarki, które pomagały przewijać i podawały dzieci do karmienia – wspomina Olga.
Dzisiaj dzieci ważą 5 200, 5800 i 6200 g. Ponieważ maluchy przyszły na świat przedwcześnie, lekarze szacują ich wiek na 3 miesiące.
W rodzinie Olgi już zdarzały się przypadki ciąż mnogich.
– Mój tata miał dwie siostry bliźniaczki, potem dwóch braci, też bliźniaków. Natomiast taty kuzyn doczekał się trojaczków. Widocznie tak już mam zapisane w genach – wnioskuje Ola. – Lekarze sami się dziwili, że moje trojaczki przyszły na świat naturalnie, a nie na skutek sztucznych manipulacji.
Czy dziewczynki jakoś się różnią?
– Dzisiaj nasza Joana jest trochę mniejsza, drobniejsza, Eliza w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy bardziej urosła. Na początku były bardzo podobne. Dzisiaj, kiedy oglądamy zdjęcia ze szpitala, naprawdę trudno jest stwierdzić, która dziewczynka jest która. Czasami rodzicom robiliśmy psikusa, zamienialiśmy dzieci w łóżeczkach i rodzice dawali się nabrać. Dzisiaj to jest raczej niemożliwe – córki już można odróżnić – śmieje się Ola.
Maluchy różnią się też usposobieniem. Natan jest bardziej aktywny, próbuje już przewracać się z brzuszka na plecki, udało mu się nawet, leżąc w łóżeczku, włączyć światło. Joana jako nieco drobniejsza i zwinniejsza też próbuje się przewracać, trochę większa od Joany Eliza odpuszcza sobie akrobacje i ze stoickim spokojem woli obserwować świat. Joana jest też największym śpiochem. Cała trójka uwielbia się bawić balonami, które sprezentowała babcia. Ogólnie jest wesoło: kiedy jedno śpi, drugie się bawi, a trzecie ćwiczy głos.
– Budzą się rano, jedzą i dzięki balonom mają zajęcie na godzinkę, w ciągu której my możemy odsapnąć, spokojnie się wykąpać i zjeść śniadanie – opowiada Ola. – W sumie dzieci nie są kłopotliwe, śpią, jedzą i bawią się. Natan częściej lubi być na rączkach, natomiast Joana woli poleżeć sama. Na razie mogę wyjść na spacer tylko z jednym dzieckiem, bo zabrać całą trójkę jest teraz rzeczą bardzo kłopotliwą.
Zarówno Olga, jak i Darius, są teraz na dwuletnich urlopach do opieki nad dziećmi – macierzyńskim i tacierzyńskim. Bez pomocy taty opieka nad trójką dzieci byłaby nie do pomyślenia. Wszystkie obowiązki młodzi rodzice dzielą na pół: mama karmi i przewija dzieci, tata kładzie maluchy na brzuszku, robi z nimi ćwiczenia, robi zakupy. Potem odwrotnie, zamieniają się rolami. Na maluchy zbawiennie działa kąpiel – wtedy uspokajają się, czasem nawet nie dokończą swej „kolacji”, w trakcie jedzenia zasypiają i przesypiają prawie całą noc. Kąpiel to domena Dariusa, to on zawsze kąpie dzieci.
– Po takiej kąpieli dzieci śpią dłużej, a my możemy dłużej pospać. Jest już łatwiej, bo kiedyś domagały się jedzenia wszystkie jednocześnie i krzyczały, teraz potrafią trochę poczekać – opowiada Olga.
Byłoby znacznie trudniej, gdyby nie znaczna pomoc rodziców Olgi i Dariusa. Dziadkowie są czynni zawodowo, ale przyjeżdżają w miarę możliwości jak najczęściej, żeby odciążyć młodych rodziców i zająć się maluchami. Mama Olgi wpada codziennie („wpada” oznacza pokonanie 30 km drogi z Dziewieniszek do Solecznik, po pracy w szkole, wieczorem zaś babcię czeka droga powrotna do domu).
– Jesteśmy rodzicom bardzo wdzięczni za pomoc, bo możemy wtedy odespać zarwaną noc lub wyjść z domu na spacer, co też jest bardzo ważne – mówią Olga i Darius.
Ze strony państwa młoda rodzina otrzymuje zasiłek na dzieci, tzw. „dziecięce pieniądze”, które przysługują rodzinie wielodzietnej w wysokości 58 euro na każde dziecko. Jak mówi Olga, tych pieniędzy za mało byłoby nawet na pieluchy, które znikają z szybkością paczuszki dziennie. Przysługuje im też 100 proc. wypłata z SoDry od wynagrodzenia Olgi na dwójkę dzieci w ciągu pierwszego roku życia dzieci i 80 proc. od wynagrodzenia w drugim roku, zaś na trzecie dziecko – 70 proc. od wynagrodzenia ojca w pierwszym roku i 40 proc. w drugim. Kiedy te pieniądze się podzieli na niemałe potrzeby małych obywateli, wcale nie są to zawrotne sumy.
– Na brak zajęć nie narzekamy, jest wesoło. Trojaczki to duża radość, dużo hałasu, dużo płaczu, dużo śmiechu i na pewno bardzo dużo szczęścia. Już nie wyobrażamy sobie życia bez naszych maluchów – mówią szczęśliwi rodzice.
Fot. Marian Paluszkiewicz