Więcej

    Samorządowi kierowcy grożą strajkiem

    Czytaj również...

      Na akcję protestacyjną przybyło około 200 osób   Fot. Marian Paluszkiewicz
    Na akcję protestacyjną przybyło około 200 osób Fot. Marian Paluszkiewicz

    „Kubiliusie, czy też późnisz się z wypłaceniem sobie wynagrodzenia?”, „Kubiliusa transport publiczny nie obchodzi, on przecież jeździ limuzyną…” — takie i inne napisy widniały wczoraj na plakatach pikietujących na Placu Kudirki, przed budynkiem rządu.

    Sankcjonowany wiec zorganizowało Zrzeszenie Związków Zawodowych Pracowników Wileńskiego Transportu Publicznego (ZZSPWTP).
    Podczas pikiety zostały przedstawione żądania wobec rządu. Dotyczyły one przede wszystkim godnych wynagrodzeń za pracę oraz odpowiednich warunków w pracy.
    — Pracujemy bardzo dużo, ale za to otrzymujemy centy. Za godzinę naszej pracy płacą nam 7,4 lita. Chcemy otrzymać to, co nam się należy. Cudzego nie chcemy! Samorząd mówi, że nie ma pieniędzy, ale my też nie mamy środków do życia. Gdy pracuję w pierwszą zmianę, muszę wstać o 3 rano i pracuję do godziny 16.

    — Drugą zmianę zaczynamy o 11.30 i tak do północy… — mówił kierowca transportu publicznego w Wilnie Jonas Kiugeris.
    Na akcję protestacyjną przybyło około 200 osób. Żądali zwiększenia wynagrodzenia, a także zwrócenia części zaległych wynagrodzeń.

    — Jesteśmy oburzeni — umowa zespołowa przez pracodawców jest nieprzestrzegana! Nie za wszystkie nadgodziny płaci się. Samorząd twierdzi, że nie ma pieniędzy. A gdzie one są? Rząd natomiast mówi, że i tak jest zadłużony. Z tego wynika, że zaoszczędzą na nas, na zwykłych kierowcach — mówił Jonas Dėkaminavičius, przewodniczący Narodowego Zrzeszenie Związków Zawodowych Wileńskiego Transportu Publicznego. Apele kolejno przemawiających przerywały skandowane przez zebrany tłum okrzyki, oklaski oraz gwizdanie.

    Pikietujący pytali gdzie zaginęło unijnych 140 mln litów  Fot. Marian Paluszkiewicz
    Pikietujący pytali gdzie zaginęło unijnych 140 mln litów Fot. Marian Paluszkiewicz

    — Niech władza zobaczy, jak ludzie są niezadowoleni! Jeżeli dzisiejsza pikieta nie pomoże, to 14 listopada wileński transport publiczny nie będzie funkcjonował przez co najmniej kilka godzin. Jeżeli i to nie pomoże, to wtedy strajk będzie aż do odwołania. Wszelkimi sposobami będziemy domagać się, żeby nasze żądania zostały spełnione — mówił Algimantas Mačiulis, przewodniczący wileńskiego oddziału ZZSPWTP — Związku Zawodowych Specjalistów i Pracowników Wileńskiego Transportu Publicznego.
    Algimantas Mačiulis zaznaczył, że ten problem jest aktualny nie tylko w stolicy, ale także i w innych miastach Litwy. Jest mu bardzo przykro, że właśnie z powodu takich pikiet mieszkańcy stolicy będą mieli bardzo dużo problemów związanych z dojazdem. Ale ma nadzieję, że wszyscy zrozumieją po co, to jest robione.

    — Niestety, Litwa ma problemy socjalne, ekonomiczne i prawnicze.  Należy je obowiązkowo rozwiązać, a nie o nich ciągle mówić i nic nie robić. Właśnie stąd biorą się te wszystkie pikiety, bo rząd nic nie czyni, aby je rozwiązać. Jeżeli jest umowa zespołowa, to dwie strony muszą ją przestrzegać, a nie tylko jedna, tzn. pracownik — powiedział Jonas Petraška przewodniczący Forum Pracowników Transportu Publicznego.
    Pikietujący wczoraj rzucali oskarżenia, że rząd nic nie robi, żeby polepszyć ich sytuację materialną i, że nie dba o ich dobro. Twierdzili, że nie wiadomo, gdzie zaginęło 140 milionów litów z Unii Europejskiej, które były przeznaczone na infrastrukturę wileńskiego transportu.

    — Jestem naprawdę załamana i nie wiem jak dalej żyć! Z każdym rokiem jest coraz gorzej. Chcemy, żeby nam zwrócili zadłużenie za lata 2009-2011 i od nowa rozpatrzyli wynagrodzenia. Warunki pracy są bardzo ciężkie. Pracujemy w ciągłym napięciu. Godziny pracy są bardzo długie i męczące. A te zmiany, które ciągle są wprowadzane, jeszcze bardziej przeszkadzają w pracy! Chciałabym, żeby ktoś z władzy spróbował naszego chleba… — mówiła kierowca transportu publicznego Alina Riżynskaja.

    Pani Alina podkreśliła, że gdy zostały wprowadzone bilety elektroniczne, to wynagrodzenie kierowców jeszcze bardziej zmalały. Jak twierdzi, stało się to z powodu masowego wykupywania biletów papierowych na zapas:
    — Teraz u kierowców nikt nie kupuje. A każdy, kto sprzedawał bilety w autobusie, od ceny podstawowej otrzymywał 50 procent i to był dodatek do wynagrodzenia.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Barbara Misiun: „Św. siostra Faustyna jest dla mnie niedoścignionym wzorem”

    — Lektura „Dzienniczka” towarzyszy mi od dawna. Jego treść rezonuje z moją duszą, zachwyca mnie, krzepi i dodaje odwagi. Zapragnęłam przedstawić orędzie Miłosierdzia Bożego wszystkim, którzy go jeszcze nie poznali lub zapomnieli o nim. Wiara ma to do siebie,...

    Przedwojenny symbol walecznych kobiet powrócił do dawnej świetności

    — Ten sztandar kiedyś był stracony. Podczas pierwszej wojny światowej został on wywieziony do Polski. Osoba, która prawdopodobnie wywiozła ten sztandar i przechowywała go, mieszkała w Polsce u gospodarzy w gospodzie. Następnie, gdy ta osoba wyjechała z tej gospody...

    Szef Litewskiego Związku Teatralnego: „Teatr musi wywierać wpływ, szokować ludzi”

    — Ludzie chętnie chodzą do teatru, liczba spektakli jest ogromna. Ponieważ nie ma kontroli, wszystkie sztuki, które powstają, są pokazywane, ich wartość artystyczna jest również bardzo różna. Jedna może być pokazywana, a druga nie powinna być pokazywana. Kiedyś mówiono,...

    Św. Józef przychodzi do takiego biedaczka jak ja i mówi: Nie bój się!

    Honorata Adamowicz: Jak narodził się pomysł na film „Opiekun”? Dariusz Regucki: Tak naprawdę nie miałem żadnych osobistych doświadczeń związanych z postacią św. Józefa ani mistycznych uniesień. Propozycję dostałem od producenta, Rafael Film. Dopiero podczas pracy nad scenariuszem zacząłem odkrywać naszego...