Kaziuki-Wilniuki są jedyne w Polsce. Niektórych to stwierdzenie dziwi. Mam na myśli nazwę święta, nadaną przez lidzbarczan, gdy mieszkańców tego urokliwego zabytkowego miasta tuż po wojnie los tu zarzucił. Wyjechali z Wilna, ale z Wilnem nie mogli i nie mogą się rozstać. Własnymi siłami, nieco skromnie, odtwarzali święto św. Kazimierza, a nazwali je bardzo sympatycznie i swojsko: Kaziuki-Wilniuki.
Ta nazwa na Warmii i Mazurach trwa lata. Dziękuję tym, którzy stali się pomysłodawcami Kaziuków-Wilniuków z udziałem wileńskich artystów i pod patronatem redakcji polskiej gazety „Kurier Wileński”. Byli to ludzie oddani swej Ojcowiźnie – Wileńszczyźnie.
Na Litwie i w Polsce był to okres zbliżających się przemian politycznych i społecznych. Delegacja z Lidzbarka w osobach śp. śp. Alicji Gdańskiej i Władysława Strutyńskiego przybyła w roku 1989 do redakcji polskiej gazety „Czerwony Sztandar”, z prośbą o zorganizowanie ekipy autentycznego Kaziuka.

| Fot. archiwum K.A.
Podjęliśmy się tego zadania. Pierwszy wyjazd ekipy kaziukowej z Wilna zorganizował już nie „Czerwony Sztandar”, ale „Kurier Wileński”. Pod patronatem polskiej gazety trwa do dziś.
Od czego zacząć tworzenie eksportowego Kaziuka, który w sowieckich czasach był zakazany? Przyszły nam do głowy zwłaszcza palmy wileńskie, cudowne dzieła rąk i serc naszych kobiet wsi podwileńskich.
Razem z koleżanką redakcyjną, śp. Heleną Gładkowską, rozpoczęłyśmy od poszukiwania domów na wsi, gdzie te dzieła artystyczne są wite. Zaczęłyśmy od wsi podwileńskich Krawczuny i Nowosiołki. Zaspy śniegu nie były przeszkodą, aby zajrzeć do jednej czy drugiej chatki.

| Fot. archiwum K.A.
O tych, którzy znani są nie ze sceny
Zauroczyły nas palmy Jadwigi Kunickiej z Krawczun oraz Danuty Wiszniewskiej z Nowosiołek. Trafiłyśmy w sam raz. Te serdeczne podwileńskie kobiety są palmiarkami z dziada pradziada. Matka pani Jadwigi pamiętała przybycie do Krawczun wybitnego artysty malarza, rzeźbiarza, konesera sztuki Ferdynanda Ruszczyca, który piękno, jakimi są palmy wileńskie, nagłośnił niemal w całym świecie.
Kontynuatorkami tego piękna Ziemi Wileńskiej są Leokadia Kunicka-Szałkowska i Agata Wiszniewska-Granicka. Ich prace, palmy, są znane na całym świecie i cieszą się ogromnym powodzeniem. Są to tytułowane mistrzynie swego dzieła. Lidzbark wpisał się również w ich życie od samego początku na Warmii i Mazurach do dziś. Każdego roku.
Są z nami bardzo mili ludzie w osobach Anny i Alvydasa Gryszkiewiczów. Ich dzieło sztuki to przepiękne piernikowe serca. „Serca kaziukowa daja, bo na złotnia mnie nie staja” – śpiewano na jarmarku kaziukowym. Tworzą dzieła sztuki z mąki i lukru. Alvydas jest rodowym piekarzem wyrobów cukierniczych. Jego dziadkowie przed wojną prowadzili cukiernię z własnymi wyrobami. Była ta cukiernia przy ul. Wileńskiej w Wilnie.
Wyroby z drewna Michała Jankowskiego to też prawdziwe dzieła sztuki. Przywozi na jarmark kaziukowy nie tylko przepiękne „ptaki”, ale też rzeźbione „smętki”, przydrożne „kapliczki”, wyroby dekoracyjne czy użytku domowego. Jest tytułowanym mistrzem wyrobów snycerskich.
Na jarmarku zawsze są malarze wileńscy pod egidą Związku Twórczego Artystów Malarzy Polskich „Elipsa”, którego teraz szefową jest Danuta Lipska, uzdolniona malarka. Prace poszczególnych malarzy upiększają dziś mieszkania lidzbarczan, a obrazy Matki Boskiej Ostrobramskiej, dzieło byłego prezesa „Elipsy” śp. Władysława Ławrynowicza, upiększają wnętrza kościołów w Lidzbarku, Mrągowie, Ornecie. Wilnianie przychodzą tu pomodlić się przed wileńską Matką.
Przedstawiciele mistrzów sztuki ludowej nie bywają na scenie, ale są bardzo oczekiwani przez widzów.
Czytaj więcej: Kaziuki-Wilniuki na Ziemi Warmińsko-Mazurskiej

| Fot. Marian Paluszkiewicz
Pierwszy transport
Tak więc w roku 1990 przybyła pierwsza ekipa kaziukowego święta. Oprócz wyrobów mistrzów w autokarze drugim jechali artyści. Pierwszymi byli artyści zespołu młodzieżowego „Świtezianka” z Wileńskiej Szkoły Średniej nr 29, dziś Gimnazjum im. Szymona Konarskiego, oraz inne wówczas dopiero powstałe, m.in. grupa taneczna „Modulis” z Podbrodzia.
W pierwszym przybyciu do Lidzbarka przygód nie zabrakło. Jeszcze była granica i żołnierze pogranicza tu rej wodzili. Nie rozumieli, co to za „towar” wieziemy z kwiatków suszonych. Dopiero gdy obdarowaliśmy celników takim „towarem”, otworzyli przejazd.
Jedziemy dalej, już Lidzbark. Nasze autokary zatrzymały się przy… koszarach. Byłych koszarach, jednak nadal wszystko zostało niczym dla żołnierzy – dwu-, a nawet trzypiętrowe łóżka, zimnawo było, ale żarty nie milkły, piosenki też.
Przy tym rozmieszczaniu naszej 70-osobowej ekipy powitała nas młodziutka pracowniczka Domu Kultury Jolanta Adamczyk. Przez wszystkie nasze przyjazdy była i jest naszym dobrym duszkiem. Zmieniały się jej stanowiska, w tym była dyrektorką Domu Kultury, ale Kaziuki-Wilniuki były zawsze na pierwszym miejscu. Dziękujemy, Jolu, za twoją troskę o nas, swoich rodakach, też jesteś z rodziny wileńskiej.
Nieoczekiwanie do portierni zostali zawołani Jankowscy, ci od rzeźby w drewnie. O co chodzi? Poszli, a tam czeka na nich grupa osób. To rodzina, która mieszka w Polsce. Radość niesamowita, bo nie widzieli się i nawet nie znali się z powodu żelaznej kurtyny długie dziesięciolecia.

| Fot. archiwum K.A.
Pomoc w trudnej chwil
Jarmark kaziukowy już jest na stoiskach. Jeszcze słów kilka o naszych niezastąpionych gawędziarzach – Ciotce Franukowej i Wincuku Bałbatunszczyku. Bez nich nie do pomyślenia byłoby żadne spotkanie kaziukowe. Ileż dowcipu, zabawnych powiedzonek, a jednocześnie, gdy wymaga tego chwila i podpowiada serce, Ciotka Franukowa, prywatnie pedagog, polonistka Anna Adamowicz, z ogromnym wzruszeniem mówi o patriotyzmie, o tym, że serca wilniuków są podzielone na wpół.
„Od tych słów może człowiekowi serce pęknąć” – powiedziała aktorka Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie, wilnianka Irena Telesz.
Wincuk Bałbatunszczyk z Pustaszyszek, wspaniały Dominik Kuziniewicz, miał tu swoją trudną przygodę. Pewnego roku przybył na Kaziuki-Wilniuki po operacji amputacji nogi. Ale przybył i wystąpił, przy koleżeńskiej pomocy swojej partnerki scenicznej Ciotki Franukowej. Pomoc była mistrzowska. Obecni na sali posłowie, goście z różnych miast Polski proponowali pomoc w leczeniu, niektórzy też finansową. Dominik Kuziniewicz, czyli Wincuk, z wdzięcznością pamięta te chwile, przeżyte w Lidzbarku podczas Kaziuków-Winiuków.
Nie zapomnimy pomocy pana Jacka Protasa, który też w ciągu naszych ponad 30 lat współpracy z Kaziukami był z nami jako przewodniczący Rady Lidzbarku Warmińskiego, jako marszałek warmińsko-mazurski i obecnie jako europoseł jest z nami każdego roku. Nawet gdy wilnianie walczyli o zachowanie gmachu legendarnej szkoły na wileńskim Antokolu, również razem z nami walczył.
Czytaj więcej: Dominik Kuziniewicz: Uśmiechniętemu zawsze lżej w życiu kołdybać się

| Fot. archiwum K.A.
Redakcja punktem przesyłkowym
Organizatorom Kaziuków zawsze chodziło nie tylko o przeprowadzenie zabawy kiermaszowej, ale też by mogli coś wartościowego zrobić dla Polaków Wileńszczyzny, którzy przez lata powojenne żyli za żelazną kurtyną, nie mogli przyjechać na ziemię swych ojców – Wileńszczyznę.
Pierwsze wyjazdy kaziukowe na Warmię szczególnie się zapamiętały. Niejednokrotnie w drodze powrotnej nasze autokary były punktem przesyłkowym do Wilna, a redakcja „Kuriera Wileńskiego”, jako patron Kaziuków-Wilniuków, była punktem przesyłkowym – książki, przybory szkolne, ubrania przekazywaliśmy adresatom na Litwie i innych krajów, gdzie rozpoczynali swoją działalność miejscowi Polacy.
Była też piękna akcja, do której z ogromnym zaangażowaniem włączył się cały Lidzbark. Chodzi o pomoc polskiej Kieńskiej Szkole Podstawowej w rejonie wileńskim. Na jedno ze spotkań kaziukowych przybyła dyrektor tej szkoły Eleonora Koleśnik. Opowiedziała organizatorom święta, że ta ich maleńka, ale potrzebna szkoła jest w opłakanym stanie. Dzieci w niej uczą się w zaadaptowanych pomieszczeniach gospodarskich, brakuje elementarnych rzeczy do nauki. Już w roku kolejnym czekały na nas ogromne paki różnorodnych niezbędnych do nauki pomocy. Rzucone w Lidzbarku hasło: „Pomóżmy polskiej szkole w rejonie wileńskim”, przerodziło się w wielką akcję nie tylko w Lidzbarku, ale też w Olsztynie. Z serduszkiem dla polskiej szkoły dzieci zbierały datki przed mszą świętą w kościele. Było tego wiele, nawet odremontowano gmach szkolny. Dzięki Towarzystwu Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej z prezesem prof. Zbigniewem Jabłonowskim na czele dzieciom kieńskim zafundowano nowoczesny jak na tamte czasy telewizor oraz piękne wakacje w Polsce.
To wszystko Kaziuki-Wilniuki, ukochane święto z Wilna przywiezione. Prof. Zbigniew Jabłonowski kochał Wilno obłędnie, zatrzymywał się w swojej wędrówce przy starych domach wileńskich. Na małej Pohulance przy wielopiętrowym gmachu zatrzymał się ze szczególnym wzruszeniem. „To Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta, moje gimnazjum” – wyszeptał. Był wtedy prezesem Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Olsztynie.
Pierwsze lata naszych Kaziuków w Lidzbarku to czas, gdy powstawały towarzystwa miłośników wielu kresowych miejscowości, skąd pochodzą ich korzenie. To właśnie miłośnicy byli inicjatorami kameralnych spotkań wileńskich artystów, wystaw malarstwa i fotografii. To nasza rodaczka z Wilna, wspaniała dziś aktorka Joanna Moro, wtedy gdy była jeszcze gimnazjalistką Gimnazjum im. Adama Mickiewicza i aktorką teatru szkolnego, po raz pierwszy wystąpiła „za granicą”, a był to Lidzbark. Podobnie ówczesna kierownik przepięknego zespołu „Sto Uśmiechów” Marzena Grydź nie ukrywała, że ich zespół też jest po raz pierwszy za granicą. Ogromne podziękowanie składamy wspaniałej pani Janinie Surgał, która z ramienia Towarzystwa Miłośników Ziemi Wileńskiej i Nowogródzkiej w Szczytnie pokłada wiele sił, aby należycie przyjąć gości z Wileńszczyzny.

| Fot. archiwum K.A.
Podziękowania
Szanowni Rodacy! Ci, którzy w dalekich czasach sowieckich wyjechali do różnych miejscowości Polski! Dziękujemy Wam bardzo, że nie zapomnieliście swojej Ojcowizny, że dbacie o pamięć o niej, przekazując to swoim dzieciom i wnukom. Niech te wspomnienia o tym, jak odnowiły się po wojnie stosunki między nami, będą dobrą pamiątką dla kolejnych pokoleń.
Mijają czasy, ale pamięć powinna trwać. Osobiście szczerze dziękuję za te spotkania jako koordynatorka z ramienia „Kuriera Wileńskiego”, patrona Kaziuków, które trwały 35 lat i będą trwać nadal w innym, młodszym składzie. Jestem bardzo wdzięczna obecnemu kierownictwu Lidzbarskiego Domu Kultury, dyrektor Katarzynie Radulewicz, wilniance z pochodzenia, za objęcie na dalsze lata miłych naszemu sercu spotkań kaziukowych. Dziękujemy kierownictwu Lidzbarka Warmińskiego, burmistrzowi Jackowi Wiśniowskiemu za wsparcie tak miłej imprezy sercem pisanej, za tak wspaniałe wydarzenie, które przywozi rodakom zapachy i smaki dawnej Wileńszczyzny.
Jesteśmy nawzajem sobie potrzebni!
Czytaj więcej: Z wileńskim sercem do Polski. Jubileuszowe Kaziuki – Wilniuki na Warmii i Mazurach
Krystyna Adamowicz, dziennikarka, koordynatorka Kaziuków-Wilniuków ze strony wileńskiej
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 9 (25) 01-07/03/2025